„Życie jest czasami doliną pełną łez. Ale lubię je. Jeszcze wczoraj znalazłem w skrzynce na listy same rachunki do zapłacenia. W telewizji nie było nic ciekawego do oglądania. Moja żona wciąż chciała się ze mną kłócić. Straż miejska okleiła mój samochód mandatami, a jacyś wandale zarysowali mi karoserię kluczami. Już miałem wpaść w złość i nagle przeszło mi. Bo życie to nie tylko spiętrzenie się różnych draństw. Życie to radość oddychania świeżym powietrzem, odkrywanie niepowtarzalnych pejzaży, spotykanie różnych sympatycznych i inteligentnych istot. Trzeba więc wyraźnie wszystko rozgraniczyć. Życie jest mimo wszystko produktem wysokiej jakości. Ja zażywam go każdego ranka i proszę o więcej każdego wieczoru. Róbcie tak jak ja! Kochajcie życie, a życie odpłaci wam z nawiązką!".
Przesłanie KAPŻ,
Krajowej Agencji Promocji Życia
Zadręczałem się w mieszkaniu na tanatodromie w Buttes-Chaumont, czując się równie samotny jak w mojej dawnej kawalerce.
Stefania na pewien czas wróciła do Włoch. Amandine, Raoul i ja skorzystaliśmy z jej nieobecności, żeby sprawdzić całą aparaturę i stworzyć dla niej, gdy wróci, jak najlepsze warunki.
Wspólne posiłki stały się dla nas trudną próbą nerwów. Amandine przysuwała się blisko Raoula i wpatrywała w niego bardziej zachłannie niż w to, co miała na talerzu. Owszem, Raoul był nadal pod urokiem włoskiej tanatonautki, ale codzienne przymilanie się Amandine zdawało się przynosić efekty.
Ku mojej rozpaczy oboje za wszelką cenę chcieli informować mnie na bieżąco, jak wyglądają ich uczuciowe sprawy. Dusiłem się, gotując się cały, w roli męża zaufania.
– Widziałeś? – powiedział do mnie Raoul. – Uważam, że Amandine ubiera się coraz lepiej.
– Wciąż chodzi w czerni…
W ogóle mnie nie słuchał.
– I jest coraz piękniejsza, prawda?
– Zawsze uważałem, że jest cudowna – odpowiedziałem smutno.
Tego samego wieczoru dowiedziałem się, że idą we dwójkę na kolację.
Nie wrócili na noc do tanatodromu. Byłem sam. Całkiem sam w świętym przybytku.
Zasiadłem na tronie startowym i w tym miejscu właśnie, tam gdzie koncentrowała się cała energia tanatodromu, próbowałem zastosować w praktyce rady Stefanii. Chciałem przeprowadzić skuteczną medytację transcendentalną, żeby opuścić swoją powłokę żałosnego nieudacznika.
Zamknąłem oczy, starałem się wytworzyć w sobie pustkę, lecz gdy tylko opuściłem powieki, cudowna twarz Amandine ukazała mi się na panoramicznym ekranie. Była piękna jak anioł, patrzyła na mnie pobłażliwie, a blond włosy zakrywały jej wydatne usta.
Co z tego, że byłem sławny i szanowany, skoro nie umiałem nawet zdobyć kobiety, której pragnąłem?
Wściekałem się. Okropna była myśl, że Amandine idzie bez problemu do łóżka z każdym oprócz mnie, chociaż ja ją kocham. Otworzyłem oczy. Wyobrażałem sobie, jak kocha się gdzieś, w jakimś hotelu… „Żeby nie krępować naszego biednego Michaela"… Zaśmiałem się nerwowo. „Olać tę całą tanatonautykę!", jak powiedziałby zapewne Félix. Jaka szkoda, że Stefania pojechała, bo tylko ona nie dopuściłaby do tego związku, gdy tymczasem ja… Właściwie tylko im pomogłem i doprowadziłem do najgorszego. Czy byłem nieprzytomny, żeby ułatwiać swojemu najlepszemu przyjacielowi spotykanie się z kobietą, której tak strasznie pragnąłem?
Nie, wiedziałem, że to się stanie tak czy inaczej, więc powiedziałem sobie, że im szybciej do tego dojdzie, tym wcześniej będę wiedział, czego się trzymać.
