– Brak pieniędzy? Fan Cz’y skinął głową.
– Jest gorzej, niż myślisz. Skarbiec Ci zieje niemal pustką. Skarbiec księcia zawsze ział pustką.
– A rody Meng i Szu?
– Też ucierpiały. Zbiory ostatniego lata były marne. Wojna okazała się katastrofalnie kosztowna i nie zyskaliśmy nic prócz Lang, najuboższego miasta w C’i.
– Mówiłeś mi, że nie ma tu bankierów, ale przecież muszą być bogaci kupcy, gotowi pożyczyć pieniądze państwu.
– Nie. Nasi bogacze udają biedaków. W rezultacie nikt nikomu nie pożycza pieniędzy, ponieważ… no cóż, życie jest tu tak kruche.
Nie bardziej niż gdzie indziej, pomyślałem. Ale to prawda, że długie okresy względnego spokoju i stabilizacji w Babilonii, a nawet w państwie Magadha umożliwiły skomplikowane operacje bankowe. Królestwo Środka jest za bardzo rozbite, by można w nim było wprowadzić precyzyjny system kredytów i pożyczek.
– Jutro – Fan Cz’y miał nieszczęśliwy wyraz twarzy, choć stała przed nim potrawa czterech pór roku, której przygotowanie zajęło dziewczętom cztery dni, a którą każdy lubiłby kontemplować i smakować przez dalsze cztery dni – baron K’ang zarządzi nowe podatki. Mają obciążyć wszystkich. Bez wyjątku. To jedyny sposób wyduszenia pieniędzy od bogaczy.
– I zrujnowania pozostałych. – Zaniepokoiłem się. Podatek wojenny ściągnięto przed paroma miesiącami ku niezadowoleniu całej ludności. Konfucjusz ostrzegał wówczas władze, że podatki są zbyt wysokie. „Co gorsza – twierdził – biorąc tak dużo dla państwa zmniejszacie możliwość wytwarzania dalszych bogactw. Nawet leśny rozbójnik nie zagarnia więcej niż dwie trzecie ładunku karawany kupca. W końcu w interesie rozbójnika leży, by kupcowi dobrze się wiodło, gdyż wtedy i w przyszłości będzie miał co ukraść.” Spytałem Fan Cz’y, czy radzono się Konfucjusza.
– Nie, baron K’ang nie życzy sobie jeszcze jednego wykładu. Żan C’iu ma rozlepić obwieszczenie na murach Długiego Skarbca. On i jego łucznicy będą chodzić od domu do domu i zbierać, co się da.
– Mam nadzieję, że baron wie, co robi.
– Wie, co musi zrobić. – Fan Cz’y wcale nie był szczęśliwy. Niezależnie od zamieszek, które mogły wywołać nowe podatki, cały rząd bał się reakcji Konfucjusza. Zawsze zdumiewa mnie lęk, jaki budził ów bezsilny starzec. Choć żaden władca nie chciał dać mu wymarzonego urzędu i żaden nie zważał na jego rady, czy to polityczne, czy religijne, każdy dygnitarz pragnął jego błogosławieństwa. Nadal nie pojmuję, jak jeden uczony bez władzy i majątku mógł zdobyć sobie taką pozycję. Najpewniej Niebo przyznało mu mandat, kiedy nikt nie patrzył.
W dniu wejścia w życie nowych podatków byłem w domu Konfucjusza. Kilkunastu uczniów otoczyło półkolem Mistrza, który siedział oparty plecami o drewniany filar podtrzymujący sufit środkowego pomieszczenia. Plecy zdawały się go boleć, gdyż przyciskał najpierw jedną łopatkę, a potem drugą do twardej powierzchni drewna. Nikt nie wspomniał o nowym wymiarze podatków. Poglądy Konfucjusza na ten temat były zbyt dobrze znane. Rozmawialiśmy natomiast, nie bez powodu, o pogrzebach i żałobie, o zmarłych i o tym, co im się od nas należy. Cy-lu siedział po lewej stronie Mistrza, Jen Huej po prawej. W innej części domu umierał syn Konfucjusza. Śmierć unosiła się w powietrzu.
– Oczywiście – rzekł Konfucjusz – w sprawach żałoby trzeba być bardzo skrupulatnym, tyle przynajmniej jesteśmy winni pamięci zmarłego. Obstawałem nawet przy starej zasadzie, że człowiek, któremu przyszło jakiegoś dnia czyjąś śmierć opłakiwać, wówczas przez dzień cały od śpiewu się powstrzymywał. *
Chociaż wszyscy zgadzali się, że należy z największą skrupulatnością przestrzegać obrzędów pogrzebowych – na przykład nie wolno składać ofiary zmarłemu, jeśli się jadło czosnek lub piło wino – nie obyło się bez różnicy zdań w kwestii, jak długo obowiązuje żałoba po rodzicach, a jak długo po dziecku, przyjacielu czy żonie. Młody uczeń powiedział:
– Jestem przekonany, że całkiem wystarczy rok żałoby po śmierci ojca; a Mistrz nalega na pełne trzy lata.
