– Chyba powinnam zacząć się martwić. Z daleka widać, 1 że jestem niewyspana?
– Wyglądasz, jakbyś stoczyła walkę z poduszką.
– Trafiłaś w sedno, byłam w samym sercu bitwy, widziałam poćwiartowane dzieci, zgwałcone kobiety, czułam nawet swąd pożaru. Nie powiem, żebym się wyspała.
– Współczuję.
– Sofio, wiem, że masz mnie dość, ale jeśli znajdziesz wolną chwilę, chciałabym wrócić do naszej rozmowy.
– Cóż, jeszcze nie wiem kiedy, ale postaram się znaleźć dla ciebie czas.
Do stołu podszedł Valoni, wertując plik notatek.
– Dzień dobry wszystkim. Sofio, ksiądz Charny zostawił dla mnie wiadomość. Bolard oczekuje nas za dziesięć minut w katedrze.
– Ksiądz Charny? Któż to taki? – zainteresowała się Ana.
– Ksiądz Yves de Charny – odparła Sofia.
– Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – upomniał ją Valoni.
– Muszę być ciekawska – odparła niezrażona Ana. – Inaczej niczego się nie dowiem.
– W porządku. Jeśli jesteście po śniadaniu, bierzmy się do pracy. Giuseppe, ty…
– Tak, idę tam. Później do ciebie zadzwonię.
– Sofio, jeśli się pośpieszymy, nie spóźnimy się do Bolarda. Ano, życzę pani udanego dnia.
– Na pewno będzie udany.
W drodze do katedry Valoni spytał Sofię:
– Jak dużo wie ta Jimenez?
– Nie wiem. Wypytuje mnie o wszystko, sama niczego nie zdradza. Sprawia wrażenie bezradnej, wydaje mi się jednak, że ma więcej atutów, niż daje po sobie poznać. To sprytna dziewczyna. Niby nic, a jednak umiejętnie wyciąga z nas informacje i sama sporo wie.
– Jest bardzo młoda.
– I niegłupia.
– Tym lepiej dla niej. Rozmawiałem z Europolem, pomogą nam. Uszczelnią granice, lotnisko, stacje kolejowe… Kiedy skończymy z Bolardem, podjedziemy do centrali karabinierów. Chcę, żebyś oceniła, jaką akcję zorganizował Giuseppe. Nie możemy liczyć na zbyt wiele posiłków, ale to, co mamy, powinno nam wystarczyć. Siedzenie niemowy też nie powinno być trudne.
– Jak sądzisz, kiedy już znajdzie się na wolności, uda mu się porozumieć ze swoimi?
– Tego nie wiem, ale jeśli należy do jakiejś organizacji, na pewno ma adres kontaktowy. Przecież nie będzie spał na ulicy, musi dokądś pójść. Poprowadzi nas, jestem o to spokojny. Ty zostaniesz w centrali karabinierów, będziesz koordynowała operację.
– Jak to? Nie chcę, wolę iść z wami.
– Nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć. Nie jesteś policjantką, nie wyobrażam sobie, jak ganiasz za jakimś niemową po Turynie.
– Nie zna mnie, nigdy mnie nie widział, mogę się przydać.
– Ktoś musi zostać w centrali, a ty jesteś najodpowiedniejszą osobą. Będziemy ci meldowali przez radiotelefony, jak przebiega akcja. Będziesz na bieżąco. John Barry namówił kolegów z CIA, by udzielili nam nieoficjalnego wsparcia. Pożyczą nam miniaturowe nadajniki, żebyśmy mogli śledzić każdy krok niemowy. W centrali będziesz odbierała sygnały tak wyraźne, jak gdybyś była na ulicy. Giuseppe już rozmawiał z naczelnikiem więzienia, pozwoli nam rzucić okiem na obuwie naszego podopiecznego.
– Chcecie włożyć mu mikrofon do buta?
– Taki jest plan. Niestety, on nie ma porządnych butów, tylko adidasy, więc będzie to trudniejsze, ale chłopcy z CIA nam pomogą. W Stanach przywykli do pracy z obuwiem sportowym, to tylko w Europie nosi się prawdziwe buty.
– Ciekawe spostrzeżenie… Mamy już zezwolenie od prokuratora na przeprowadzenie operacji?
– Nadejdzie najpóźniej jutro.
Ojciec Yves czekał na progu katedry, by zabrać ich do miejsca, gdzie komitet naukowy pod okiem Bolarda pracował nad całunem. Gdy się tam znaleźli, przeprosił ich i zostawił samych, wymawiając się nawałem obowiązków.
***
– Panie, przybył posłaniec od waszego wuja.
