Amandine umiała przekazać innym pasję do tanatonautyki. Z zachwytem opowiadała o Raju, gdzie wyruszała zresztą coraz częściej, żeby odnaleźć tam (jak do tej pory bezskutecznie) Freddy’ego i porozmawiać ze świętym Piotrem. Co więcej, dzięki temu, że niedawno owdowiała, stała się jeszcze bardziej wiarygodna. Wdowa nie potrafiłaby przecież kłamać w kwestii, która dotyka jej tak blisko, zwłaszcza jeśli jej małżonek był najlepszym choreografem w dziedzinie tanatonautycznych odlotów!
Wykłady wygłaszane przez Amandine stały się prawdziwymi spektaklami. Pojawiała się w świetle reflektorów ubrana cała na biało, podczas gdy chór śpiewał uwerturę do „Carmina Burana". Jako biały anioł w ciele kruka, coraz bardziej przypominała istotę z moich fantazji, którą spotykałem podczas pozaziemskich wypadów.
Któregoś wieczoru, kiedy wykład dobiegał już końca, jeden z dziennikarzy podniósł rękę.
– „Ważenie dusz" wydaje mi się niezrozumiałe. Czy chce pani przez to powiedzieć, że tam, w górze, naprawdę podliczają uczynki, tak jakby były to jakieś dodatnie i ujemne punkty?
Amandine zastanawiała się dłuższą chwilę, zanim odpowiedziała:
– Tak. Egzystencja jest trochę jak matura. Trzeba podchodzić do niej tak długo, aż uzyska się wymaganą średnią.
Wśród zgromadzonych na sali rozległ się szmer.
– Ale w takim razie – ciągnął dziennikarz – ile trzeba dodatnich i ujemnych punktów, żeby dusza wyrwała się wreszcie z cyklu reinkarnacji?
Święty Piotr musiał jej jednak sporo powiedzieć o swoich kluczach. Amandine podała bardzo precyzyjne dane liczbowe:
– Sześćset punktów. Według wskaźnika narzuconego przez trzech sędziów archaniołów, wymagane jest sześćset punktów, żeby nie trzeba było zdawać ponownie egzaminu z życia.
Głośny szmer na sali. Czyż życie nie jest jedną wielką szkolną klasą, w której wszystko sprowadza się do tego, żeby zdobyć możliwie jak najwięcej punktów, unikając jak się da złych ocen i pał z wykrzyknikiem?
Ta „szkolna" wizja przeznaczenia mogła być dla wielu sporym rozczarowaniem, ale miała przynajmniej tę zaletę, że była spójna.
– Jeden dobry uczynek może pozwolić uzyskać od razu sześćset punktów – sprecyzowała Amandine.
Na sali dało się słyszeć wyraźne westchnienie ulgi. A więc wystarczy zachować się przyzwoicie chociaż raz w życiu i jest się uratowanym! Jednakże prelegentka uzupełniła swoją wypowiedź:
– Ale w taki sam sposób jeden zły uczynek może też zniszczyć całe życie. Można doprowadzić się do zguby lub uratować dzięki uczynkom, które w pierwszej chwili sprawiać mogą wrażenie nieistotnych, zwierzył mi się pewien anioł. Ważenie jest niezmiernie delikatną kwestią, a sędziowie wykonują długie i mozolne obliczenia. Właściwie nie znajdzie się nawet jeden zmarły na dziesięć tysięcy, któremu udałoby się uzyskać sześćset punktów i przeobrazić dzięki temu w czystego ducha. Większość zostaje odrzucona, a zatem musi przejść reinkarnację.
Natychmiast posypały się kolejne pytania.
– A czy tam, w górze, są również zwierzęta?
– Tak, a jeśli się dobrze zachowywały podczas zwierzęcego Cyklu, przeobrażają się w istoty ludzkie. Ludzie znajdują się na najwyższym szczeblu drabiny reinkarnacji, gdyż tylko oni potrafią myśleć abstrakcyjnie.
– Czy miałoby to oznaczać, że wszyscy byliśmy zwierzętami, zanim staliśmy się ludźmi?
– Z pewnością tak. Ewolucja przebiega od świata minerałów do świata roślin, dalej od roślin do zwierząt, od zwierząt do ludzi, a od istoty ludzkiej do czystego ducha. Taki jest sens życia.
Amandine ujawniła wszystkie tajemnice świata, mimo to wciąż pojawiały się kolejne pytania:
– A czy możliwy jest regres?
– Oczywiście. Jeżeli w życiu prowadzimy się bardzo źle, wówczas powracamy do poprzedniej formy życia. Z istoty ludzkiej przeobrażamy się w zwierzę. Są to jednak szalenie rzadkie przypadki.
