– Gdzie jest twój ojciec? – Nie miałem zamiaru spotykać się z tym kapryśnym człowiekiem, jeśli dałoby się tego uniknąć.
– W porze suchej zawsze jest z wojskiem. Przebywa więc prawdopodobnie gdzieś na granicy republiki Lićchawich, która nie chce się poddać. Nie mam pojęcia, dlaczego. Gdyby Lićchawi się poddali, może niektórych zachowałby przy życiu. A tak zabije ich wszystkich.
– Jest rzeczywiście władcą świata, prawda? – Byłem ostrożny nie wiedząc, w jakiej mierze moja żona jest stronniczką swego ojca.
– Jeszcze nie złożono ofiary z konia, ale… Tak. Nie mieliśmy jeszcze takiego króla w naszych dziejach.
Patrzyliśmy na spadające gwiazdy i słuchaliśmy, jak ktoś na dole gra na rozstrojonej lutni.
– Ożeniłeś się chyba po raz drugi? – Zadała to pytanie bez szczególnego nacisku.
– Jestem… a raczej byłem… żonaty z siostrą Wielkiego Króla. Ona umarła.
– Mieliście dzieci?
– Nie. Tylko ty jesteś matką moich dzieci.
– Czuję się zaszczycona. – Ton głosu Ambaliki był poważny, ale wyraźnie kpiła sobie ze mnie.
Nie zareagowałem.
– O ile wiem, nie było dotychczas nikogo, kto jak ja miałby w dalekim kraju synów z córką króla.
– Persja jest dalekim krajem – rzekła Ambalika szorstko. – M y jesteśmy u siebie.
– Myślałem, że chcesz pojechać ze mną do Persji. Ambalika się roześmiała.
– Powiedzmy sobie, że ja tak samo chciałabym jechać do Persji, jak ty chciałbyś mnie tam mieć.
– Ja chyba chciałbym…
– Nie mów głupstw! – Nagle zrobiła się podobna do młodej dziewczyny, którą poślubiłem. – Nie wiedziałbyś, co ze mną robić, a ja na pewno nie wiedziałabym, co robić w kraju, w którym jest mnóstwo śniegu i lodu, i niebieskookich ludzi. – Zadrżała na tę myśl.
– Ale nasi synowie…
– Muszą pozostać tutaj.
– Muszą? – Rozzłościłem się. W końcu byli to m o i synowie i gorąco pragnąłem zabrać ich do Suzy z matką czy bez matki.
– Tak, muszą. Nie masz zresztą w tej sprawie wyboru. Ani ja – dodała. – Taka jest wola mego ojca. Podoba mu się myśl o perskich wnukach. Uważa, że pewnego dnia okażą się pożyteczni.
– Jako posłowie? Skoro nigdy nie odwiedzili swojej ojczyzny, jaki z nich będzie pożytek?
– On już coś wymyśli. Nie martw się o to. W każdym razie posłał po starego Karakę, żeby ich uczył perskiego.
Ucieszyłem się, że Karaka jeszcze żyje. Według Ambaliki nadzorował wytop żelaza w królestwie Magadhy.
– A co w Chinach? – spytała, poprawiając połyskliwy szal mający ją chronić przed ciepłym nocnym wiatrem. – Ożeniłeś się tam z kimś?
– Miałem dwie urocze konkubiny. Żony nie miałem.
– A dzieci?
– Nie. Kobiety w Chinach znakomicie opanowały sztukę unikania ciąży.
Ambalika przytaknęła.
– Słyszałam o tym. My też naturalnie mamy pewne zaklęcia, które zawsze są skuteczne. Oprócz tych wypadków, kiedy nie są.
– W Chinach kobiety piją jakieś napary. Ale kiedy pytasz, co to jest, tylko chichoczą. Chińczycy lubią tajemnice. Moje dziewczyny były rozkoszne. Spodobałyby ci się.
– Prawie każde towarzystwo by mi się tutaj spodobało. Jako jedyna żona nieobecnego męża, w domu dziadka, który nie ma konkubiny młodszej niż sześćdziesięcioletnia, jestem tu raczej dość samotna. Co zrobiłeś z dziewczętami wyjeżdżając z Chin?
– Jedną wysłałem z powrotem do jej wsi, dając dość pieniędzy, żeby sobie znalazła męża, a drugą wziął do siebie mój przyjaciel, Fan Cz’y. Tak był w niej rozkochany, że cieszyłem się mogąc dać mu prezent, na którym mu naprawdę zależało.
– Nie będę się więc cieszyć ich towarzystwem. – Ambalika powiedziała to wręcz ze smutkiem. – Twoim też niedługo, prawda?
– Muszę stawić się przed Wielkim Królem.
