– Mój sobowtór! – krzyknęła Agata z oburzeniem. – Zapewniam was, że moja mama od razu go rozpozna!
– Nasze magiczne sobowtóry są doskonałe, mają tylko jedną wadę: nie wolno ich dotknąć; dotyk unicestwia ich żywot. Nie mają bowiem ciała, są tylko obrazem. Takim stworem utkanym z magii był Wrzosowy Ludek, wysłany przez Etę i Hiksa, aby wciągnąć cię w bagna…
– Więc ktokolwiek dotknie mego sobowtóra, od razu odkryje, że to nie ja? Mama i tata całują mnie na dzień dobry, na dobranoc… i w ogóle… – zdenerwowała się Agata. – Jestem tu już kilka dni i przez te kilka dni fałszywa Agata zastępuje mnie w domu? I w szkole? Na ulicy, gdzie każdy może ją potrącić?
– Kilka dni i nocy spędzonych tutaj, w naszym świecie, za sprawą magii ma wymiar zaledwie paru godzin ziemskiego czasu. Na Ziemi dalej trwa noc, w czasie której przekroczyłaś ramy lustra – powiedział spokojnie Gryms. – Gdy wrócisz, właśnie rozpocznie się brzask. Twoi rodzice śpią i jeśli wszystko dobrze pójdzie, nie zdążą zobaczyć twojego sobowtóra. Posłaliśmy go tam jedynie na wypadek, gdyby rodzice zajrzeli w nocy do twego pokoju, chcąc sprawdzić, czy śpisz.
Agata odetchnęła z ulgą. Bała się, nie o siebie, ale o rodziców. Wyobraziła sobie ich straszny lęk, gdyby po dotknięciu córka nagle zniknęła.
– I kiedy wrócę do domu? – spytała niecierpliwie, gdyż nagle ogarnęła ją gwałtowna tęsknota za swoim światem, rodzicami, ulubionym pokojem.
– Wkrótce – powiedziała Aja. – Magiczne lustro Grymsa ma ograniczony czas istnienia. Po siedmiu dniach naszego wymiaru czasu lustro traci magiczną moc i rozpada się na drobne cząstki. Zjawiłaś się u nas w górach dosłownie w ostatniej chwili, dokładnie w siódmym dniu. Gdy skończy się ta noc, lustro bezpowrotnie utraci magiczne właściwości. Pomyśl tylko, gdybyś przyszła jutro, już nigdy nie mogłabyś wrócić do swego świata! Nie przewidzieliśmy zdecydowanych działań Ety i Hiksa. Sądziliśmy, że oni też pragną ratunku dla naszej planety. Nie wiedzieliśmy, że aż tak głęboko zabrnęli w Zło, iż gotowi są nawet na samounicestwienie…
– To okropne – wzdrygnęła się dziewczynka. – Nie mam nic przeciw waszemu światu, sądzę nawet, że jest na swój sposób piękny, mimo braku czerwieni, ale chciałabym być już u siebie w domu…
– …i będziesz w nim na czas – uśmiechnęła się Aja. – Tym bardziej że część swej misji już wykonałaś bez naszej pomocy, kierując się instynktem. A to dowodzi, że słusznie wybraliśmy ciebie. Krwią ze zranionej dłoni zasiałaś czerwień na planecie Koral. Eta i Hiks są już bezsilni, bo wprawdzie znaleźli sposób na unicestwienie daru krwi twojego psa, ale krew człowieka jest silniejsza niż ich nawet najbardziej zdradzieckie czary. Skoro zaś Wielka Kosmiczna Istota do tej pory nie okazała gniewu, widać drzemie nadal i nasze czyny nie irytują jej. Może nawet jest zadowolona? Wątpię, by chciała naszej całkowitej zagłady, skoro zapowiedziała ratunek.
– Więc po co jestem jeszcze potrzebna, skoro już zasiałam czerwień na planecie Koral? – spytała Agata. – Gdyby cokolwiek zaszło, co uniemożliwiłoby mój powrót…
– Nie bój się. Siły Ety i Hiksa są już na wyczerpaniu – uspokoiła ją Aja. – Zasianej przez ciebie czerwieni wystarczy, by uratować przyszłość naszego świata. Ale my marzymy o uratowaniu teraźniejszości, o ocaleniu tych, co żyją obecnie…
– Wiesz, że przeciętna długość życia na naszej planecie wynosi dwadzieścia lat? A kiedyś wynosiła ponad sto! – westchnął Inten. – Uru żyją najwyżej rok, a ptakomotyle zaledwie trzy miesiące. Jedynie my, magowie i czarownice, jesteśmy zdolni przedłużyć życie naszym ciałom do trzydziestu lat. W naszym przypadku nie ma to większego znaczenia, bo jesteśmy nieśmiertelni pamięcią, doświadczeniem, rozumem i nie żal nam cielesnej śmierci, ale jakże to okrutne dla mieszkańców miast! Dwadzieścia lat… Pomyśl, o ile to krócej niż życie mieszkańców Ziemi! W wymiarze waszego ziemskiego czasu ty, Agato, mając trzynaście lat, jesteś ciągle dzieckiem, a u nas byłabyś kobietą w średnim wieku, więcej niż połowę życia miałabyś już za sobą…
– A życie jest tak ciekawe i tak ciągle go mało – szepnęła Agata. – Więc co mam zrobić?
