Ależ ten tłum jest przemieszany. Widzę też, że jest James Dean, Fred Astaire (który nie może się powstrzymać, żeby co rusz nie wykonać kilku kroków i postępować przez chwilę, by szybciej mijał czas), Molier, Gary Cooper, królowa Margot, Lilian Gish, Louise Brooks, Zola, Houdini, Mao Zedong, Ava Gardner, Borgiowie (trzymający się razem i otaczający Lukrecję).
Najbardziej niecierpliwi próbują trzymać się środka rzeki, żeby jak najszybciej dostać się do światła. Mniej zdyscyplinowani wałęsają się po obrzeżach. Wielu wykorzystuje przerwę na nawiązanie niezwykłych znajomości.
Strasznie się kłócą w kręgu rodziny ostatniego cara Rosji, wyrzucając sobie nawzajem, że nie przewidzieli rewolucji. Ludwik XVI stara się ich jakoś pogodzić: on też nie dostrzegł nadciągającej burzy. Odwraca się, żeby porozmawiać o mapach z Markiem Polo. To była bowiem prawdziwa pasja tej sympatycznej królewskiej ektoplazmy: kartografia. Interesował się też trochę ślusarstwem, ale nanoszenie na mapę kanadyjskich rzek i przesuwanie słów Terra incognita było naprawdę ulubionym i nieznanym hobby Ludwika XVI.
Raj to naprawdę ostatni elegancki salon, w którym prowadzi się dyskusje! O! Widzę tam, w górze, jak Wiktor Hugo z wielką brodą podrywa Dianę, boginię łowów. Raoul jest może i sympatyczny, ale zawsze proponuje jakieś zgadywanki i nie podaje później rozwiązania. Ląduję obok Wiktora Hugo i korzystam z okazji, prosząc, żeby podał mi rozwiązanie tej szarady dotyczącej ciastek. Najpierw jest poirytowany, bo przeszkadzam mu w podbojach, lecz kiedy przedstawiam mu swoje racje, wybucha śmiechem i wyjaśnia mi wszystko.
„Mój pierwszy to pół baby. Mój drugi to samowar bez Sama. Mój trzeci to kapusta, choć wcale nie pusta, a wszystko to razem: angielska herbata w niemieckim wydaniu. Rozwiązanie: chodzi o bawarkę". Rzeczywiście rozwiązanie było tak proste, że nie wpadłem na nie.
Co za szczęście, że można zadawać pytania tym, którzy są najlepiej zorientowani. Gdybym miał więcej czasu, poszukałbym Stradivariusa, żeby poznać recepturę kleju, którego używał do wyrobu swoich drogocennych skrzypiec. Spróbowałbym się dowiedzieć, gdzie dokładnie zginął Saint-Exupéry, i dlaczego tylko z góry można zobaczyć gigantyczne rysunki w Chile i Peru.
Lecz nagle dostrzegam znajomą twarz. Moja prababcia Aglaé! Zmierzam szybko w jej stronę. Od razu mnie rozpoznaje i rozumie też natychmiast, dlaczego tak szybko do niej podszedłem. Tak, widziała, jak się zachowywałem, gdy umarła, i nie ma do mnie o to pretensji, ponieważ wyczytała w moim sercu, jakie są moje prawdziwe uczucia. Tak wielu innych, którzy wtedy płakali, było tylko hipokrytami pragnącymi za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę!
Jestem tak zadowolony, że chciałbym odnaleźć ojca i opowiedzieć mu o tym. Od prababci Aglaé dowiaduję się jednak, że już mu o tym powiedziała, a w ogóle to on już jest gdzieś daleko z przodu.
Ponownie wznoszę się do lotu, nieco lżej mi teraz na duszy.
Poniżej Raoul bezskutecznie szuka swojego ojca, Amandine wpada na Féliksa i udaje, że go nie poznaje, pomimo rozpaczliwych krzyków pierwszego tanatonauty. Stefania unosi się spokojnie nad tłumem umarłych, kontynuując drogę w stronę światła. Moja żona astronom jest na czele naszej grupy, chcąc jak najszybciej sprawdzić, czy dno czarnej dziury prowadzi do białej fontanny.
Piąte terytorium: wiedza. Przypadkowo i mimowolnie odkrywam przepis na domową babkę maślaną. Jedna czwarta masła, jedna czwarta mąki, jedna czwarta cukru i jedna czwarta jajek. To również należy do obszaru wiedzy. Żebym tylko nie zapomniał tego przepisu, kiedy wrócę na ziemię.
