Heinz faktycznie się zgłosił i zadzwonił z dołu w umówiony sposób. Wyjęłam z szafy majtki z haftem, który sama zrobiłam, zapakowałam to razem z listem do plastikowego woreczka od suszarki i spuściłam przesyłkę z okna swojego pokoju. Udało się. Heinz włożył do środka towar. Parę osób zaczęło się już przyglądać tej naszej dziwnej zabawie. Ale Heinz wcale się tym nie przejął, a mnie i tak było wszystko jedno. Myślałam tylko o działce. Dopiero jak z okna dziewiątego piętra wychylił się jakiś szczeniak i zaczął łapać za sznurek, wpadłam w kompletną panikę. Zaczęłam się wydzierać jak głupia i próbowałam odsunąć sznurek, żeby nie mógł go dosięgnąć. Niesamowicie się bałam o swoją herę.
W końcu miałam ją już na górze i właśnie się zabierałam, żeby podgotować działkę, kiedy zadzwonił telefon. Heinz. Powiedział, że zaszło nieporozumienie. Majtki miały być noszone. Miałam już swoją działkę i właściwie było mi już wszystko jedno. Żeby mi nie zawracał głowy, rzuciłam mu z okna najstarsze gacie, jakie znalazłam w koszu z brudną bielizną. Zawiesiły się na jakimś krzaku. Najpierw Heinz uciekł, ale potem podkradł się z powrotem, żeby je ściągnąć.
Ten Heinz to był kompletnie skończony facet. Zupełna szajba. Jak się potem dowiedziałam, w czasie jak był ten numer ze sznurkiem, już od trzech tygodni mieli na niego nakaz aresztowania. Tyle tylko, że gliny nie miały czasu go przyskrzynić. Adwokat Heinza mówił mu nawet, że już z nim kiepsko. Ale jeśli szło o dziewczyny, to Heinz dostawał kompletnego zajoba.
Musiałam zeznawać na jego procesie jako świadek. Powiedziałam wtedy całą prawdę. W końcu Heinz był mi właściwie tak samo obojętny, jak każdy klient.
Ale mimo wszystko nie chciałam go obciążać, bo mi go było żal. W każdym razie wcale nie był gorszy od innych klientów, którzy dawali narkomankom pieniądze i wiedzieli dokładnie, że one i tak wydadzą to na herę. Był nawet w gorszej sytuacji od innych, bo autentycznie miał zajoba na punkcie młodych dziewczyn. Wydaje mi się, że bardziej nadawał się do psychiatry niż do kicia. [1]
Towar od Heinza wystarczył mi jakoś na tych parę dni, kiedy ojciec zamykał mnie w domu. Czyli z odtrucia nici. Pierwszego dnia, kiedy ojciec nie zamknął drzwi na klucz, prysnęłam. Cały tydzień byłam na trasie, zanim ojciec znowu mnie znalazł i znowu zabrał do domu. Znowu myślałam, że mnie stłucze. Ale on był tylko jeszcze bardziej zrozpaczony.
Powiedziałam mu wtedy, że sama nie dam rady. Nie ma siły, żeby człowiek wydolił, jak przez cały dzień siedzi kompletnie sam. Babsi nie żyje. Detlef siedzi. Stella siedzi. Opowiedziałam mu o Stelli. Że mając te swoje czternaście lat właśnie kończy się w pudle. Słyszałam to od takiej jednej dziewczyny, która siedziała z nią w jednej celi, a teraz ją wypuścili, Stella cały czas chciała się zabić. Jedyne oparcie znalazła w terrorystkach, które siedzą w tym samym pudle. Stella rozmawiała już podobno parę razy o RAF-ie z Moniką Barberich i dostała kompletnego fioła na punkcie tej facetki. Wielu narkomanów uważa terrorystów za obłędnych ludzi. Byli tacy, którzy zanim wsiąkli w narkomanię, próbowali wejść do jakiejś grupy terrorystycznej. A jak było to uprowadzenie Schleyera, to mnie też to jakoś tak wzięło. Właściwie jestem przeciwna wszelkiej przemocy. Nigdy bym nie umiała komuś coś zrobić. Robiło mi się niedobrze na widok przemocy. Ale wtedy pomyślałam sobie, że ci z RAF-u może naprawdę wiedzą, co robią, bo przecież w tym kurewskim społeczeństwie tylko przemocą można coś zmienić.
Ta historia o Stelli strasznie ojca rąbnęła. W końcu stwierdził, że ją wyciągnie z kicia i adoptuje. Wmówiłam mu, że razem ze Stellą na pewno mi się uda zrobić odwyk. Chwycił się tej nadziei jak tonący brzytwy. Idiotyczna nadzieja. Ale skąd mógł wiedzieć, jak trzeba działać? Oczywiście, że wszystko robił nie tak, przez ten czas, jak byłam u niego. Ale robił wszystko, co mógł. Tak jak mama.