– A kiedy to zrobisz, będziesz o wiele za stary, żeby móc tu wrócić.
Bezpośredniość Ambaliki zawsze zaskakiwała mnie i zachwycała. W mroku, słuchając jej jasnego, drwiącego głosu, gotów byłem zapomnieć o zwałach ciała tak dokładnie skrywających wiotką dziewczynę, którą poślubiłem w innym, jak mi się teraz wydawało, życiu.
– Chciałabyś, żebym został?
– Chyba nie. Za długo żyliśmy osobno.
– Co powiesz o królu?
Ambalika milczała. Otoczyłem ją ramieniem. To był błąd. Dotknięcie rozwiało złudzenie młodości, stworzone przez mrok. Przez dłuższy czas siedzieliśmy objęci. Ambalika opowiadała mi o krwawych czasach, jakie przeżyły kraje w dolinie Gangesu.
– Byliśmy przerażeni, zwłaszcza kiedy została rozbita armia Kosali. Prawdę mówiąc, szykowaliśmy się już do opuszczenia miasta, ale król potajemnie przysłał nam wiadomość, żebyśmy nie uciekali, że Śrawasti będzie oszczędzone, bo mieszka tu Budda. – Zaśmiała się cichutko, ustami dotykając mojej szyi. Mój ojciec nie interesuje się Buddą bardziej niż ja. Ale wiedział, że Budda cieszy się popularnością. Wiedział, że król Wirudhaka znienawidzony jest przez gminę buddyjską za zniszczenie republiki Śakjów. Oczywiście, nikt wówczas nie podejrzewał, że ojciec zamierza zlikwidować wszystkie inne republiki, gdy tylko zostanie ukoronowany w Śrawasti. W każdym razie tutejsza ludność witała ojca, jakby był kimś w rodzaju oswobodziciela. Na razie zachowuje się tu przyzwoicie.
– Widuje cię?
– O tak. Jesteśmy w przyjaznych stosunkach. I naturalnie jest zachwycony wnukami. Zawsze pyta mnie o ciebie; ma nadzieję, że znowu cię zobaczy, płacze…
– Wciąż jeszcze? *
– Wciąż jeszcze. Ale teraz ma o wiele więcej powodów do łez niż dawniej.
Poza tym jednym zdaniem Ambalika nie krytykowała ojca. Władza zawsze działa na kobiety. Nie ma, jak sądzę, zdobywcy aż tak krwawego, by prawie każda kobieta nie zechciała się z nim przespać w nadziei urodzenia syna, który byłby równie okrutny jak jego ojciec.
Krótko przed dorocznym świętem, kiedy całe Śrawasti szalało oddając się wyłącznie rozrywkom, odwiedziliśmy z księciem Dźetą Anandę w buddyjskim klasztorze. Szedłem pieszo przy lektyce księcia.
– Rzadko opuszczam dom – powiedział półgłosem, podczas gdy torowaliśmy sobie drogę przez rozbawiony tłum. – Ale chcę być obecny przy twojej rozmowie z Anandą. Zachwycą go twoje chińskie opowieści.
Księcia Dźetę urzekały opowieści o Konfucjuszu i Mistrzu Lao. Przypuszczał, że nowy przywódca zakonu buddyjskiego również się nimi zainteresuje. Była to jedyna oznaka naiwności, jaką zdołałem zauważyć u mojego przyjaciela. Nie ma takiej rzeczy, której profesjonalny kapłan bardziej by nienawidził niż opowieści o konkurencyjnej religii czy odmiennym światopoglądzie.
Park Bambusowy oddano teraz w całości zakonowi buddyjskiemu.
Chatkę, w której Budda mieszkał, otoczono niskim murem, w pobliżu zaś wyrastał nowy, wielki gmach.
– Żeński klasztor – powiedział książę Dźeta. – Buduje go Ambapali. Będzie pierwszą mniszką.
– Kurtyzana z Waiśali?
– Tak. Po śmierci Buddy przybyła tu… ze wszystkimi swoimi pieniędzmi. Miała szczęście.
– Tak. Widziałem gruzy Waiśali.
– Resztę życia poświęci zakonowi. Szczerze ją podziwiam. Jest bardzo świątobliwa.
– I bardzo stara. – Nie mogłem powstrzymać się od dodania. Nader często słynne kurtyzany, kiedy przeminie ich uroda, zwracają się ku religii czy filozofii. Ciekawe byłoby zobaczyć, co stanie się z Aspazją.
Ananda był trochę podobny do Buddy i bynajmniej nie starał się zatrzeć tego podobieństwa. Z licznymi ukłonami zwierzchnik sanghy, czyli wspólnoty, towarzyszył lektyce księcia do głównej sali klasztoru. Poszedłem za nimi.
Читать дальше