Dariusz usiadł. Kserkses stanął za nim. Podnieśliśmy się i staliśmy z dłońmi w rękawach, z głowami pochylonymi z szacunkiem. Najwyższy kapłan Babilonu wyrecytował śpiewnie tytuły Wielkiego Króla; potem kobiety ze świątyni Isztar odtańczyły zmysłowy taniec. Był to ceremoniał w całkiem nieperskim stylu.
Marszałek dworu, uzbrojony w odpowiednie wykazy, zaczął szeptać Dariuszowi do ucha to, co król powinien wiedzieć. Dariusz był już przygłuchy, nie obyło się więc bez zamieszania. Dość często niewłaściwej osobie powierzano dowództwo nie istniejącego posterunku na granicy. Dariusz jednak obstawał przy tym, by osobiście obsadzać każde stanowisko, przeciwnie niż Kserkses, który przekazał kancelarii wszystkie nominacje w zwykłym trybie. W konsekwencji Dariusz ani na chwilę nie stracił kontroli nad aparatem rządzenia, której Kserkses nigdy nie uzyskał.
Potem Dariusz mówił na tematy ogólne. Od czasu do czasu przekręcał najprostsze wyrazy – objaw typowy dla ludzi, którzy przebyli częściowy lub całkowity paraliż lewej strony. Demokedes powiedział mi ongiś, że po takim incydencie absolutnie nic nie da się naprawić. Lecz jeśli pacjent jest człowiekiem silnym i upartym, można przepisać mu kataplazmy z ziół, jako że „w istocie nie wyrządzą szkody”. Był to niezwykły lekarz.
Dariusz oświadczył, że na północnych rubieżach panuje porządek. Plemiona zachowują się spokojnie. Doszło do wewnętrznych zamieszek w Armenii. Wielki Król je uśmierzył. Jak zwykle pewne alarmujące sygnały dotarły z Egiptu. W Egipcie jednak, tak jak w Babilonie, roi się od fanatyków religijnych, wariatów, awanturników. Wielki Król przywrócił porządek.
Gdy Dariusz przemawiał, przyglądałem się Grekom. Obaj, Demaratos i Hippiasz, przewodzili grupie może dwudziestu wygnańców. Oprócz Hippiasza nie przebywał już na dworze żaden tyran. Era tyranów się skończyła. Obecni tu Grecy byli to niezadowoleni wodzowie, dowódcy floty, urzędnicy, którzy uważali, często słusznie, że źle potraktowały ich rozmaite demokracje. Do szczególnie rozgoryczonych należeli Ateńczycy. Ale też Zgromadzenie w Atenach jest szczególnie przewrotne. Każdy obywatel może zostać wypędzony, jeśli miejskie Zgromadzenie, czasem sprzedajne, lecz zawsze lekkomyślne, będzie w większości za ostracyzmem. Wcześniej czy później każdy niemal wybitniejszy polityk idzie na wygnanie. Demokryt sądzi, że przesadzam. Wcale nie. Pewnego dnia pozbędą się Peryklesa, po prostu dlatego że im się znudzi.
– Jeśli chodzi o zachód – Dariusz skrzyżował ramiona. Berło i lotos zamieniły miejsca, jak kij i cep, kiedy faraon egipski chce symbolicznie pokazać, że jest panem obu krain – szczerze jesteśmy zadowoleni z naszego bratanka Mardoniosa. Złamał potęgę zachodnich Greków. Trakowie przysłali nam ziemię i wodę w uznaniu naszej zwierzchności. Król Aleksander Macedoński przysłał nam ziemię i wodę. Jest naszym niewolnikiem i pozostanie na zawsze. Kwestia zachodnich Greków została załatwiona. Nie będzie wiosennej wyprawy.
Wprawdzie Kserkses stojący za ojcem obowiązany był zachowywać twarz bez wyrazu niczym posąg, ale widziałem, że jego wargi rozchylają się w półuśmiechu.
Grecy się nie uśmiechali. Wielki Król przemówił z tronu. Tylko na prywatnych audiencjach mogą Grecy namawiać go do wojny i oczywiście zabiorą się do tego. Dariusz nie będzie miał spokojnej zimy.
Wielki Król rozejrzał się po sali. Dostrzegłszy mnie, skinął głową.
– Przyjmiemy teraz naszego posła do szesnastu królestw za rzeką Indus. Wyrażamy uznanie Cyrusowi Spitamie za to, że otworzył szlak handlowy między naszą satrapią w Indiach i krajami… krajami… – Nastąpiło mnóstwo szeptów między Dariuszem a marszałkiem dworu. Marszałek miał trudności z wymówieniem nazw Kosala i Magadha, a Dariusz i tak nie mógł usłyszeć, co tamten szepce. Zirytowany uciszył marszałka dźgnąwszy go berłem – i szesnastoma krajami – rzekł zdecydowanie. – Pierwsza karawana przybyła do Baktry tuż przed pełnią księżyca z dużym ładunkiem wytopionego żelaza. W przyszłym roku otrzymamy inne metale, tkaniny i klejnoty z… z tych odległych krain. Zbliż się, Cyrusie Spitamo.
