Przy podziale zwierząt ofiarnych władze są równie pomysłowe jak pod innymi względami. Każdy z obecnych otrzymuje karbowany pręt, który uprawnia do określonej ilości pieczonego mięsa ofiarnych zwierząt i drobiu. Dzięki temu nie tylko wystarcza go dla wszystkich, lecz również nie dochodzi do gorszących ekscesów, które zakłócają babilońskie czy nawet perskie uroczystości. Powiedziano mi, że to Huan wprowadził tę innowację, z czasem przyjętą przez wszystkie państwa w Chinach. Próbowałem przekonać magów do zasady karbowanego prętu, ale nie chcieli się zgodzić. Wolą nieprzystojny zamęt, jaki towarzyszy ich ociekającym haomą obrzędom.
Nowy książę stał od nas na północ. Zgodnie z rytuałem był sam. Wyglądał na równie starego, a może nawet starszego niż jego poprzednik. Bo też, według księcia Sze, był to nie jeden z synów zmarłego, lecz jego kuzyn. Ministrowie odsunęli wszystkich synów księcia P’inga na rzecz nikomu nie znanego kuzyna, słynnego z głupoty. Z punktu widzenia ministrów nada się znakomicie.
– Czy to zawsze ministrowie wybierają monarchę?
– Ten, kogo wyznaczyło Niebo, wybiera na ministrów tylko swych wiernych niewolników. – Głos księcia zrobił się nagle piskliwy. Poznawszy go lepiej zorientowałem się, że jeśli nawet w jego ciele nie siedzi dwóch różnych ludzi, to w każdym razie jest to człowiek o dwóch diametralnie różnych sposobach bycia. Raz ufny i figlarny, co podkreśla niskim głosem, kiedy indziej zachowuje się wielce tajemniczo, co znamionuje głos monotonny, cienki i wysoki. Oświadczył mi, że nie jest to ani właściwe miejsce, ani właściwa pora na omawianie nienormalnej sytuacji jego książęcych kuzynów. Jak się niebawem miałem dowiedzieć, wszyscy oni z małymi wyjątkami pozbawieni są władzy; ich królestwami rządzi dziedziczny minister, albo sam, albo wspólnie z innymi dziedzicznymi posiadaczami urzędów. Mandat Niebios nie jest niczym więcej niż złotym snem o tym, co mogłoby być, ale czego nie ma i czego może nigdy nie było.
Nowy książę państwa C’in donośnym głosem zwrócił się do swoich przodków. Nie zrozumiałem ani słowa z tego, co powiedział. Podczas gdy przemawiał do Nieba, niewolnicy wnosili skrzynie, trójnogi, meble w głąb jak gdyby naturalnej pieczary u stóp stromej wapiennej skały. Przez cały czas słychać było muzykę. Ponieważ grało jednocześnie około trzystu muzykantów, efekt dla ucha cudzoziemca był szczególnie denerwujący. Z czasem polubiłem wiele odmian chińskiej muzyki. Zwłaszcza oczarowały mnie owe kamienie różnych rozmiarów wydające tak piękne dźwięki, kiedy uderza się w nie młotkami.
Gdy książę skończył przemawiać do przodków, palankin ze zwłokami jego poprzednika został wysoko dźwignięty na ramionach dwunastu ludzi. Muzyka umilkła. W ciszy, mijając nowego księcia, przeniesiono palankin do pieczary. Kiedy zwłoki znalazły się poza zasięgiem wzroku, wszyscy głęboko westchnęli. Zabrzmiało to niesamowicie, jak pierwsze pomruki letniej burzy.
Odwróciłem się do księcia Sze. Siedział skulony jak wyleniały ptak na samym brzegu wozu, z błyszczącymi oczami utkwionymi w pieczarę. Mężczyźni, którzy wnieśli tam zwłoki, nie pojawili się z powrotem. Natomiast w stronę pieczary powoli ruszyła procesja ze stu kobiet. Były to żony zmarłego księcia, jego konkubiny, tancerki, niewolnice. Za kobietami podążył drugi orszak, mężczyzn i eunuchów, a na jego czele kroczył stary szlachcic, jeden z uczestników obiadu z pieczonym prosięciem. Byli tu dowódcy gwardii i dworzanie wysokiej rangi. Za nimi muzykanci nieśli swoje instrumenty, a kucharze i służący bambusowe stoliki zastawione wyszukanymi potrawami. Kobiety i mężczyźni kolejno wchodzili do pieczary, która najwyraźniej była nie zwykłą grotą, ale olbrzymią salą wydrążoną w wapieniu.
