Więc jaki był ten Roman Lekapenos, cesarz, który wykradł święty całun Edeseńczykom? Wyobrażała go sobie jako okrutnika, przesądnego i chorego z żądzy władzy.
Historia całunu była dramatyczna: wojny, pożary, grabieże…
Wszystko po to, by go zdobyć, dlatego że tak wielu ludzi przypisywało mu cudowne właściwości.
Ana nie była wierząca, a przynajmniej nie praktykująca.
Owszem, rodzice ją ochrzcili, podobnie jak prawie wszyscy rodzice w Hiszpanii, ale nie przypomina sobie, by od czasu pierwszej komunii była w kościele.
Odsunęła papiery, bo poczuła, że morzy ją sen, więc jak zwykle przed zaśnięciem sięgnęła po poezje Kawafisa i przerzucając kartki, znalazła swój ulubiony wiersz:
Szlachetne głosy i ukochane Tych, co umarli lub tych, Co przepadli, jakby już umarli.
Czasem przemawiają w naszych snach Czasem słyszymy je w umyśle.
I z ich brzmieniem na chwilę powracają Dźwięki poezji najpierwszej naszego życia – Niby muzyka nocą, daleko, co gaśnie*.
Zasnęła, rozmyślając o bitwie, jaką bizantyjskie wojsko stoczyło z wojskami emira Edessy. Słyszała głosy wojowników, trzask płonącego drewna, płacz dzieci. Widziała starców, jak na kolanach błagają o cud.
Jeden z nich podszedł do urny, wyjął z niej starannie złożoną tkaninę i wręczył muzułmańskiemu żołnierzowi, który z trudem opanowywał wzruszenie. Był dumny, że udało mu się pozbawić tych ludzi tak cennej relikwii. Jego wojska zaciekle walczyły o mandylion chrześcijan, bo Jezus był wielkim prorokiem, niech Allah otoczy go chwałą.
Dym osmalił ściany domów, bizantyjscy żołnierze zabrali * przekład Nikos Chadzinikolau wszystko, co wpadło im w ręce, ładując na wozy zaprzężone w muły.
Stary biskup Edessy czuł, że Bóg go opuścił. Nieco później, w kamiennym kościele, który ocalał z pożogi, stojąc u stóp krzyża, otoczony kapłanami i najwierniejszymi z chrześcijan, przysiągł, że odzyska mandylion, choćby miał poświęcić temu całe życie.
Oni, potomkowie Tycjusza skryby, kolosa Obodasa, Izaza, bratanka Josara, Jana Aleksandryjczyka, i wszystkich chrześcijan, którzy oddali życie, by chronić mandylion, odzyskają go, a jeśli nie, ich potomkowie nie spoczną, dopóki tego nie dokonają. Przysięgli przed Bogiem, stojąc przed wielkim drewnianym krzyżem, który górował ponad ołtarzem, przed wizerunkiem matki Chrystusa, przed świętymi pismami.
Anę obudził jej własny krzyk. Sen był tak realny…
Wyjęła z lodówki butelkę z wodą mineralną i otworzyła okno, by wpuścić do pokoju świeże poranne powietrze.
Poczuła, że to, co widziała i słyszała we śnie, zdarzyło się naprawdę. Była tego pewna.
Prysznic przywrócił jej równowagę ducha. Nie była głodna, została więc w pokoju, kartkując kupione ostatnio książki i szukając informacji o Baldwinie de Courtenayu, królu żebraków. Niewiele znalazła. Zajrzała więc do Internetu, choć nie miała zaufania do informacji w sieci. Wpisywała w różnych językach hasło „templariusze” i ku swojemu zaskoczeniu znalazła stronę, która najwyraźniej była oficjalną stroną samego zakonu. Przecież templariusze nie istnieją! Zadzwoniła do szefa informatyków w swojej redakcji. Wyjaśniła mu, czego szuka.
Informatyk oddzwonił pół godziny później. Strona internetowa templariuszy jest umieszczona na pewnym londyńskim serwerze. Prawidłowo zarejestrowana, zdecydowanie legalna.
Addai ostrożnie otworzył drzwi, starając się nie narobić hałasu. Był zmęczony po podróży. Żałował, że nie przyjechał prosto do Urfy, bez nocowania w Stambule.
Guner będzie zaskoczony, kiedy rano odkryje jego nieobecność. Addai nie uprzedził, kiedy wraca. Nikt ze wspólnoty nie znał jego planów.
Bakkalbasi został w Berlinie, stamtąd pojedzie do Zurychu, by dopilnować wypłaty pieniędzy dla dwóch więźniów gotowych zabić Mendibha.
