– Mogłaś tak po prostu wrócić? Wkroczyć w to, co było kiedyś?
Jej uśmiech jest taki dobry. Przypomina uśmiech babki Lei. Ciepły, spokojny, ma w sobie pewność. Ona wie, że mieści się w niej cały świat. Ma świadomość własnej siły.
– Nic w życiu nie jest proste, Rozo – mówi.
Czuję się wręcz głupio, że mam słuchać tej młodej kobiety, która wygląda na młodszą ode mnie. Bez sensu wydaje mi się, że mam korzystać z jej życiowej mądrości. Ale wiem, że nie zawsze to, co widzę, jest takie, jak mi się wydaje.
Ona – i tamte pozostałe – pokazały mi rozmaite zasłony w życiu. Pokazały mi, że można odsunąć je na boki. Pokazały mi, że do prawdy mogę się zbliżyć z różnych stron.
– Zobacz! – mówi.
Raija siedziała zwrócona twarzą w stronę ładu. Podpłynęli bliżej, ale dom wcale się przez to nie powiększył. Zauważyła, że ściany smołowano już jakiś czas temu. Smuga dymu zmieniła się we wstążkę, która rozpływała się, nim dotarła do nieba.
Co czuła?
Raija nie wiedziała.
Pewnego dnia być może zdoła wydobyć to wspomnienie i nazwać tkwiące w niej uczucia. Teraz nie mogła tego zrobić.
Oczy patrzyły.
Uszy nasłuchiwały.
Znajome dźwięki. Oleg wiosłował. Pióra wioseł uderzały w wodę. Równy rytm. Siedział odwrócony twarzą do niej. Przytrzymywał ją mocno spojrzeniem. Oleg lepiej rozumiał to, co czuła, niż ona sama.
Misza siedział za nią, również on wpatrzony był w ląd. Raija cieszyła się, że go nie widzi. Cieszyła się, że syn nie może zajrzeć w głąb jej duszy.
Powinna przypłynąć tu sama. Ale Misza stanowił część całości. Oleg również. Oleg uczestniczył we wszystkim od początku, a Misze łączyły ź tym miejscem więzy krwi.
Łódź zaszorowała o kamienie na dnie. Głębia tutaj kończyła się nagle. Byli na brzegu. Oleg wciągnął wiosła do środka, potem wyskoczył do wody i wyciągnął łódkę na brzeg.
Raija wstała. Zachwiała się i poczuła, że Michaił ją podtrzymał. Uniosła spódnicę, wychodząc z łodzi, ale stopy i tak zmoczyła. Trudno, to nic nie szkodzi.
Znów więc tu stała. Dotykała stopami tej ziemi, do której należała – i nie należała.
Postacie przed domem. Obserwowała je już od jakiegoś czasu. Dwie z nich jej oczy rozpoznały, trzecia trzymała się z tyłu. Stała na schodach, podczas gdy tamte dwie schodziły w dół po zboczu.
Antti również wyglądał jak skała. Reijo był taki podobny do ojca. Za dawnych dni, w młodości, jego włosy przypominały łan zboża w blasku słońca. Teraz miały barwę księżycowego srebra. Były krótkie i gęste. Oczy przywodziły na myśl zielone szlachetne kamienie. W tym wieku nie mógł zachować takiego jak dawniej blasku w spojrzeniu, ale Raija wiedziała, że wcale się nie zmieniło. Teraz wiedziała już, do czego może je porównywać. Reijo miał oczy jak szmaragdy. Miała okazję je oglądać, a jej usta poznały smak tego słowa, które rzadko dźwięczało wśród ścian z drewnianych bali w Lyngen.
Nie chciała wierzyć w to, co widzi. Była zawsze pewna, że Matti zechce wrócić do domu. Do Finlandii. Matti zawsze miał we krwi szum lasów Suomi.
Ale to naprawdę on szedł o dwa kroki przed Reijo. Szeroki w barach, wąski w biodrach. Za chudy. Ojciec też był zbyt chudy. To dziwne, jak ojcowie odżywają w swoich synach. Patrzyła na nich, a widziała Anttiego i ojca.
Stopy pragnęły poczuć coś więcej niż tylko kamienie. Wciąż miała lekki krok. Wciąż cieszył ją wiatr we włosach. Panowała taka cisza. Nikt się nie odzywał. Oleg i Misza ani drgnęli.
