Podczas gdy jedliśmy pieczone prosię, starzec zwrócił się niby do mnie, choć naprawdę do Huana:
– Za naszych przodków każdy żył zgodnie z nakazami sumienia i na świecie było wiele dobroci i mało niesnasek. Na pewno wasz perski król chciałby, żeby jego poddani żyli tak jak ich przodkowie, w zgodzie z Niebem i z sobą.
Huan klasnął wesoło w dłonie.
– Kiedy zadałem temu mądremu barbarzyńcy identyczne pytanie, odpowiedział mi… mam nadzieję, że przytoczę dokładnie twoje słowa…
– O tak, o tak, mój panie – zaskrzeczałem jak jeden z tych indyjskich ptaków, które uczą tu mówić.
– Powiedziałeś mi, że w dawnych czasach człowiek odnosił się dobrze do swych bliźnich, bo ludzi było mało, a rzeczy dużo. Teraz jest dużo ludzi, a mało rzeczy. Nawet przed wiekami, za panowania cesarza Jü, życie było tak ciężkie, że sam Jü pracował w polu, aż wytarły mu się wszystkie włosy na goleniach. Teraz jest dziesięć tysięcy razy więcej ludzi niż w epoce Jü. Toteż dla wspólnego dobra musimy pilnować, by sobie wzajemnie nie przeszkadzali. Jak tego dokonać? Wyznaję, że sam nie jestem dość inteligentny, żeby wymyślić rozwiązanie. Lecz mądry król Persów dostarczył mi odpowiedzi. – Huan ukłonił się w moją stronę, zmuszając mnie do ukłonu tak niskiego, że zaburczało mi w żołądku. Chińczycy bardzo poważnie traktują odgłosy żołądka. Modliłem się, żeby odgłosy, jakie wydobywały się z mojego napchanego brzucha, nie zabrzmiały przypadkiem wywrotowo. – „Wykorzystajcie właściwości ludzkiej natury. Skoro ludzie mają swoje upodobania i uprzedzenia, należy rządzić nimi stosując nagrody i kary, gdyż są to dźwignie, dzięki którym władca zachowuje przewagę.” Tak powiedział król Persji.
– Lecz jeśli owe… dźwignie zawiodą władcę, co wtedy zaleca ów mądry Pers?
Starzec patrzył na mnie; oczy nabiegły mu krwią, żyły na skroniach pulsowały. Nienawidził Huana. Nie miałem co do tego wątpliwości.
– Mądry Pers użył słowa „siła”. – Huan mówił dobrotliwie. – To siła utrzymuje masy w ryzach.
Jedzenie było wyśmienite, ale nie pamiętam uczty, na której panowałoby większe napięcie. Posługując się mną, Huan rzucił wyzwanie innym wielmożom. Szczęściem dla ludności C’in szlachta nie zaakceptowała w pełni srogich zasad Huana, i on sam nadal pozostał tym, czym był przez wiele lat: pierwszym wśród równych. Lecz w wyniku jego działań życie prostych ludzi uległo takim zmianom, że nic prócz upadku państwa nie może ocalić ich od stanu niewolnictwa, w który przez niego popadli. Spartanie są przynajmniej wychowani w miłości do ojczyzny i swój nieludzki tryb życia uważają za rzecz naturalną. Mieszkańcy Cin, mówiąc oględnie, bynajmniej swych panów nie kochają.
Przyjęcie się skończyło, kiedy każdy z biesiadników wezwał Niebiosa do zapewnienia księciu długiego życia. Zaskoczyła mnie nieco żarliwość, z jaką goście zwracali się do Nieba. Ostatecznie książę nie miał żadnej władzy, a panowie płakali gorzkimi łzami na myśl, że mógłby umrzeć. Przypisywałem ich wzruszenie winu z prosa. Ale w trzy miesiące później, gdy książę P’ing rzeczywiście umarł, uświadomiłem sobie, że były to prawdziwe łzy.
Tego nieszczęsnego dnia obudziło mnie bicie dzwonów. Po czym rozległo się nierówne bicie w bębny. W całym mieście, od krańca do krańca, rozbrzmiewały lamenty i zawodzenia.
Ubrałem się pospiesznie i wybiegłem na dziedziniec, akurat kiedy Huan wsiadał do swojego wozu. Odziany był w zniszczone szaty i wyglądał jak żebrak. Woźnica z okrzykiem zaciął czwórkę koni i odjechali.
Według słów jednego z ochmistrzów książę umarł tuż przed wschodem słońca.