Był przekonany, że Mendibh musi umrzeć. Dobry był z niego chłopak, sympatyczny, bystry, ale policja pójdzie jego śladem i w końcu, po nitce do kłębka, dotrze do wspólnoty.
Udało im się przeżyć Persów, krzyżowców, Bizantyjczyków i Turków. Całe wieki są w konspiracji, spełniając powierzoną im misję. Bóg powinien ich wspierać za to, że są prawdziwymi chrześcijanami, nie robi tego jednak, wystawia ich na straszliwe próby, a teraz skazuje na śmierć Mendibha.
– Powoli wspiął się po schodach i wszedł do prywatnej części domu. Łóżko było pościelone. Guner nigdy nie zaniedbywał swoich obowiązków, nawet gdy, tak jak tym razem, korzystał z krótkiego urlopu. Addai miał w nim wiernego przyjaciela i sługę, który umilał mu życie, spełniając jego zachcianki, zanim ten zdążył wypowiedzieć je na głos.
Tylko on potrafił być bezwzględnie szczery, tylko on miał odwagę go krytykować, czasem nawet Addai wyczuwał w jego głosie nutę wyzwania. A jednak nie, Guner go nie zdradzi. Cóż za niedorzeczne podejrzenie. Jeśli nie będzie mu ufał, nie uniesie tego ciężaru. Przecież jest tylko człowiekiem.
Usłyszał delikatne pukanie do drzwi i szybko je otworzył.
W progu stał Guner.
– Obudziłem cię? – zdziwił się Addai.
– I tak nie mogłem zasnąć. Czy Mendibh umrze?
– Wstałeś z łóżka tylko po to, by mnie o to zapytać?
– Czy coś liczy się bardziej niż ludzkie życie, pasterzu?
– Postawiłeś sobie za cel dręczenie mnie?
– Nie, niech Bóg broni, ja tylko przemawiam do twojego sumienia. Skończ z tym szaleństwem raz na zawsze.
– Idź już, Gunerze, muszę odpocząć.
Guner odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju. Addaj zaciskając pięści, starał się zdusić rozpierającą go wściekłość.
***
Nie spała pani dobrze? – zapytał Giuseppe. Ana w roztargnieniu pogryzała francuski rogalik.
– Ach, to pan! Dzień dobry. Tak, rzeczywiście miałam koszmarną noc. A gdzie Sofia?
– Powinna wkrótce zejść na śniadanie. Nie widziała pani mojego szefa?
– Nie. Dopiero przyszłam.
Wszystkie stoliki w hotelowej restauracji były zajęte. Giuseppe, nie zastanawiając się, usiadł przy stoliku Any.
– Pozwoli pani, że zamówię kawę?
– Naturalnie. Jak rozwija się śledztwo?
– To mozolna praca. A co słychać u pani?
– Zagrzebałam się po uszy w historii. Przeczytałam mnóstwo książek, szukam w Internecie, ale szczerze powiedziawszy, więcej dowiedziałam się wczoraj od Sofii niż ze wszystkich lektur razem wziętych.
– Nic dziwnego, Sofia umie bardzo obrazowo przekazać wiedzę. Ja również wiele się od niej nauczyłem. Proszę powiedzieć, ma pani jakąś teorię?
– Nic konkretnego. Zresztą dzisiaj mam mętlik w głowie. Śniły mi się same koszmary.
– Tak się dzieje, kiedy człowiek ma nieczyste sumienie.
– Słucham?;
– Żartuję. Tak mawiała moja mama, kiedy w dzieciństwie budziłem się z krzykiem. Pytała mnie groźnie: „Giuseppe, co dzisiaj zbroiłeś?”. Była przekonana, że koszmary senne to głos sumienia.
– Nie pamiętam, żebym zrobiła wczoraj cokolwiek, co mogłoby zaciążyć na moim sumieniu. Jest pan policjantem czy również historykiem?
– Tylko policjantem i to mi wystarczy. Miałem szczęście, że trafiłem do tego wydziału, wiele się nauczyłem przez lata pracy z Valonim.
– Widzę, że wszyscy odnosicie się do szefa z wielkim szacunkiem.
– To prawda. Brat pewnie pani o nim opowiadał?
– Santiago też bardzo go szanuje. Zabrał mnie raz do niego na kolację, spotkałam go też w innych okolicznościach.
Do restauracji weszła Sofia i od razu ich zauważyła.
– Co ci się stało, Ano? Nie wyglądasz najlepiej.
Читать дальше