– Przyjęliśmy już dwie ustawy dotyczące tanatonautyki, a jakie są tego skutki, sami widzimy! – zauważył rozczarowany przedstawiciel Gwinei Równikowej.
– Są niewystarczające, potrzebne są zatem nowe regulacje – dowodził Lucinder.
Wobec niezbyt uważnie słuchającej go publiczności nalegał na przyjęcie dwóch nowych artykułów, które później będą znane pod nazwą trzeciego i czwartego prawa tanatonautyki.
Artykuł 3. Zakazuje się odcinania pępowiny jakiejkolwiek ektoplazmy.
Artykuł 4. Każde ciało fizyczne ponosi odpowiedzialność za działania swojej ektoplazmy.
Dalej zamieszczono wykaz sankcji w postaci pozbawienia wolności lub nałożenia grzywny, których wysokość była proporcjonalna do przestępstw popełnionych przez ektoplazmy.
Prezydent Republiki Francuskiej był kategoryczny: Ostateczny Kontynent powinien pozostać obszarem neutralnym, podobnie jak Antarktyda. Obowiązywać powinien zakaz prowadzenia walk i podejmowania działań zmierzających do zawładnięcia tym terytorium.
Sekretarz generalny ONZ poparł tę propozycję:
– Raj należy do wszystkich. Jeśli będzie to konieczne, wyślemy tam „niebieskie hełmy", których zadaniem będzie utrzymanie pokoju i zapewnienie swobodnego przepływu zmarłych oraz tanatonautów.
Pomruk zdziwienia przebiegł przez salę. Przedstawiciel Fidżi podniósł głowę znad gazety, a reprezentant Surinamu podskoczył wyrwany nagle z letargu.
– No tak, a dlaczego nie? – kontynuował sekretarz generalny. – Ostatecznie Starzec z Gór utworzył prywatną armię, chcąc przywłaszczyć sobie to miejsce. Możemy zatem jak najbardziej wysłać tam siły rozjemcze, a konkretnie jednostki ektoplazmicznych „niebieskich hełmów". Coś w rodzaju karmicznej policji.
Trzecia i czwarta ustawa zostały przyjęte zdecydowaną większością głosów. Około dwudziestu krajów opowiedziało się przeciw lub wstrzymało się od głosu, żeby nie ściągnąć na siebie niezadowolenia Arabii Saudyjskiej, która jak wszystkim było wiadomo, nieoficjalnie popierała i finansowała działania Starca z Gór.
Odrzucona została natomiast propozycja powołania karmicznej policji. Na razie nie dochodziło w Raju do aktów przemocy, których skala uzasadniałaby utworzenie takich struktur, w dodatku niezwykle kosztownych. Ponadto stale powracała jak najbardziej „ziemska" kwestia misji powierzanych „niebieskim hełmom": czy będą mieli prawo zabijać w razie konieczności czy też będą tam wysłani tylko po to, żeby uniemożliwić zabijanie? A takie miejsce wydawało się prawdziwą łamigłówką! Delegaci woleli zatem zrezygnować z projektu powołania ektoplazmicznej armii ONZ-etu.
Lucinder miał rację, sprowadzając problem walk ektoplazmicznych do wymiaru prawnego. W ten sposób ci, którzy zechcą zakłócić spokój na Ostatecznym Kontynencie, znajdą się niejako na marginesie ludzkości. Co więcej, wraz z przyjęciem ustaw tanatonautycznych nasze działania mogły wreszcie zostać oficjalnie uznane. Wielu podejrzewało, że przekroczyliśmy granicę Moch 6, lecz na wszelkie kierowane do nas pytania odpowiadaliśmy całkowitym milczeniem.
W sklepiku na dole matka rozpoczęła teraz sprzedaż kompletnej mapy Ostatecznego Kontynentu, z sześciorgiem wrót i siedmioma zidentyfikowanymi terytoriami. Wszystko razem przypominało nieco trąbkę z poszarpaną podstawą i zaostrzonym czubkiem. W odpowiedniej kolejności naniesione zostały kolory: niebieski, czarny, czerwony, pomarańczowy, żółty, zielony i biały. Mapa wyglądała dosyć ładnie i świetnie się nadawała do tego, żeby zdobić ścianę u początkującego naukowca albo u niepoprawnego marzyciela.
Zamiast podpisów na dole mapy Conrad przekreślił jednym pociągnięciem słowa Terra incognita. Czyż nie odkryliśmy już wszystkiego (naprawdę wszystkiego?) na tym odległym terytorium?
Oczywiście zaznaczyliśmy białe terytorium, ale nie wspominaliśmy o aniołach ani o świetlistej górze. Było na to zdecydowanie za wcześnie.
