– Przywrócenie dynastii Czou to nasze marzenie – rzekł dość nieoczekiwanie baron.
– Czy jest to już bliskie?
– Któż wie? W każdym razie najpierw hegemonia, a potem mandat. – Nagle dwie drobne równoległe linie zmąciły gładkość górnej części jaja. Baron zmarszczył czoło. – Są i tacy, którzy wierzą, że kolejność można odwrócić. Jak tak nie uważam, ale wielu mądrych i niezbyt mądrych ludzi uznaje to za możliwe. Wierzą, że jeśliby prawowitemu księciu przywrócić jego pradawny doczesny prymat, to w ślad za tym otrzyma mandat Nieba. Współcześni… awanturnicy podsycają tę fałszywą opinię. Dlatego nasza armia stoi przy Kamiennych Wrotach. Łatwo jest uporać się z awanturnikami. – Górna część jaja znowu się wygładziła. – Nie boimy się zdrajców. Lecz obawiamy się i darzymy szacunkiem naszych boskich mędrców. Znasz nauki Konfucjusza?
– Tak, panie. Fan Cz’y wiele mi o nim opowiadał, kiedy byliśmy razem na zachodzie. I oczywiście rozprawiają o nim wszyscy ludzie wykształceni. Nawet Mistrz Lao – dodałem z uśmiechem. Zaczynałem rozumieć, skąd wieje wiatr.
– Nawet Mistrz Lao – powtórzył baron. W dolnej części jaja pojawiły się na mgnienie oka dwie drobne rysy. Dyktator uśmiechnął się. – Nie kochają się nawzajem ci mądrzy ludzie. – Zniżył głos. – Konfucjusz na moją prośbę wraca do Lu. Wyjechał stąd czternaście lat temu. W ciągu tego czasu podróżował po niemal wszystkich krajach w obrębie Czterech Mórz. Uważa, że został wygnany przez mojego czcigodnego ojca, kanclerza. Ale zapewniam cię, że to nieprawda. To Konfucjusz nas opuścił. Jest bardzo surowy. Kiedy książę z Ci podarował memu ojcu kilka obrzędowych tancerek – zwrot, którym baron określił obrzędowe tancerki, brzmi podobnie jak babilońska nazwa dla nierządnic w świątyniach – Konfucjusz uznał, że ojciec nie powinien przyjąć tego gorszącego daru. Przytoczył tradycyjny argument: zadaniem takich tancerek jest osłabienie woli ich właściciela. Ojciec odpowiedział jak najuprzejmiej: jego zdaniem dar ten świadczył, że rząd C’i chce naprawić błąd, który popełnił udzielając schronienia zdrajcy Jang Huo. Wówczas Konfucjusz zrezygnował ze wszystkich urzędów. Był głównym sędzią miasta Czungfu, uroczej miejscowości, którą musisz odwiedzić podczas swojego tu pobytu. A także zastępcą nadzorcy robót publicznych… nie, mylę się, awansował z tego stanowiska. Został wiceministrem policji; ważna funkcja, z której wywiązywał się nader kompetentnie.
Przyglądałem się baronowi, który mówił jak gdyby do ściany za moją głową. Już teraz wiedziałem na pewno, skąd wieje wiatr. Baron zdawał sobie sprawę, że jestem przyjacielem Fan Cz’y. Fan Cz’y to uczeń Konfucjusza, tak samo jak Żan C’iu, ochmistrz rodu Ci. Wszystko łączyło się ze sobą.
Musiałem poszukać następnego ogniwa.
– Czy Konfucjusz udał się do C’i?
– Tak.
Piliśmy wino śliwkowe, słuchaliśmy muzyki, podawaliśmy sobie gładką kulę z nefrytu, żeby ochłodzić dłonie.
W żadnym kraju i w żadnej epoce nie zetknąłem się z nikim, kto by zajmował taką pozycję, jak Konfucjusz w Królestwie Środka. Z urodzenia był pierwszym rycerzem Lu. Znaczy to, że ustępował pierwszeństwa tylko dostojnym ministrom państwa. Niemniej pochodził z ubogiej rodziny. Mówiono, że jego ojciec pełnił funkcję niższego dowódcy w wojsku rodu Meng. Jak inni magnaci ród Meng prowadził szkołę dla synów swoich domowników. Konfucjusz okazał się najzdolniejszym uczniem ze wszystkich, którzy kiedykolwiek uczęszczali do tej szkoły. Stał się znawcą przeszłości, by móc być przydatnym w swojej epoce. Jako syna pierwszego rycerza przygotowywano go także do żołnierki. Okazał się znakomitym łucznikiem, dopóki wiek średni nie zaćmił mu wzroku.
