Często wysyłano Konfucjusza na konferencje pokojowe, gdzie niezmiennie oszałamiał innych uczestników swoją nieziemską wiedzą. Czasem nawet okazywał się użyteczny. Lecz mimo wielu lat pracy urzędniczej i dyplomatycznej, nigdy nie nauczył się taktu. Baron K’ang przytoczył słynny przykład bezceremonialności mędrca.
– Na krotko przed pierwszym wyjazdem z Lu Konfucjusz uczestniczył w uroczystości w naszej rodowej świątyni przodków. Zobaczywszy, że mój ojciec najął sześćdziesiąt cztery tancerki, wpadł w furię. Oświadczył, że skoro książę rozmawiając z przodkami może sobie pozwolić na zaledwie osiem tancerek, mój ojciec nie powinien był nająć więcej niż sześć. Ach, jakże on beształ mojego ojca, którego to ogromnie rozbawiło.
W rzeczywistości historia bynajmniej nie była zabawna. Konfucjusz bez ogródek oświadczył staremu kanclerzowi, że za tak haniebne zagarnięcie prerogatyw monarchy na pewno dotknie go gniew Nieba. Kiedy baron przykazał Konfucjuszowi nie wtrącać się w jego sprawy, mędrzec się oddalił. Słyszano, jak mruknął opuszczając świątynię: „Jeśli można znieść tego człowieka, któż jest nie do zniesienia?” Muszę przyznać, że mój dziadek, Zoroaster, nigdy nie śmiał aż tak daleko się posunąć.
Konfucjusz próbował nakłonić księcia Tinga do zburzenia twierdz trzech rodów magnackich. Książę bez wątpienia zrobiłby to, gdyby mógł. Lecz był bezsilny. W każdym razie obaj, choć być może krótko, spiskowali przeciw tym trzem rodzinom; i to oni na pewno są odpowiedzialni za bunt w fortecy rodu Ci w Pi. Dowody? Wkrótce po ucieczce do C’i strażnika zamku Pi Konfucjusz zrezygnował ze swoich urzędów i opuścił Lu.
Różne są wersje wydarzeń w C’i. Wszyscy jednak się zgadzają, że Jang Huo i strażnik zamku Pi usiłowali zapewnić sobie pomoc Konfucjusza. Każdy z nich obiecywał obalić możnowładców i przywrócić księciu należne mu miejsce; każdy ofiarowywał Konfucjuszowi stanowisko kanclerza. Podobno Konfucjusza kusiła propozycja strażnika. Ale nic z tego nie wynikło, ponieważ Jang Huo i strażnik nie połączyli swych sił. Gdyby do tego doszło, zdaniem Fan Cz’y udałoby im się przepędzić baronów i przywrócić władzę księciu. Lecz obaj awanturnicy zachowywali się w stosunku do siebie nie mniej podejrzliwie niż wobec baronów.
Konfucjusz nie zabawił długo w C’i. Chociaż przebieg jego rozmów z dwoma buntownikami nie był zadowalający, książę C’i cieszył się z jego pobytu i proponował mu miejsce w rządzie. Mędrzec miał na to ochotę. Kanclerz C’i jednak bynajmniej nie marzył o tym, by ten zbiór wszelkich cnót znalazł się w jego władzach, i ofertę wycofano.
Przez następne kilka lat Konfucjusz wędrował z państwa do państwa rozglądając się za posadą. Ani przez chwilę nie zamierzał zostać zawodowym nauczycielem. Ponieważ jednak zawsze dostajemy w życiu to, na czym nam nie zależy, wszędzie, gdzie tylko się pojawił, oblegali go kandydaci na uczniów. Młodzi rycerze i nawet arystokraci pałali chęcią pobierania u niego nauk. Co prawda Konfucjusz na pozór opowiadał się za przywróceniem dawnych obyczajów dla dogodzenia Niebu, lecz faktycznie stał się przywódcą bardzo radykalnego ruchu. Ruch ten stawiał sobie za cel po prostu zmiecenie skorumpowanej, wszechmocnej i coraz liczniejszej arystokracji, tak aby Syn Nieba mógł patrzyć na południe, na swych wiernych niewolników, wśród których bezsporną większość stanowiliby znakomicie wyszkoleni rycerze nowego konfucjańskiego zakonu.
Takie było tło powrotu ponad siedemdziesięcioletniego Konfucjusza do Lu. Nie uważano wprawdzie, by osobiście zagrażał władzy, lecz jego poglądy tak niepokoiły wielmożów, że baron K’ang postanowił położyć kres wędrówkom mędrca. Wysłał do niego poselstwo w imieniu księcia. Błagano go, ażeby powrócił do domu, napomykano o wysokich urzędach. Konfucjusz połknął przynętę. Teraz znajdował się w drodze z Wej do Lu.