Baldwin poderwał się z łoża i przecierając oczy, rozkazał dworzaninowi wprowadzić posłańca.
– Musicie się ubrać, mój panie, jesteście cesarzem, a posłaniec to szlachcic z dworu króla Francji.
– Gdybyś mi o tym ciągle nie przypominał, Pascalu, zapomniałbym, że jestem cesarzem. Pomóż mi. Czy został mi jeszcze jakiś płaszcz z gronostajów, czy już wszystkie sprzedane lub poszły w zastaw?
Pascal de Molesmes, francuski arystokrata i wasal króla Francji, którego ten umieścił u boku swojego nieszczęsnego bratanka, by wspierał go w trudnych chwilach, nie odpowiedział na pytanie cesarza.
Kłopoty materialne cesarstwa stawały się coraz dotkliwsze.
Niedawno władca kazał zdjąć ołów z pałacowych dachówek, by zastawić go u weneckich kupców, którzy robili złote interesy na tarapatach finansowych Baldwina.
Kiedy cesarz zasiadł w sali tronowej, wśród zebranych dostojników przebiegł nerwowy szmer. Wszyscy w napięciu czekali na wieści od króla Francji.
Robert, hrabia Dijon, dotknął kolanem posadzki i pochylił głowę przed cesarzem. Ten dał mu znak, by się podniósł.
– Jakie wieści przynosisz od mojego wuja?
– Jego królewska mość walczy niestrudzenie w Ziemi Świętej, by wyzwolić grób Naszego Pana. Mam dobre wieści o podboju Damietty. Król posuwa się coraz dalej, zdobywa ziemie nad Nilem po drodze do Jerozolimy. Nie może wam teraz pomóc, jak by sobie tego życzył, gdyż wydatki na wyprawy przekraczają znacznie roczne przychody Korony Zaleca wam cierpliwość i wiarę w Pana. Niedługo wezwie Was jako swego ukochanego siostrzeńca i wam pomoże.
Baldwin zmarszczył czoło. Wydawało się, że zaraz się rozpłacze, jednakże twarde spojrzenie Pascala de Molesmesa przypomniało mu, kim jest.
– Przywiozłem wam również list od jego królewskie mości.
Rycerz wręczył cesarzowi zapieczętowany lakiem dokument.
Ten sięgnął po niego i nawet nie spojrzawszy, podał Pascalowi de Molesmes’owi. Potem wyciągnął rękę do Roberta, a szlachcic złożył symboliczny pocałunek na cesarskim pierścieniu.
– Czy dostanę odpowiedź na list króla?
– Wracasz do Ziemi Świętej?
– Wpierw muszę udać się na dwór królowej matki, Blanki Kastylijskiej, by doręczyć jej list od syna, mojego dobrodzieja króla Ludwika. Jeden z rycerzy towarzyszących mi w drodze pragnie już wrócić i wesprzeć króla w walce, to on zaniesie wiadomość od Waszej Wysokości.
Baldwin skinął głową i wstał. Wyszedł z sali tronowej nawet się nie obejrzawszy, przygnębiony wiadomością, że jego wuj, król Francji nie może mu pomóc.
– Co ja teraz zrobię, Pascalu?
– To, co robiliście już tyle razy, panie.
– Mam znów włóczyć się od dworu do dworu i błagać o litość krewnych, choć w swych ciasnych umysłach nie są w stanie pojąć, jak ważne jest, by świat chrześcijański zachował Konstantynopol? To nie mnie pomagają, lecz światu! Konstantynopol to ostatni bastion w walce z islamem, ziemia chrześcijan, ale Wenecjanie to sknery, w dodatku układają się za moimi plecami z Turkami Ottomańskimi, Genueńczycy dbają tylko o dochody z handlu, moi krewni zaś we Flandrii narzekają, że sami mają za mało pieniędzy, by mnie wesprzeć. To wierutne kłamstwo! Czy znów mam korzyć się przed książętami, błagając ich, by pomogli mi utrzymać imperium? Czy sądzisz, że Bóg mi wybaczy, iż zastawiłem koronę cierniową Jego ukrzyżowanego Syna? Nie stać mnie na żołd dla żołnierzy i zapłatę dla służby, że nie wspomnę o mojej szlachcie. Nie mam nic! W wieku dwudziestu jeden lat włożyłem koronę na głowę, marzyłem, że przywrócę imperium splendor, że odzyskam utracone ziemie, a tymczasem, czego dokonałem? Niczego! Odkąd krzyżowcy podzielili imperium i złupili Konstantynopol, z trudem udaje mi się utrzymać królestwo, nawet dobry papież Innocenty jest głuchy na moje błagania.
Читать дальше