Konfucjusz utrzymywał siebie i swoją rodzinę – ożenił się w wieku lat dziewiętnastu – pracując dla państwa. Wydaje mi się, że na pierwszej posadzie pracował jako strażnik w spichlerzu okręgowym. Przypuszczalnie skrupulatnie prowadził rachunki, skoro systematycznie piął się coraz wyżej po szczeblach kariery urzędniczej, której szczytem dla rycerza jest takie stanowisko, jakie zajmował w ministerstwie policji.
Stwierdzenie, że Konfucjusz nie cieszył się powszechną sympatią, byłoby niedomówieniem. W istocie nienawidzili go i oburzali się na niego nie tylko tacy jak on urzędnicy, lecz również wysocy dygnitarze. Z prostego powodu: Konfucjusz nikomu nie dawał spokoju. Wiedział dokładnie, jak i dlaczego coś ma być zrobione, i nigdy nie wahał się wypowiadać swoich opinii wobec zwierzchników. Choć wszystkich drażnił, był jednak zbyt wartościowym człowiekiem, żeby go lekceważyć; awansował więc na tak wysokie stanowisko, jakie mu przysługiwało. Mając pięćdziesiąt sześć lat został wiceministrem policji i na tym musiał poprzestać. Zrobił wielką karierę. Wprawdzie go nie lubiano, ale cieszył się ogólnym poważaniem. Uznawano go za autorytet we wszystkim, co dotyczyło niebiańskiego cesarstwa Czou. Wprawdzie sam nic nie napisał, lecz był głównym interpretatorem tekstów Czou. Podobno Księgę Przemian przewertował tyle razy, że musiano parokrotnie wymieniać rzemyk łączący bambusowe tabliczki. Nadwątlił skórę mniej więcej tak samo jak cierpliwość swoich kolegów z administracji w Lu.
W jakimś momencie Konfucjusz został nauczycielem. Nie zdołałem wyjaśnić, kiedy ani jak to się zaczęło. Chyba odbywało się to stopniowo. W miarę jak robił się starszy, mądrzejszy i bardziej uczony, przychodziło do niego coraz więcej młodych ludzi z najrozmaitszymi pytaniami. Dobiegłszy pięćdziesiątki miał już trzydziestu lub czterdziestu nie odstępujących go uczniów, młodych rycerzy, takich jak Fan Cz’y, którzy godzinami mogli go słuchać.
Był może nieco podobny do tych filozofów, których obaj widzimy – a raczej których ja słyszę – w Atenach, lecz nie brał prawie wcale pieniędzy od tych młodzieńców i, przeciwnie niż twój rześki przyjaciel Sokrates, nie zadawał im pytań, aby tą metodą wzbogacić ich umysły. Konfucjusz odpowiadał na pytania; wiele z tych odpowiedzi podsuwała mu jego archiwalna wręcz pamięć. Znał całą historię dynastii Czou zarówno pisaną, jak przekazywaną ustnie. Znał też dzieje poprzedniej dynastii Szang. Chociaż wielu Chińczyków wierzy, że Konfucjusz jest boskim mędrcem – jednym z tych rzadkich, zesłanych przez Niebo nauczycieli, którzy czynią tyle zła – sam Konfucjusz stanowczo wypierał się nie tylko swej boskości, lecz i tego, że jest mędrcem. Mimo to aż tak zasłynął poza granicami Lu, że ludzie ze wszystkich stron Królestwa Środka przyjeżdżali go odwiedzić. Każdego przyjmował uprzejmie; mówił o tym, co było i co powinno być. Właśnie opis tego, co powinno być, przysporzył mu kłopotów.
Konfucjusz zaczął życie jako podopieczny rodu Meng. Potem otrzymał urząd od rodziny Ci. Ale chociaż magnackie rody go popierały, nigdy nie pozwalał im zapomnieć, że zagarnęły prerogatywy książąt. Domagał się ukrócenia nadużyć, po pierwsze, przez przywrócenie obrzędom Czou ich pierwotnej formy i, po drugie przez zwrot prawowitemu księciu uzurpowanej przez baronów władzy. Twierdził, że gdy spełnione zostaną oba warunki, ucieszone Niebo znowu przyzna mandat.
Tego typu wypowiedzi nie zachwycały zbytnio baronów, ale ród Ci nadal pobłażał mędrcowi. I wyróżniał jego uczniów. Nie mieli co prawda dużego wyboru: konfucjaniści byli znakomicie wyszkoleni przez swego mentora w dziedzinie administracji i sztuki wojennej. Ostatecznie skoro Konfucjusz usiłował zachować pokój między państwami, magnaci nie mogli go za to winić, w każdym razie nie otwarcie.
Читать дальше