– Daj nam swoje włosy i trzynaście kropli krwi – uroczyście powiedziała Aja.
– Weźcie, co chcecie. W końcu moje włosy po pewnym czasie odrosną… – powiedziała z leciutkim żalem dziewczynka.
Pięć wysmukłych postaci odeszło w mrok jaskini. Gdy pojawiły się z powrotem, Oder narzucił na ramiona Agaty długi czarny płaszcz. Aja trzymała w ręce złote nożyce, a Gryms okrągłą złotą miseczkę. Oder niósł kryształowy flakonik, Areta zaś długą złotą igłę.
– Posłuchaj, dziewczynko z innego świata – zaczęła melodyjnym głosem Aja. – To, co cię czeka, nie jest bolesne ani przykre, a dla nas ma ogromne znaczenie. Najpierw rozsiejemy twoje włosy. Choć z pozoru martwe, są jednak żywe, napromieniowała je bowiem twoja życiowa energia. Magiczny sen, który sprowadziliśmy na ciebie przed niespełna godziną, ożywił twe włosy jeszcze bardziej. Być może po ich obcięciu poczujesz się słabsza, ale Oder zaraz wyrówna twą życiową energię swą magiczną sztuką. Idziemy…
Sześć osób w długich czarnych płaszczach ruszyło do wyjścia. Uru i Kusy poderwały się i poszły za nimi. Gdy wyszli z mrocznego korytarza, oślepiło ich jaskrawe światło obu słońc. Bez słowa ruszyli w górę, coraz wyżej, ku wierzchołkowi skały. Droga wydawała się Agacie lekka i łatwa, choć prowadziła po stromiznach, skalnych ścianach i załomach. Po chwili stali na szczycie. Widać stąd było całą okolicę: zielone stoki zbocza z purpurowymi kwiatami, polatujące nad nimi krasnopióre ptaki, białe mury umierającego miasta, martwe i ponure ruiny królewskiego pałacu, groźne i spowite wiecznymi mgłami moczary.
Agata po raz ostatni oglądała ten ginący do niedawna świat, który teraz – z jej pomocą – zaczął się odradzać. Aja wyciągnęła długie i ostre złote nożyce. Areta brała w wąskie palce pasma płomienistych włosów dziewczynki – Aja ścinała je i każde pasmo podawała Grymsowi, który mruczał tajemnicze zaklęcia. Gryms przekazywał pasmo włosów Intenowi, a ten wyciągał dłoń daleko, daleko przed siebie, ponad zieloną, głęboką przepaść – i rozwierał ją. Wiatr z cichym, radosnym śpiewem porywał lśniące, jedwabiste włosy i niósł ze sobą w niezmierzoną przestrzeń…
– Niech się odradza życie w przyrodzie, wśród zwierząt i roślin, ptaków i owadów, życie bujne, bogate, we wszystkich odcieniach czerwieni… Siej, wietrze, siej… Nie żałuj sił… Ratujesz, wietrze, swoją rodzinną planetę, która tobie, wiatrowi, też dała życie… Siej, wietrze, siej… Nie żałuj sił… – mówiła Aja melodyjnym, śpiewnym głosem, a wiatr niósł jej słowa razem z płomiennoczerwonymi włosami dziewczynki.
Jeszcze długą chwilę sześć wysmukłych postaci stało na szczycie góry. Milcząc, długo spoglądali na leżący u ich stóp świat planety Koral, której nazwa już wkrótce miała odzyskać swe pierwotne znaczenie. Potem Aja pierwsza ruszyła w dół. Przed nią biegły uru, za nią szła Agata z Kusym i reszta magów. Minęli znajomą pieczarę i schodzili coraz niżej stromym zboczem góry. Choć żar lał się z nieba, dziewczynka nie odczuwała zmęczenia. Szła lekko za Aja, która wybierała najdogodniejszą drogę wśród skał. Wkrótce znaleźli się u celu: w niedużym skalnym zagłębieniu tryskało źródełko. Jego woda, czysta i chłodna, spływała wyrytymi przez siebie w skale wąskimi korytami.
Читать дальше