W penthousie tanatodromu w Buttes-Chaumont nasza ekipa tanatonautów zebrała się po raz nie wiadomo który.
Jako że Freddy’ego nie było już wśród nas, wszyscy zarzucali mnie pytaniami o to, czym jest „ważenie duszy", i rzecz jasna pytali też o dokonującą się po ważeniu reinkarnację.
Opowiadałem i opisywałem, jak dotarliśmy do samego dna Raju, o niekończącej się kolejce zmarłych, która dzieli się na cztery odnogi, o rozległej białej równinie, gdzie odbywa się ważenie dusz, i o trzech sędziach archaniołach.
– Widziałem to wszystko, lecz nie wystarczy widzieć. Trzeba to jeszcze zrozumieć.
A mając w głowie tylko jeden cel, uratowanie żony, nie pomyślałem o tym, żeby zasięgnąć informacji lub zadać pytania aniołom. Wydawało mi się, że kiedy się tam już dotarło, odbywa się „ważenie" dobrych i złych uczynków, zanim nastąpi reinkarnacja uzależniona od poprzedniego życia.
– Może pan sobie wyobrazić, jak wielka jest waga tego stwierdzenia? – zwrócił się do mnie zdecydowanym głosem prezydent Lucinder.
Trzymając w ręce fotografię mężczyzny o siwych skroniach i głębokim spojrzeniu, którą zawsze przy sobie nosił, Raoul zapytał mnie, czy nie zauważyłem tam jego ojca.
Skrzywiłem się tylko. Tam, w górze, był naprawdę niesamowicie gęsty tłum umarłych. Nie, nie widziałem jego ojca, tak jak i nie zobaczyłem mojego. Mój przyjaciel sam stwierdził, że rzeka zmarłych rozszerza się na pomarańczowym terytorium. Nasze dusze w mocno ściśniętym stadzie posuwały się powoli do przodu. Nie sposób było rozpoznać kogokolwiek w tym potężnym nurcie wędrujących milionów dusz…
Amandine, ubrana jak zwykle w czarną suknię, która teraz kojarzyła się z żałobą, zapytała:
– Jesteś naprawdę przekonany, że tam jest koniec? I że dalej nie ma już nic?
Westchnąłem. Jak można być tego pewnym?
– W głębi wznosi się góra światła. I właśnie góra, na której odbywa się ważenie dusz, wysyła przyciągające nas już od pierwszych wrót światło. A nie bardzo mogę sobie wyobrazić, co mogłoby się jeszcze stać dalej, kiedy przejdzie się już przez karmiczny sąd. Nie widziałem zresztą niczego nadzwyczajnego za tą górą, a to z tej prostej przyczyny, że świeci tak mocnym światłem, iż zasłania cały horyzont.
– A zatem być może jest coś jeszcze za tą górą… – zauważyła moja żona, która podczas swojej wędrówki była w rozterce i zastanawiała się, czy wracać na ziemię czy nie, a więc w ogóle nie pomyślała o tym, by dokładniej przyjrzeć się temu miejscu.
Chcąc przede wszystkim odnaleźć ojca, Raoul zaproponował kolejny zbiorowy lot w celu przeprowadzenia dokładniejszych badań. Ja sam nie podchodziłem do pomysłu wyruszenia w zaświaty zbyt entuzjastycznie, ale pozostali byli najwyraźniej podekscytowani na myśl, że mogliby spotkać się z aniołami, zrozumieć sens własnego życia, ujrzeć kres świadomości i tak dalej, i tak dalej.
Amandine, Stefania i Rose od razu podniosły ręce, zgłaszając się na ochotnika. Moja żona stwierdziła, że już całkowicie doszła do siebie po pobycie w szpitalu i czuje się teraz świetnie. Chciała wrócić w przestworza, żeby sprawdzić, czy jej hipoteza z białą fontanną po drugiej stronie czarnej dziury jest do przyjęcia. Natomiast wydaje mi się, że mimo śmierci Freddy’ego Amandine tak bardzo zachwycił odlotowy „chrzest", iż była zdecydowana wziąć udział w nowej przygodzie.
Chcąc nie chcąc, zgodziłem się posłużyć im za przewodnika.
Wystartowaliśmy wszyscy razem w piątek trzynastego. Pamiętam doskonale, był to piątek 13 maja. Dzień był niezwykle wietrzny. Na zewnątrz drzewa uginały się pod naporem wiatru, a chmury goniły jedna za drugą. Nie za bardzo lubię wiatr, ale cóż było robić!
Читать дальше