Po upływie niespełna godziny Szirik przedłożył mi propozycję.,
– Naszym zdaniem, to przedsięwzięcie może uwieńczy sukces, jeśli będziesz towarzyszył karawanie jako poseł Wielkiego Króla do Państwa Środka. Jak wiesz, Chińczycy nadal utrzymują, że ich imperium istnieje.
– Istnieje – rzekł Fan Cz’y – i nie istnieje.
– Stwierdzenie godne Buddy – powiedział Szirik. Zdumiałem się słysząc imię Buddy z ust babilońskiego bankiera ponad dwa tysiące mil od brzegów Gangesu. Szirik wiedział niemal wszystko o świecie, w którym musiał robić interesy.
– Proponowałbym też najpokorniej, abyście ruszyli w drogę, zanim rozpocznie się wiosenna wyprawa.
– Nie będzie wiosennej wyprawy – oświadczyłem. Szirik uśmiechnął się po swojemu, łagodnie i tajemniczo.
– Nie mogę sprzeciwiać się Oku Króla! Zbyt mało znaczę. Pozwól mi więc, panie, powiedzieć, że gdyby jakimś cudem doszło do ataku jednocześnie z lądu i morza na Eretrię i na Ateny, koszta podjęcia takiej wyprawy byłyby olbrzymie. A Egibi i synowie musieliby w nich uczestniczyć z radością, zapewniam cię, że z radością! Ale wobec perspektywy wydatków wojennych radziłbym Oku Króla, skoro zaszczyciłeś nas, panie, dzisiaj swoją obecnością, abyś do ucha prześwietnego władcy, którego jesteś okiem, szepnął, że poselstwo do Chin należałoby wysłać, zanim flota perska opuści Samos.
– Nie będzie w tym roku wojny greckiej. – Byłem stanowczy w swojej niewiedzy. – Rozmawiałem… – Mało brakowało, a popełniłbym błąd, na jaki żaden dworzanin nie może sobie pozwolić: powtórzyłbym publicznie prywatną rozmowę z Wielkim Królem.
– … z dowódcą floty Mardoniosem – Szirik zręcznie uchronił mnie od gafy – który jest twoim najlepszym przyjacielem po twoim prawdziwie najlepszym przyjacielu, następcy tronu, jego wysokości Kserksesie, wicekrólu Babilonii… Tak, tak, tak. – Odnosił się do mnie mniej więcej tak jak grecki filozof, który przypadkowo jest niewolnikiem, odnosiłby się do syna swego pana. Był jednocześnie uniżony i wyniosły, uprzejmy i lekceważący.
– Tak. Właśnie wracam od Mardoniosa. Nie będzie wojny. Mardonios nie jest fizycznie zdolny do poprowadzenia wyprawy.
– To niestety prawda. Szlachetny Mardonios nie poprowadzi wojsk Wielkiego Króla. Ale będzie wojna. Decyzja zapadła. Dowództwo zostanie podzielone. Nie zdradzam ci tajemnic państwowych, bo gdyby to były naprawdę sprawy ściśle tajne, skąd mógłby znać je biedny Szirik z rodziny Egibich? Jednym wodzem będzie Artafernes, syn satrapy Lidii. Drugim Med Datis. Sześćset trier zawinie do portu w Samos. Popłyną na Rodos, Naksos, do Eretrii i Aten. Lecz ty sam, panie, wiesz już to wszystko. Zabawiasz się pozwalając niegodnemu starcowi robić z siebie głupca i opowiadać ci to, co zna każdy, kto uczestniczy w naradach u Wielkiego Króla.
Starałem się możliwie najlepiej udawać, że istotnie jestem powiernikiem państwowych tajemnic. W rzeczywistości byłem całkiem zaskoczony. Wprawdzie nie zdziwiło mnie, że bankier może wiedzieć coś, o czym ja nie słyszałem, ale nie miałem żadnych wątpliwości, że Mardonios także nic nie wie o wyprawie wiosennej, i miałem całkowitą pewność, że Kserkses nie orientuje się w planach ojca. Jeśli Szirik się nie mylił, to greckie stronnictwo, nie wiadomo jak, raz jeszcze nakłoniło Wielkiego Króla do podjęcia ryzyka wojny na zachodzie.
Zgodziłem się z Szirikiem, że poselstwo powinno podróżować razem z karawaną, i oświadczyłem, że zgłoszę się do Wielkiego Króla jako kandydat na posła. Podczas gdy układaliśmy plany, nie mogłem jednak myśleć o niczym innym jak tylko o dwulicowości Dariusza. Przyrzekł mi wyprawę na Indie. Wielcy Królowie nie są naturalnie zobowiązani do dotrzymywania obietnic danych swoim niewolnikom, lecz przecież sam Dariusz przyznał, że interesy Persji leżą na wschodzie. Dlaczego zmienił zdanie?