Szóste terytorium: czas na piękno. Kolejne pokłady fioletowych koronek. Pojawia się nieskończona ilość obrazów-fraktali w bordowym, brunatnożółtym, czerwonym i żółtym kolorze. Tęczowe motyle wylatują z dziobów różowych jaskółek. Niebieskie, czarne i białe żaby rozpościerają skrzydła podobne do skrzydeł ważek. Złoty koziorożec podnosi się na tylnych nogach. Piękno jest polimorficzne. Tak jak strach.
Siódme terytorium: docieramy wreszcie wszyscy razem do Moch 6, a nasze pępowiny nadal trzymają się mocno.
Podróż ta była może mniej ekscytująca, jako że nie była pierwszą, ale nigdy odloty nie staną się czymś rutynowym. Czyż kosmiczny prom Challenger nie eksplodował, chociaż po tak wielu dokonaniach zaczynano wierzyć, że loty kosmiczne stały się zupełnie bezpieczne? We wszystkim tkwi jakieś niebezpieczeństwo, nawet jeśli odcieleśnienie okazało się naprawdę niegroźną metodą odkrywania wszechświata. W żadnym momencie nie wolno nam zapomnieć o ostrożności. Latamy daleko, bardzo daleko, i szybko, bardzo szybko. Przy takich prędkościach najdrobniejszy incydent może mieć katastrofalne skutki.
Tego co teraz odkrywaliśmy, nie bylibyśmy nigdy w stanie zaobserwować nawet przez najlepszy teleskop zainstalowany na satelicie! Byliśmy pośród gwiazd, w samym środku Galaktyki, na dnie czarnej dziury, z możliwością wydostania się stamtąd. Który z astronomów mógłby oczekiwać czegoś równie wspaniałego?
Dla naszej piątki, pięciu muszkieterów śmierci, nadszedł teraz kres podróży. Dotarliśmy do wielkiej kurtyny zasłaniającej ostatnią tajemnicę śmierci. Posuwałem się naprzód, gdy tymczasem pozostali wahali się, czy podążać za mną. Widzieli doskonale, że rzeka umarłych przebija się przez membranę Moch 6, ale perspektywa ujrzenia ostatniej twarzy życia wypełnia lękiem każdą myślącą istotę. Wzruszyłem ramionami. Ostatecznie przecież tam już byłem. Uniosłem odrobinę kawałek wzbudzającej przerażenie kurtyny i zachęciłem moich przyjaciół, by podążyli za mną.
Uderzyło nas najpierw agresywne i magnetyczne płomieniste światło. Zaskoczony zdałem sobie sprawę, że jestem zadowolony, iż znalazłem się na tej rozległej równinie w kształcie białego walca otoczonego woalem mgły. Poniżej rzeka umarłych rozwidlała się na cztery odnogi.
Ukazały się nam wtedy pierwsze aureole aniołów, tak barwne i tak świetliste w porównaniu z naszymi jakże szarymi ektoplazmami! Jeśli zapyta mnie ktoś pewnego dnia, co jest najwyższym celem człowieka, będę wiedział, co odpowiedzieć: najwyższym celem jest uczynienie duszy tak piękną, jak piękna jest dusza życzliwego anioła. Ale jak dokonać tak bohaterskiego czynu?
Anioł o wysportowanej sylwetce nadleciał do nas i zapytał, co tu robimy, w dodatku z nietkniętymi pępowinami. Ciekawość? Postęp w nauce? Nawet Stefania, którą przecież tak trudno zbić z tropu, milczała. Sam anioł odpowiedział więc na swoje pytanie:
– Jesteście Wielkimi Wtajemniczonymi, prawda?
– Kim jesteśmy? – zdziwił się Raoul.
– Wielkimi Wtajemniczonymi – powtórzył cierpliwie anioł.
Nasze wtargnięcie najwyraźniej zanadto go nie zdziwiło. „Wielcy Wtajemniczeni" – oni mieli swoje określenie dla „żywych", którzy dotarli aż tu. Oznaczało to, że inni byli tu już przed nami i wiedzę tę zachowali w ścisłej tajemnicy. Inni tanatonauci? Czyżby jacyś mnisi, szamani, rabini, mędrcy dyskretnie i bez pomocy nowoczesnej techniki mieli odbywać tego rodzaju podróże już od najdawniejszych czasów?
Anioł uśmiechał się. Zrozumiałem wtedy, dlaczego on i jego współtowarzysze nie zadawali mi pytań, gdy zjawiłem się w Raju po raz pierwszy. „Wielcy Wtajemniczeni", no cóż, aniołowie przyzwyczaili się już do ich wizyt, nawet jeśli – jak dowiedzieliśmy się później – nie zdarzały się często.
214 – MITOLOGIA SYBERYJSKA
Według filozofii syberyjskiego szamanizmu po śmierci wszystko zostaje odwrócone. Wstępujemy do krainy, w której to co było na górze, jest teraz na dole, a co było jasne, staje się ciemne.
Читать дальше