Gdy już ostatni spośród, jak się okazało, pięciuset mężczyzn i kobiet zniknęli w pieczarze, nowy książę znowu przemówił do swych przodków w Niebie. Tym razem mniej więcej zrozumiałem, co powiedział. Chwalił przodków wymieniając ich po imieniu. Zabrało to sporo czasu. Po czym poprosił, by przyjęli jego poprzednika. Księcia P’inga nazywał Najlitościwszym. W Chinach nigdy nie wymienia się imienia zmarłego z uzasadnionej obawy, że nazwany po imieniu mógłby powrócić na ziemię jako duch i straszyć. Książę przysiągł, że jeśli Najlitościwszy zostanie przyjęty do Nieba, on sam nigdy nie zaniedba żadnego z obrzędów zapewniających utrzymanie harmonii między Niebem a ziemią. Prosił też o błogosławieństwo wszystkich przodków dla sieroty. Nie miałem pojęcia, o kim mówi. Potem dowiedziałem się, że władca często mówi o sobie jako o sierocie lub samotnym, jako że z natury rzeczy jego ojciec czy też poprzednik już nie żyje. O swojej głównej żonie mówi „podpora”, podczas gdy lud nazywa ją „podporą księcia”. Ona sama z kolei mówi o sobie „dziewczę”, nie wiem, dlaczego. Chińczycy są bardzo dziwni.
Z pieczary dobiegły nas dźwięki muzyki. Najwidoczniej odbywała się tam uczta. Staliśmy tak przez godzinę: my twarzami na północ, a nowy książę twarzą na południe. Przez godzinę słuchaliśmy muzyki docierającej z wnętrza pieczary, aż instrumenty jeden po drugim zamilkły. Ostatnim dźwiękiem było bicie dzwonu z brązu. Wszyscy mieliśmy teraz oczy utkwione w wejście do pieczary. Stojący obok mnie książę Sze drżał na całym ciele. Myślałem, że jest chory, ale on był po prostu podniecony.
Kiedy umilkł dzwon, książę Sze wydał długie westchnienie. Takie samo westchnienie wydali wszyscy inni, jakby się poprzednio zmówili. Nagle z pieczary wyłonili się mężczyźni, którzy wnieśli tam palankin. Każdy z nich trzymał w prawej ręce miecz, a z każdego miecza kapała krew.
Mężczyźni z powagą pozdrowili nowego pana, który wzniósł twarz ku niebu i zawył jak wilk. Stojący na południe od niego poddani odpowiedzieli mu takim samym wyciem. Nigdy w życiu nie byłem tak przerażony. Ci, których brałem za ludzi, okazali się wilkami w ludzkiej skórze i teraz na moich oczach wracali do swojej prawdziwej postaci. Nawet książę Sze przyłączył się do wycia. Pysk wyciągnął ku niebu i obnażył nienaturalnie długie zęby.
Po dziś dzień słyszę to straszne wycie w snach, w których na nowo przeżywam okropną chwilę, kiedy dwunastu umazanych krwią mężczyzn wyszło z pieczary po spełnieniu obowiązku. Zabili pięćset kobiet i mężczyzn, aby ci po śmierci przez całą wieczność mogli służyć swemu panu.
Chociaż trudno twierdzić, że w naszym świecie nieznane są ofiary z ludzi, nigdy nie widziałem, by stosowano je w takich rozmiarach jak w Chinach. Powiedziano mi, że gdy umiera prawdziwy syn Nieba, nie mniej niż tysiąc jego dworzan musi ponieść śmierć, co wyjaśnia osobliwą intensywność modłów o zdrowie księcia pod koniec obiadu z pieczonym prosięciem. Dopóki książę żyje, lekceważą go; gdy umrze, może pociągnąć wielu z nich za sobą. W istocie, zgodnie z tutejszym zwyczajem tylko jeden członek rady ministrów składany jest w ofierze; wybiera go się przez losowanie. Zrządzeniem losu i nader zręcznego Huana stary minister, który przeciwstawił mu się podczas obiadu, wyciągnął nieszczęsny patyczek krwawnika.
Pieczarę szczelnie zapieczętowano. Zabrzmiała muzyka, rozpoczęły się tańce i uczta. Potem miano usypać kopiec zakrywający wejście do grobu. Grobowiec książęcy stanowi oczywiście tak wielką pokusę dla złodziei, że piękne i kosztowne przedmioty pozostawione przy marach księcia pojawiają się zwykle na targach wkrótce po pogrzebie.
Huan nie zgodził się odsprzedać mnie księciu Sze.
– Jak mogę sprzedać posła, skoro ma on pełną swobodę ruchów.
Читать дальше