Fragment rozprawy Śmierć, ta nieznajoma Francisa Razorbaka
179 – PODRĘCZNIK DO HISTORII
KILKA DAT, KTÓRE NALEŻY ZAPAMIĘTAĆ
14 maja 2065: bitwa o Raj
18 czerwca 2065: porozumienie z Buttes-Chaumont
20 czerwca 2065: pierwsze edykty tanatonautyczne
Podręcznik szkolny, kurs podstawowy, 2. rok
Freddy, trochę zawiany po zbyt hucznym świętowaniu porozumień z Buttes-Chaumont, opowiedział nam w barwny sposób swoją historię.
Jako uczeń szkoły baletowej chciał kiedyś stać się jeśli nie słynnym tancerzem, to przynajmniej choreografem. Lubił także wszystkie dyscypliny sportowe związane z powietrzem. Arabeski, piruety, wrażenie, że człowiek wznosi się do nieba, wszystko to szalenie mu się podobało. Jednak pewnego dnia, kiedy leciał na lotni, pękły dolne pasy bezpieczeństwa. Dwa pasy na ramionach nie wystarczyły, żeby go utrzymać, a lotnia, która nie była wyposażona w spadochron, zaczęła spadać na ziemię. W dole ujrzał rozległą równinę i jedno drzewo. Rosnące samotnie drzewo. Spadanie trwało zaledwie kilka sekund, ale Freddy miał czas na to, by pomodlić się i przysiąc, że jeśli wyjdzie z tego cało, poświęci się całkowicie religii. Na przykład żydowskiej.
Wylądował na drzewie, ale w taki sposób, że chociaż nie zginął, gałęzie wykłuły mu oczy. Był uratowany, lecz od tej pory nie widział. Dotrzymał jednak złożonej obietnicy. Nie był Żydem, ale udało mu się dostać do jesziwy w Strasburgu i na szczęście okazało się, że jego nauczyciel jest lamedwownikiem. Pewnego dnia przysiągł sobie, że on także stanie się lamedwownikiem.
A kim jest lamedwownik?
Człowiekiem, który z czystego współczucia dla ludzi żyjących na świecie postanawia wejść w kolejne wcielenie, chociaż wypełniwszy wcześniej swoją misję, miał możliwość wydostania się z gilgulim, piekielnego cyklu powrotów do życia.
Lamedwownicy byli tajemnymi mędrcami w religii żydowskiej. Ich dobroć i miłosierdzie przyczyniały się do tego, by świat stawał się lepszy. Wiedzieli o poprzednich życiach, potrafili walczyć z ignorancją i obce im były osobiste ambicje.
Stefania zauważyła, że podobne postacie istnieją też w tybetańskim buddyzmie. Nazywa się ich bodhisattwami i oni również z własnej woli powracają do ziemskiego życia, chociaż są już wyzwoleni z cyklu reinkarnacji. Nie ma większego aktu miłosierdzia niż powrót na ziemię z czystej miłości dla pozostałych ludzi przykutych do koła karmy.
– We wszystkich religiach muszą istnieć mędrcy, którzy decydują się na powrót pomimo bolesnych doświadczeń, jakich doznali w kolejnych wcieleniach – powiedział Freddy. – U nas tradycja chasydzka określa ich mianem lamed wow, co odpowiada liczbie trzydzieści sześć. W każdym pokoleniu ta garstka sprawiedliwych poświęca się w tajemnicy, żeby ratować ludzkość. Nienawidzą pychy i nie szukają poklasku. Otacza się czcią ich siłę psychiczną oraz wiedzę na temat życia i śmierci. Czasami myślę sobie, że być może Jezus Chrystus był również lamedwownikiem.
Wieczorne libacje, do których zachęcała Amandine czuwająca nad tym, żeby szklanka wielkiego tanatonauty nie była nigdy pusta, w niczym nie przeszkadzały Freddy'emu w pracy. Nadal wymyślał nowe podniebne choreografie. Wyobraził sobie ektoplazmiczną wieżę Eiffla, składającą się z kilku kręgów dusz ułożonych spiralnie jeden na drugim. Wszystkie srebrzyste pępowiny miały być powiązane ze sobą i umieszczone w środku konstrukcji tak, żeby wszyscy chronili wszystkich.
Na znak pojednania rabin powierzył opiekę nad szczytem swojemu dawnemu przeciwnikowi, Starcowi z Gór, gdy ten zjawił się u nas któregoś wieczoru, zmieszany i skruszony, mając teraz tak niewielu adeptów, że można ich było zliczyć na palcach jednej ręki. Dawny przywódca asasynów zgodził się z wdzięcznością. Wiedział, że w ten sposób będzie pierwszym, który przekroczy czwartą barierę komatyczną!