– Miejmy nadzieję – rzekł mój gospodarz – że nasza wojenka z C’i skończy się, nim on przybędzie.
– Oby taka była wola Nieba – powiedziałem pobożnie.
– O woli Nieba usłyszysz wiele od Konfucjusza. – Zapadło długie milczenie. Wstrzymałem oddech. – Zamieszkasz tutaj, pod moim bokiem.
– Ten zaszczyt… – Nie pozwolił mi skończyć.
– I postaramy się, żebyś wrócił do rodzinnego kraju. Tymczasem… – Baron spuścił wzrok patrząc na swoje gładkie, małe dłonie.
– Będę ci służył we wszelaki sposób, wielmożny panie.
– Właśnie.
I tak, bez dalszych słów, zostało ustalone, że podczas mego pobytu w Lu będę szpiegował Konfucjusza i potajemnie informował barona, który bał się Jang Huo i strażnika, odnosił się z głęboką podejrzliwością do własnego dowódcy straży, Żan C’iu, i zaniepokojony był siłą moralną mędrca i jego nauk. Czasem mądrzej jest nie uciekać, lecz spojrzeć w oczy temu, co budzi strach. Dlatego baron posłał po Konfucjusza. Chciał dowiedzieć się najgorszego.
Stolica Lu przypominała mi Lojang. Oczywiście, wszystkie miasta chińskie są bardziej czy mniej podobne. Mają zdumiewająco wąskie kręte uliczki, hałaśliwe place targowe, ciche parki, gdzie stawia się Ołtarze ku czci Nieba, Deszczu i Ziemi. Miasto Cz’ufu jest bardziej starożytne niż Lojang i pachnie zwęglonym drewnem w rezultacie pięciu stuleci pożarów. Wówczas nie wiedziałem jeszcze, że Lu uchodzi za kraj raczej zacofany wśród państw tak przedsiębiorczych jak C’i, na którego stolicę spoglądają tu z lękiem, jak my dawniej spoglądaliśmy na Sardes. Niemniej w Lu panuje potomek legendarnego Tana, na którego powołują się wszyscy, tak samo mniej więcej jak Grecy na Odyseusza. Ale podczas gdy Odys słynął z chytrości, Tan był oszałamiająco szlachetny i skłonny do poświęceń – wzór nie tylko idealnego władcy chińskiego, lecz też, co ważniejsze, idealnego cün-cy – człowieka szlachetnego – którą to kategorię wymyślił lub przywłaszczył sobie Konfucjusz. Cün-cy są przeważnie rycerzami, nie wszyscy jednak rycerze są cün-cy. Subtelny i godny sposób bycia stanowi konfucjański ideał. Spróbuję we właściwym miejscu opisać, na czym to polega.
Kiedykolwiek Konfucjusz miał coś ważnego do powiedzenia, nie odmiennie przypisywał to Tanowi. Ale też stale powtarzał:
– Przekazuję tylko to, czego mnie nauczono. Sam nigdy niczego nie wymyślam.
Sądzę, że wierzył w to i że w pewnym sensie była to prawda. Wszystko zostało kiedyś powiedziane i jeśli ktoś zna kroniki, zawsze może tam znaleźć godny szacunku pretekst do działania lub aforyzmu.
W dwa tygodnie po mojej przeprowadzce do pałacu Ci skończyła się wojna między Lu i C’i. Żan C’iu i Fan Cz’y odnieśli nadzwyczajne, to znaczy niespodziewane, zwycięstwo. Udało im się nawet zająć miasto Lang po drugiej stronie granicy. Widziano Jang Huo i strażnika Pi walczących w armii księstwa C’i przeciw swoim rodakom. Pod tym względem Chińczycy są jak Grecy. Lojalność wobec siebie ważniejsza jest niż patriotyzm.
Demokryt kpi ze mnie. Przypomina mi o tych awanturnikach perskich, którzy obalali Wielkich Królów, choć przysięgli im posłuszeństwo. Ale nie da się to ściśle porównać. To prawda, że i my mieliśmy swój kontyngent uzurpatorów Lecz nie przypominam sobie przypadku, żeby niezadowolony dostojnik perski przyłączył się do obcej armii i uczestniczył w najeździe na rodzinny kraj.
Potraktowano mnie jak gościa rodziny Ci, otrzymałem tytuł gościa honorowego. Zostałem tez przyjęty na dworze książęcym. Chociaż książę Aj nie sprawował władzy, baron K’ang nie tylko okazywał mu wszelkie względy, lecz także radził się go w sprawach państwowych Wprawdzie kroniki nie wspominają o tym, by baron choć raz usłuchał rady księcia, ich stosunki jednak układały się gładko.
Читать дальше