– Nie nalegam na nic. Po prostu stosuję się do zwyczajów. Wprawdzie Konfucjusz był łagodny jak zawsze, nie mogłem jednak nie zauważyć niespokojnych spojrzeń, jakimi obrzucał chorowitego Jen Hueja.
– Zwyczaj każe zawieszać wszelką działalność, kiedy się jest w żałobie po ojcu.
– Owszem, tak każe zwyczaj – odrzekł Konfucjusz.
– Ależ, Mistrzu. Gdy szlachetny przez trzy lata obrzędów nie dokonuje, obrzędy giną. Gdy przez trzy lata muzyki wykonywać nie będzie, muzyka upadnie. Wszak w ciągu roku ziarno się zużywa, a nowe wyrasta. Wszak co roku nowy rozpalamy ogień. Roczna żałoba byłaby wystarczająca. *
Konfucjusz przeniósł spojrzenie z Jen Hueja na młodego ucznia.
– Czy byłbyś spokojny, gdybyś po rocznej tylko żałobie spożywał dobrze ugotowany ryż i nosił ozdobne szaty z jedwabiu? *
– Owszem, Mistrzu, byłbym spokojny. *
– Jeśli byłbyś spokojny, to czyń tak. Jednak szlachetny – cichy głos podniósł się nieco – jeśli nawet w czasie żałoby je przysmaki, nie czuje ich smaku. Jeśli zdarzy mu się usłyszeć muzykę, nie wyzwala ona w nim radości. Nie odczuwa on również w tym czasie wygody swego domostwa. Dlatego unika on spożywania smacznych potraw, słuchania muzyki i zażywania wygód. Jeśli ty mimo wszystko byłbyś spokojny, czyń jak chcesz. *
– Wiedziałem, że mnie zrozumiesz, Mistrzu. – Uczeń pożegnał się i odszedł z wyraźną ulgą.
Kiedy młodzieniec wyszedł, Konfucjusz potrząsnął głową.
– Jakie to niehumanitarne! Ojciec tego młodego człowieka umarł dopiero rok temu i on już pragnie zrzucić żałobę. Przecież dopiero gdy dziecko ma trzy lata życia, zdolne jest opuścić troskliwe ramiona rodziców. Przecież sam również przez trzy lata cieszył się miłością swego ojca i matki. *
Konfucjusz zachęcał mnie do zadawania pytań, ale rzadko robiłem to przy innych ludziach, raczej kiedy byliśmy sami. Odkryłem też, że najbardziej rozmowny jest z wędką w dłoni. Sam nawet stawiał wtedy pytania i słuchał uważnie odpowiedzi. Toteż wręcz zaskoczyło mnie, że zwracam się do Konfucjusza z pytaniem w obecności jego uczniów. Sądzę, że i ja uległem atmosferze ogólnego napięcia; syn Konfucjusza umierał, Jen Huej był chory, Mistrz wydawał się tak oburzony na nowe podatki, że zarysowała się wyraźna możliwość rozłamu w szeregach uczniów. Żeby rozładować sytuację, a także dowiedzieć się czegoś, spytałem:
– Wiem, że w pewnych okolicach Królestwa Środka kiedy umiera wielki pan, uśmierca się mężczyzn i kobiety. Powiedz Mistrzu, czy jest to godziwe w oczach Nieba?
Nagle wszystkie spojrzenia skierowały się w moją stronę. Ponieważ nie ma na świecie społeczeństwa, które nie kontynuowałoby starych obyczajów nader kłopotliwych dla rozsądniejszych współczesnych, moje pytanie było stanowczo niewłaściwe.
Konfucjusz potrząsnął głową, jakby chciał gestem potępić praktyki, które czuł się w obowiązku wyjaśnić, jeśli nie usprawiedliwić.
– Od czasów Żółtego Cesarza panował zwyczaj, że wielcy ludzie po śmierci zabierali ze sobą swych wiernych niewolników. Na zachodzie zwyczaj ten nadal trwa, czego byłeś świadkiem w C’in. My tu na wschodzie mniej dbamy o tradycje. Przyczynił się do tego książę Czou, którego wypowiedzi na ten temat stawiają całą sprawę w nieco odmiennym świetle.
Ilekroć Konfucjusz wymieniał imię księcia Czou, należało spodziewać się, że zaraz spróbuje obalić utarty zwyczaj, powołując się na legendarnego założyciela Lu, którego słowa zdawały się nigdy nie odbiegać od poglądów Mistrza.
Читать дальше