– W takim razie co się dzieje z ludźmi złymi, choć nie na tyle, żeby musieli powrócić do stadium zwierzęcia?
– Przeobrażają się w ludzi, których egzystencja będzie szczególnie nieprzyjemna, i w tym życiu będą musieli mimo wszystko wykazać się swoimi najlepszymi cechami. W istocie Piekło jest tutaj, na ziemi. Ci, którzy źle się zachowywali, odrodzą się w krainie nękanej wojnami lub nawiedzanej klęskami głodu. Będą biedni, chorzy, ułomni… W dramatycznych okolicznościach będą mieli więcej okazji, żeby się odkupić. Będą mogli poświęcić się dla innych w jeszcze bardziej widoczny sposób i łatwiej będą mogli się wykazać dobrą wolą.
Dziennikarz podniósł rękę.
– Czy rozumie pani przez to, że ci, którzy urodzili się na Zachodzie w bogatej rodzinie, są ludźmi, którzy odpowiednio się zachowywali w poprzednim życiu?
Amandine westchnęła.
– Byłoby to zbyt proste. Można być nieszczęśliwym, potwornie wręcz nieszczęśliwym, żyjąc w bogatej rodzinie na Zachodzie, i można też być szczęśliwym, bardzo nawet szczęśliwym w przyjaznej solidarnej wiosce gdzieś w Trzecim Świecie. Ostatecznie to w naszych krajach, uważanych za najbardziej rozwinięte, odnotowuje się największą liczbę samobójstw.
Wprawiona w zakłopotanie publiczność powoli zaczęła się kierować ku wyjściu.
226 – MITOLOGIA CHRZEŚCIJAŃSKA
„Podobnie rzecz się ma ze zmartwychwstaniem. Zasiewa się zniszczalne – powstaje niezniszczalne, sieje się niechwalebne – powstaje chwalebne; sieje się słabe – powstaje mocne; zasiewa się ciało zmysłowe, powstanie też ciało duchowe".
Pierwszy List do Koryntian XV, 42-44
Fragment rozprawy Śmierć, ta nieznajoma Francisa Razorbaka
Raoul wyruszył na poszukiwanie matki, która nie wiedząc nic o zmianie, jaka się w nim dokonała, wciąż pozostawała w ukryciu. Mówił teraz mniej, ale wydawało się, że wciąż przepełnia go wściekłość. Pozbawiony znieczulających właściwości alkoholu, z każdym dniem stawał się coraz bardziej zgorzkniały. Najpierw przez tak długi czas usiłował nawiązać kontakt z ojcem, teraz nie był w stanie odnaleźć matki. Ostatecznie były to całkiem typowe psychoanalityczne poszukiwania. Po raz kolejny dawał o sobie znać kompleks Edypa. Tyle że Raoul odwrócił całą tę sytuację. Był zakochany w ojcu, a zabić chciał mamusię.
Stefania próbowała go pocieszyć, jak tylko mogła, i długo ze sobą rozmawiali. Przy mnie jednak Raoul nie odzywał się, wstydząc się za poprzednie zachowania.
Amandine robiła teraz za gwiazdę. Stała się naszą tanatonautką numer jeden. Swój czas dzieliła między Buttes-Chaumont i Raj, gdzie święty Piotr, z którym była teraz w bardzo bliskich kontaktach, nazywał ją – tak przynajmniej twierdziła – swoją „małą wtajemniczoną".
Notowania Lucindera szły w górę w przedwyborczych sondażach, a w tym czasie Rose i ja zajmowaliśmy się przede wszystkim uzupełnianiem mapy Raju. Co jest za strefą, gdzie odbywa się ważenie dusz? Zbliżyliśmy się do tego miejsca wielokrotnie, ale nigdy nie udało nam się okrążyć góry światła, żeby się dowiedzieć, co się za nią kryje, bo nasze srebrzyste pępowiny zawsze okazywały się zbyt krótkie. A ponieważ Rose była w ciąży, żadne z nas nie miało ochoty ryzykować życia, żeby się tego dowiedzieć.
Moja żona astronom była wciąż przekonana, że na końcu czarnej dziury znajduje się jej przeciwieństwo, to jest biała fontanna wyrzucająca dusze niczym garłacz. Zmarli byli wciągani z jednej strony, a następnie wyrzucani z drugiej, aby przejść reinkarnację. W oczekiwaniu, aż przekona się o tym na własne oczy, zajęła się bardziej prozaicznym badaniem promieni gamma posiadających większą energię aniżeli promienie X czy promienie ultrafioletowe. Opracowała nowe urządzenie do wykrywania promieni gamma, co umożliwiło nam obserwowanie z Ziemi obrzeży Raju i centrum Galaktyki.
Читать дальше