Matti i Reijo też się zatrzymali.
Było tak cicho.
Raija ożywiła czas. Jej stopy dotknęły piasku. Powędrowały po soczystej trawie. Nie szły po ścieżce. Popatrzyła w te oczy, w których odbijało się jej spojrzenie. W uśmiech, który był jej uśmiechem.
Obaj zaczęli kręcić głowami. Uśmiechali się poprzez czas, na próbę, zdziwieni, z niedowierzaniem. Poznali.
– Siostrzyczko! – wykrzyknął Matti i otworzył przed nią objęcia.
Nie musiała nawet w nie wpadać, same ją otoczyły. Matti miał pierś szerszą, niż pamiętała, mięśnie twarde, silne ramiona.
– Masz za długie włosy, mały Matti!
Zwichrzyła mu je. Ściskała go ze śmiechem. Śmiała się razem z nim, zbliżali się do siebie, pokonywali tę ogromną odległość, która ich dzieliła.
Matti nie chciał jej puścić, ale nagle przypomniał sobie o Reijo. Puścił Raiję, odsunął się na bok o krok, nie zasłaniał jej już widoku.
Raiję przeszedł dreszcz. Wciąż miała przed sobą daleką drogę.
Zrozumiała, dlaczego Wasilij wydał jej się znajomy, gdy go zobaczyła po raz pierwszy. To oczy Reijo dotarły do niej poprzez Wasilija. Zielone, przejrzyste, zamyślone, przenikliwe…
Takie głębokie.
Pełne tajemnic, skrywające wszystkie odpowiedzi, których nigdy nie zdradził jej ani jeden, ani drugi, ani Reijo, ani Wasia.
Pozwolił, by do niego podeszła. Nie poruszył nawet palcem, by jej dotknąć. Obejmował ją jedynie tym przejrzystym jasnym wzrokiem.
– Wiele czasu upłynęło, Reijo – powiedziała.
Tak dawno już nie mówiła po fińsku. Tylko w myślach bawiła się słowami, które po śmierci Jewgienija odnalazła na powrót we śnie.
– Tak, bardzo wiele.
– Wróciłam. Kiwnął głową.
– Widzę.
– To długa historia. Reijo przeczesał włosy palcami. Raija widziała ten gest już wcześniej tysiąc razy. Przed oczami pojawiły się obrazy sprzed lat. Tak wiele pamiętała.
– Większość historii, których warto słuchać, jest długa – stwierdził Reijo. – A gdzie masz Jewgienija?
– On nie żyje – odparła Raija sztywno. – Umarł w zeszłym roku, jesienią. Nagłe.
Reijo pokiwał głową.
– Nie mam do niego urazy – westchnął. – On mnie okłamał. Wrócił tutaj i powiedział, że nie żyjesz. Wiedziałaś o tym?
Raija pokręciła głową.
– Masz tylko tego syna?
– Miałam córkę. Raija nie chciała odkrywać swego bólu.
– Ona też umarła. To również należy do mojej historii. Nie chcę jej opowiadać tutaj, Reijo. Chciałabym, żebyś ją usłyszał, ale nie chcę niszczyć ci życia.
Przez jego twarz przebiegł uśmiech zarazem rozbawienia i goryczy. Rezygnacji.
– A ty nikogo sobie nie znalazłeś? – spytała. Zabrzmiało to jak krzyk, jak błaganie o wybaczenie, jak wywar z ziół na najstraszniejsze bóle. – Między nami chyba wiele było dobrego ciepła, lecz jakże mało namiętności! Tak mało wielkich uczuć! Dużo o tobie myślałam od jesieni. Modliłam się o to, abyś znalazł kogoś, kogo mógłbyś mocno kochać. Nie powinieneś być sam, Reijo.
– Ona nie żyje - odparł Reijo. Jego twarz pomroczniała z bólu. Zdradzała, jak wielką przeżył miłość.
– To również długa historia, Raiju. Mamy czas na to, by wymienić się swoimi długimi historiami? Czy statek tym razem zaczeka? Noszę w sobie mnóstwo bólu. Bronię się przed nowym. Brak mi sił, by otworzyć się na kolejne cierpienia. Nie chcę, by ktokolwiek znów mnie zranił.
– A czy zranię kogoś, wstępując w progi twojego domu?
Читать дальше