Nasz mistyczny balet wystartował w dniu 21 lipca. Bez żadnych problemów uczestnicy lotu pokonali pierwszą, drugą, trzecią, a nawet czwartą barierę komatyczną. Zobaczyli, co się za nią znajduje, i opowiedzieli nam o tym. Kiedy wrócili, Raoul zajął się natychmiast zaktualizowaniem mapy Ostatecznego Kontynentu.
Pomarańczowe terytorium kończy się na Moch 4. Prowadzi do:
TERYTORIUM 5
– Lokalizacja: koma plus 42 minuty.
– Kolor: żółty.
– Doznania: pasja, siła, a nawet wszechmoc. Tutaj wszystkie niewyjaśnione dotąd tajemnice mają swoje rozwiązanie. Muzułmanie tak właśnie wyobrażają sobie prawdziwy ogród Allaha. Katolicy odnajdują w nim pierwotny Raj. Żydzi odkrywają tajemnice Kabały. Jogini odnajdują znaczenie czakramów i widzą, jak pojawia się trzecie oko. Taoiści odnajdują drogę do Tao w czystej postaci.
Żółta strefa jest krainą absolutnego poznania. Wszystko co wydawało się dotąd niezrozumiałe, znajduje tutaj swoją rację bytu. Sens życia objawia się tu w całej pełni, od nieskończenie wielkiego do nieskończenie małego.
Żółte terytorium kończy się na Moch 5.
Niektórzy wierni byli tak bardzo oszołomieni objawionymi im w złotej krainie tajemnicami, że chcieli tam nawet pozostać, ale pępowiny były tak mocno splecione, że nie byli w stanie odłączyć się od współtowarzyszy.
Wszyscy powrócili więc zdrowi i cali. Otworzono szampana. Zaproszono dziennikarzy, by poinformować ludzi o tym, że powszechny ekumenizm umożliwił postawienie kolejnego kroku w odkrywaniu Raju i w samym procesie poznania.
„Jestem unicestwiony i cząsteczki mego ciała rozrzucono
Na niebie, które jest moją pierwotną ojczyzną
Wszystkie są pijane, radosne, zakochane w
Winie Niewidzialnego, lękając się więzienia, którym jestem ja sam
Czas skrócił ten hałaśliwy żywot
Wilk unicestwienia rozszarpie na strzępy to stado
W umyśle każdego człowieka panuje pycha, a jednak
Ciosy przez śmierć zadawane sprawią, że schylą się dumne głowy".
Dżalal ad-Din Rumi, „Rubajjaty", XIII wiek
Fragment rozprawy Śmierć, ta nieznajoma Francisa Razorbaka
W szczytowym okresie z tanatodromu w Buttes-Chaumont startowało równocześnie blisko stu dwudziestu duchownych wszystkich wyznań. Łączyli się następnie ze sobą na żółtym terytorium, żeby podjąć próbę przekroczenia bariery Moch 5.
– Sześć… pięć… cztery… trzy… dwa… jeden. Start! Pierwsze piętro. Start trzydziestu mnichów stanowiących szczyt układu choreograficznego.
– Sześć… pięć… cztery… trzy… dwa… jeden. Start! Drugie piętro, które ma ich podtrzymywać. – Sześć… pięć… cztery… trzy… dwa… jeden. Start! Trzecie piętro, kolejna podpora.
– Sześć… pięć… cztery… trzy… dwa… jeden. Start! Fundamenty budowli.
Na górze wszyscy czekali na siebie na skraju korony Raju, a potem splatali pępowiny zgodnie z układami wymyślonymi przez Freddy’ego. Pewien specjalista od węzłów marynarskich dołączył do świętych ludzi, żeby pomóc im w tworzeniu mocnych splotów, łatwych do wiązania i rozwiązywania. Instruktor spadochroniarstwa udzielił też paru rad, żeby wszyscy mogli pozostać razem przez jak najdłuższy czas zgodnie z techniką swobodnego spadania.
Połączeni niczym w długiej procesji tanatonauci pokonywali najpierw kolejne bariery. Zmarli oczekujący w pomarańczowej strefie pozdrawiali ich, gdy ich wymijali, ponieważ przyzwyczaili się już do nich, traktując to przy okazji jako rozrywkę. Tłumaczyli też nowo przybyłym, że nie ma czego się obawiać ze strony tej grupy, która wyprzedza wszystkich, nie zrywając przy tym pępowin.
Читать дальше