Ojciec poleciał zaraz zrobić piekło w urzędzie dla nieletnich i faktycznie udało mu się wyciągnąć Stellę z pudła. Psychicznie i fizycznie goniła autentycznie resztkami. Była w jeszcze gorszym stanie niż przed wpadką. Kiedy do nas przyszła, nie byłam jeszcze zupełnie „czysta”, chociaż twardo to sobie postanowiłam i jeszcze tego samego dnia zaćpałyśmy razem, i tak by zresztą sama zaczęła ładować. Tylko przez pierwsze dni rozmawiałyśmy jeszcze poważnie o odwyku. Potem szybko wykapowałyśmy, że we dwie możemy robić mojego ojca w konia jak chcemy. Podzieliłyśmy między siebie zadania. Na zarobek też chodziłyśmy często na zmiany. Polowałyśmy wyłącznie na Kurfürstendamm na samochodziarzy.
Wszystko zwisało mi tak dokładnie, że nawet się już nie bałam wsiadać do obcych wozów. Trzymałyśmy się w tej robocie we cztery. Oprócz Stelli i mnie jeszcze dwie Tiny. Przypadkowo obie miały na imię Tina. Jedna z nich była jeszcze o rok młodsza ode mnie. Czyli, że miała akurat dokładnie czternaście lat. Pracowałyśmy zawsze co najmniej we dwie. Kiedy jedna odjeżdżała samochodem, druga spisywała numery w taki sposób, żeby facio to widział, bo wtedy od razu mu się odechciewało ewentualnych sztuczek. Była to też jakaś ochrona przed alfonsami. Gliniarzy w ogóle się nie bałyśmy. Radiowozy przejeżdżały spokojnie obok, gliniarze często kiwali do nas przyjaźnie. Jeden z nich był nawet moim stałym klientem. Strasznie zabawny facet. Ciągle chciał miłości. Za każdym razem trzeba mu było wyjaśniać, że to, co robię, to przecież praca, a nie miłość.
Innym klientom też trzeba to było wyjaśniać. Większość miała zawsze ochotę ze mną pogadać. Na początek zawsze ta sama gadka. Jak to jest, że taka ładna dziewczyna poszła na ulicę? Przecież naprawdę wcale nie muszę i takie tam. To mnie zawsze najbardziej wpieprzało. Potem chcieli mnie ratować. Normalnie dostawałam oferty matrymonialne. A przecież taki facet doskonale się orientował, że wykorzystuje tragedię narkomanów, żeby się zaspokoić. Strasznie byli zakłamani wszyscy ci faceci. Uważali, że mogą nam pomóc, a sami mieli całą kupę problemów, z którymi nie dawali sobie rady.
Najczęściej to byli tacy, co nie mieli odwagi pójść do zawodowych dziwek. Tacy, co w ogóle mają jakieś problemy z kobietami i dlatego biorą się za dzieci. Opowiadali, jacy strasznie są sfrustrowani przez żony, rodziny i całe to swoje życie, w którym nic się nie dzieje. Czasem nawet wyglądało na to, że trochę nam jakby zazdroszczą, w każdym razie tego, że jesteśmy jeszcze takie młode. Chcieli wiedzieć, co jest teraz modne u młodzieży, jakiej muzyki się słucha, co się nosi, jakieś młodzieżowe wyrażenia.
Jeden facet, taki pod pięćdziesiątkę, koniecznie chciał chociaż raz spróbować haszu, bo twierdził, że teraz wszyscy młodzi to palą. Więc za dodatkową forsę przeleciałam z nim pół Berlina, zanim udało mi się przydybać jakiegoś handlarza, który miał hasz. Nigdy nie zwróciłam na to uwagi, ale to obłęd, heroina j była na każdym rogu, a haszu za cholerę. Żeby kupić odrobinę, potrzebowaliśmy prawie trzech godzin. Facet wypalił potem w wozie jointa i był wniebowzięty, że pali hasz.
W ogóle spotykało się różnych, zabawnych i wrednych. Jednemu trzeba było przez cały czas pukać w stalową szynę w nodze. Wstawili mu po wypadku motocyklowym. Jeden znowu łaził z papierem, który wyglądał na urzędowe zaświadczenie Było tam poświadczone pieczątką, że facet jest bezpłodny. Chciał tylko bez kondona. Najbardziej wredny facet oświadczał, że jest z agencji reklamowej i chce zrobić zdjęcia próbne. W samochodzie wyciągał spluwę i żądał pełnego serwisu za friko.
Читать дальше