– Podobno wypił za dużo wina i wezwał eunucha, żeby mu pomógł je zwymiotować. Ale zwymiotował nie winem, lecz krwią. O, to straszny dzień dla C’in! Prawdziwy, najprawdziwszy czarny dzień!
– Tak był kochany?
– Przez Niebiosa. Inaczej nie byłby tym, który patrzy na południe, prawda? Teraz już nie żyje. – Ochmistrz wybuchnął płaczem. Wydawało się, że wszyscy ludzie w C’in szlochają. To mnie zaintrygowało. Wiedziałem, że książę P’ing nie cieszył się popularnością. Był w najlepszym razie dostojną marionetką, którą manipulowało sześć wielkich rodów. Cóż więc spowodowało aż taką rozpacz?
Odpowiedź znalazłem w czasie ceremonii pogrzebowych. Stanąłem wśród dworzan Huana na placu, w którego centrum znajduje się książęca rezydencja. Naprzeciw wejścia stoi tam rząd masztów, ale poza tym budynek jest skromniejszy niż pałac kanclerza. Chorągwie oznaczają, że mieszka tu posiadacz mandatu Nieba. Tego dnia chorągwie były czerwone i czarne, i nader złowieszcze. Ponieważ żaden podmuch wiatru nie poruszał grubym suknem, opadały w gorącym słońcu. Dzień wydawał się pozbawiony powietrza. Chociaż zakrywając usta rękawem bezustannie ziewałem, nie mogłem wcale zaczerpnąć oddechu. Przypisywałem to nie tylko upałowi, lecz i ciężkiemu dyszeniu dziesięciu tysięcy posępnych mężczyzn i kobiet, którzy w całkowitym milczeniu wpatrywali się w bramę pałacu Wprawdzie mieszkańcy C’in są na pewno najspokojniejszymi i najposłuszniejszymi ludźmi na świecie, czasem ich spokój wydawał mi się dziwnie złowrogi – jak zapowiedź trzęsienia ziemi.
Rozwarły się wrota pałacowe. W ślad za Huanem i członkami rady państwa dwunastu wojowników niosło na ramionach grubo polakierowany palankin. W palankinie spoczywał książę. Zwłoki owinięte były szkarłatnym jedwabiem i ozdobione tysiącem klejnotów Na piersiach zmarłego leżał wspaniały krąg z ciemnozielonego nefrytu. symbol przychylności Niebios.
Z pałacu wyłoniła się długa procesja niewolników dźwigających skrzynie z jedwabiem, złote trójnogi, skórzane bębny, posążki z kości słoniowej, pozłacaną broń, parawany z piór, srebrne łoże. We wszystkie te wspaniałości miano wyposażyć grobowiec księcia. Ich koszt zapierał dech w piersiach. Znam go. Huan polecił mi sporządzić pełen wykaz wydatków na to. co znalazło się w grobowcu, ażeby uzyskać zatwierdzenie tej sumy w budżecie, który miał być przedstawiony radzie państwa służącej już nowemu księciu.
Na drugim krańcu placu Huan i jego ministrowie zajęli miejsca na czele konduktu pogrzebowego, który ciągnął się przez prawie milę. Za wozami wielmożów jechał wóz zaprzężony w osiem białych rumaków. Ciało księcia P’ing umocowano w taki sposób, że wydawał się powozić końmi Efekt był zdecydowanie przykry. Przedmioty przeznaczone do grobowca umieszczono w innych wozach wraz z kilkoma setkami dam z haremu, które płakały i zawodziły za swymi welonami.
Przeszło godzinę wozy przejeżdżały przez miasto do bramy południowej. Tam Huan złożył ofiarę któremuś z miejscowych demonów. Po czym krętą drogą poprowadził kondukt do doliny, gdzie grzebie się królów pod sztucznie usypanymi kopcami, trochę podobnymi do kopców w Sardes.
Niespodziewanie znalazłem się w polakierowanym na czerwono wozie, do którego zaprosił mnie wysoki, chudy mężczyzna, mówiąc:
– Uwielbiam białych ludzi. Miałem na własność trzech. Ale dwaj umarli, a trzeci jest chorowity. Możesz mnie pocałować w rękę. Jestem księciem kraju Sze, kuzynem zmarłego księcia C’in, a także książąt Lu i Wej. Bo też my, książęta, wszyscy jesteśmy ze sobą spokrewnieni przez naszego wspólnego przodka, cesarza Wena. Skąd pochodzisz?
Starałem się mu to możliwie najlepiej wyjaśnić. Wprawdzie książę nie słyszał nigdy o Persji, odbył jednak więcej podróży na zachód niż którykolwiek z mieszkańców C’in, z którymi się zetknąłem.
Читать дальше