Dwaj urzędnicy wystąpili naprzód. Zaprowadzili mnie do tronu. Padłem na twarz przed złotym podnóżkiem.
– Jesteś teraz moimi oczami – rzekł Dariusz.
Kanclerz powiedział mi już, że mam zostać Okiem Króla. Znaczyło to, że jako wysoki urzędnik będę pobierał ze skarbu państwa niezłe uposażenie. Będę też mógł zatrzymywać się w każdym z królewskich pałaców i podróżować, dokąd zechcę na koszt rządu, w asyście straży honorowej i herolda, którego okrzyk: „Droga dla Oka Króla” wystarczał, by połowa mieszkańców imperium w przerażeniu padła na ziemię. Oko Króla w regularnych odstępach czasu kontroluje każdą satrapię. Wszelkie skargi obywateli na satrapę i jego urzędników są mu przedkładane i w jego mocy jest naprawienie z miejsca krzywd. W czasie pełnienia służby Oko Króla to zastępca władcy. Ponieważ wśród satrapii wiele obfituje w bogactwa i problemy – mam tu na myśli zwłaszcza Egipt, Lidię i Indie – przekupny urzędnik na stanowisku Oka Króla umiera jako bogacz. Ja nie byłem przekupny. Naturalnie nigdy nie posłano mnie do bogatej prowincji. Raz odbyłem obowiązkowy objazd po miastach jońskich, gdzie nie ma wielkiej zamożności, i raz po Baktrii, która jest uboga.
Wyraziłem wdzięczność Wielkiemu Królowi i Mądremu Panu, który go natchnął. W końcu Dariusz kopnął mnie przyjaźnie w ramię. Dość już usłyszał o mojej wdzięczności. Podniósłszy się zobaczyłem, jak wychudzona jest jego umalowana twarz. Ale oczy miał jeszcze bystre, nawet figlarne.
– Na wschód od Wschodu – oznajmił Wielki Król – znajduje się kraj znany jako Chiny. – Dariusz wyraźnie bawił się kosztem Greków, których moja misja w najmniejszym stopniu nie interesowała. Co dziwniejsze, perska szlachta w większości też była równie obojętna wobec pokusy podboju nowych ziem. Jej zdaniem, Persja to już wystarczająco wielkie państwo. Persom zawsze brakowało ciekawości. – W dalekim kraju dużo jest miast i rzek, złota i krów. – Dariusz mówił teraz dla własnej przyjemności i może mojej. – Ludzie tam pochodzą od żółtego boga i mieszkają po obu stronach żółtej rzeki, która nigdy nie wysycha. Mieli ongiś władcę zesłanego z nieba. Ale odkąd umarł, notable nieustannie kłócą się między sobą, tak jak myśmy to dawniej robili. Bogate niegdyś królestwo stało się teraz nieszczęsną krainą małych, niespokojnych państewek, potrzebujących wielkiego króla, który otoczyłby je opieką, zapewnił im solidny pieniądz i przykładną sprawiedliwość. Władca jednego z tych krajów na wschód od Wschodu skłonny jest teraz ofiarować nam ziemię i wodę. Przysłał tu swego posła.
Wszystko to było swoiście obłudne, jeśli nie gorzej. Fan Cz’y przyjechał z misją handlową, nie jako poseł. Lecz Dariusz doskonale wiedział, co robi. Chciał pobudzić zainteresowanie klanów, przekonać je o tym, co sam zawsze wiedział: że przyszłość Persji znajduje się na wschodzie i na wschód od Wschodu.
Na szczęście Fan Cz’y nie rozumiał ani słowa po persku, a ja przetłumaczyłem mu tylko to, co chciałem, żeby usłyszał. Potem powiedziałem Wielkiemu Królowi to, co o n chciał usłyszeć. Ponieważ nikt z obecnych nie znał sanskrytu, którym posługiwaliśmy się obaj z Fan Cz’y, mogłem dowolnie tłumaczyć tekst i interpretować go po swojemu.
Fan Cz’y upadł na twarz przed Wielkim Królem. Przynajmniej jego powierzchowność przyciągnęła uwagę naszego zapatrzonego w siebie dworu. Wszyscy gapili się na niego. Chociaż żółci ludzie trafiają się w każdym ważniejszym mieście perskim, szlachcic nie natyka się na nich z bliska, jeśli nie zajmuje się handlem, na co jest niewielka szansa, szlachcie perskiej bowiem nie wolno ani handlować, ani pożyczać pieniędzy – w każdym razie teoretycznie. O żółtych mieszkańcach Chin krążą na dworze tylko pogłoski, jak o tych dwugłowych Afrykańczykach, których jakoby widział Skylaks z Kargandy.
Читать дальше