W owym czasie Kserkses lubił włóczyć się po Babilonie w przebraniu. Wdziewał płaszcz chaldejski w taki sposób, ażeby kaptur zasłaniał mogącą go zdradzić brodę przystrzyżoną w kształcie łopatki. Z zakrytą twarzą wyglądał jak niezbyt dobrze prosperujący młody kupiec z jakiejś wioski w górze rzeki. Kiedy Atossa wypominała mu te przygody, odpowiadał:
– Jeśli mają mnie zabić, zabiją mnie. Co ma się zdarzyć, to się zdarzy. – W końcu się zdarzyło.
W naszej młodości, za sprawą Atossy, Kserkses nigdy nie był zdany na samego siebie. Gdziekolwiek szedł, zawsze w pobliżu znajdowała się straż. Mimo to wyznać muszę, że jego wyprawy mnie niepokoiły.
– Dlaczego tak się narażasz?
– Bawi mnie to. Zresztą skoro nikt, łącznie ze mną, nie wie z góry, kiedy zamierzam zniknąć, wyklucza to zasadzkę, prawda?
Obaj z Kserksesem zniknęliśmy nazajutrz po mojej konferencji z Szirikiem. Oddaliłem herolda i straż, a przyboczni strażnicy Kserksesa przebrali się za chłopów przybyłych na targ. Kserkses, zadowolony, powiódł mnie przez dzielnicę owych prywatnych lupanarów, które pod każdym względem lepsze są od podobnych zakładów przy świątyni. W dobrym prywatnym lupanarze można zjeść smaczną kolację, posłuchać muzyki, przyjemnie spędzić czas ze stale tu mieszkającymi dziewczętami ze wszystkich stron świata. Dziewczęta te są często urocze i zawsze czyste.
Ulubiony zakład Kserksesa znajdował się w przejściu pomiędzy tylnym murem świątyni Isztar i targiem wielbłądzim. Właścicielką i patronką była wąsata kobieta, nie mająca pojęcia, kim jesteśmy. Zawsze jednak z udawaną czułością przypominała sobie przystojnego, szarookiego młodego Persa, który płacił dobrze i nie sprawiał jej kłopotu. Powitała nas w drzwiach zwykłym okrzykiem:
– Wytworni książęta, jesteście jak słońce rozjaśniające ciemności! Wejdźcie, wejdźcie!
Raczej groteskowo brzmiał tu język dawnego dworu babilońskiego, gdzie jak utrzymywała, spędziła dzieciństwo jako konkubina Nabonida. Inni właściciele podobnych domów w tej dzielnicy zapewniali nas, że była nie konkubiną, lecz kucharką. Złośliwość babilońska bywa wyszukana i zabawna, jeśli nie jest się celem żartów.
– Dzisiaj – powiedział jeden z jej leciwych konkurentów – starucha naprawdę wierzy, że była królową Babilonu. A pochodzi z samych dołów. Nie mogę zrozumieć, dlaczego tacy mili chłopcy jak wy nie trzymają się od niej z daleka. Jest chora na wszystkie możliwe choroby. I oczywiście to eunuch. Nie wiedzieliście? Nie zauważyliście jej zarostu?
Jak zawsze zapłaciliśmy z góry, co bawiło Kserksesa. Podobnie jak udawanie, że jest zwykłym śmiertelnikiem. Jak zawsze zapłaciłem za nas obu. Następcy tronu nie wolno mieć przy sobie sakiewki.
Potem zaprowadzono nas do dużego pokoju na samej górze, gdzie położyliśmy się koło siebie na niskim łożu.
Gospodyni pamiętała, że Kserkses lubi najbardziej wino z Helbonu, i przysłała nam tuzin dzbanów. Każdy przynosiła inna dziewczyna – przyjemny sposób przedstawienia nam towaru, jaki jest na składzie. W pokoju obok grano frygijską muzykę. Kiedy ostatnia dziewczyna postawiła ostatni dzban i wyszła, opowiedziałem Kserksesowi o mojej wizycie u Szirika.
Kserkses leżał wsparty na poduszce z kubkiem w dłoni; zamknął oczy i szepnął:
– Nie.
– Wielki Król nic ci nie mówił? – spytałem. W pokoju było ciepło i woń kadzidła przeniknęła wszystko, nawet wino. Nie mogę pojąć, dlaczego ludzie tak lubią ten natrętny zapach. Chyba dlatego, że jest tak rzadki. Satrapa Arabii dostarcza Wielkiemu Królowi jako daninę ponad sześćdziesiąt tysięcy funtów rocznie.
– Ojciec nic mi nie mówi. Rozmawiamy o budowlach. Rozmawiamy o tym wszystkim – Kserkses szerokim gestem wskazał jakby całą babilońską satrapię – jak się powinno tym rządzić, inaczej niż ja to robię. Czepia się. – Kserkses westchnął. – Datis nie jest groźny, ale mój kuzyn Artafernes… – Zamilkł.
Читать дальше