Z miejsca, w którym teraz siedziałem, widziałem szubienicę, na której zawieszone były fiolki z boosterem. Po co w ogóle żyć? A gdybym i ja spróbował przekroczyć drugą barierę komatyczną? W końcu nie muszę się zanadto obawiać przeszłości. W najgorszym razie spotkam Féliksa. Zacząłem podwijać rękaw koszuli. Na chwilę przyszło mi do głowy, że popełniam samobójstwo z miłości, zupełnie jak jakiś beznadziejny pryszczaty małolat…
Cóż za bezdenna głupota.
Wbiłem igłę w żyłę nadgarstka, która pulsowała tak mocno, jakby chciała uniknąć tej próby.
„A masz, ty gruba żyło, za karę, że nie dostarczyłaś wystarczająco krwi do mojego mózgu, abym znalazł słowa, które mogłyby zauroczyć Amandine".
Włączyłem całą aparaturę. Wziąłem do ręki gruszkę elektrycznego włącznika.
Amandine podziwiała tanatonautów, spała z tanatonautami, chciała się dowiedzieć, czym jest śmierć, zbliżając się do tanatonautów, musiałem więc stać się tanatonautą, żeby zyskać w jej oczach.
I pomyśleć, że w całej tej historii uczestniczyłem w tak niewielkim stopniu. Byłem prawdopodobnie jak ci hiszpańscy marynarze, którzy widzieli, jak statki odpływają do Ameryki i wracają stamtąd, a sami nigdy tam nie wyruszyli. Nie można przecież poznać czegoś tylko dzięki temu, co mówią inni. Trzeba pojechać na miejsce.
Gruszka elektrycznego włącznika ślizgała się w zagłębieniu dłoni, tak bardzo była mokra od potu.
Co ja robię?
Słowa tybetańskiego mnicha dźwięczały mi w uszach niczym dziecięce wyliczanki.
„Szlachetny synu, teraz oto przyszła na ciebie tak zwana chwila śmierci. Odchodzisz z tego świata na drugą stronę, ale nie jesteś w tym jedyny. Zdarza się to wszystkim. […] Nie hołduj przywiązaniu!" [14].
Nie hołduj przywiązaniu… Moja karma naprawdę nie była jakaś niezwykła przez całe dotychczasowe życie. W następnym życiu spróbuję być patentowanym uwodzicielem, który będzie wyrywał wszystkie panienki. Jedno życie jest po to, żeby nauczyć się panować nad miłością, a drugie po to, żeby z niej korzystać. No dobra, umrę może nieśmiały, za to odrodzę się playboyem.
Popatrzyłem raz jeszcze na gruszkę włącznika. Przełknąłem ślinę i niepewnie zacząłem rytualne odliczanie:
– Sześć… pięć… cztery… trzy… dwa… jeden. Odlatu…
W sali zabłysło światło.
– Mamo, on jest tutaj! – krzyknął Conrad. – Co ty wyprawiasz w tym fotelu? Szukaliśmy cię wszędzie.
– Zostaw brata w spokoju – powiedziała moja matka. – Na pewno sprawdza jakieś rzeczy. Nie przeszkadzaj sobie, Michael, rób swoje. Chcieliśmy po prostu zrobić z tobą bilans działalności sklepiku. Ale to może poczekać.
Conrad majstrował teraz przy potencjometrach. Zwykle nie byłem w stanie znieść tego, że wszystkiego dotyka, i szybko się denerwowałem. Tego wieczoru jednak, sam nie wiem dlaczego, Conrad, ten okropny Conrad, ukazał mi się jako wzór naprawdę idealnego gościa.
Niepostrzeżenie mój palec zsunął się z włącznika startu.
– Chcielibyśmy mieć też rysunki tego, co jest za drugą barierą, żeby przygotować T-shirty na nowy sezon – uściślił brat.
Matka podeszła bliżej i złożyła na mym czole oślizły pocałunek.
– A jeśli nie miałeś jeszcze czasu, żeby coś przekąsić, bo ty przecież zawsze zapominasz o jedzeniu, w domu jest rosół na kościach, taki jak lubisz. Żywiąc się bez przerwy w restauracjach, odchorujesz to. Zawsze podają tylko resztki i produkty najgorszego gatunku. Nie ma porównania z tym, co przyrządzi mamusia!
Nigdy dotąd nie odczuwałem takiego przywiązania do tych dwojga. Nigdy też nie byłem tak uradowany ich widokiem. Wyrwałem igłę z nadgarstka. Pojawiła się kropla krwi, której nie zauważyli.
Jedna tylko rzecz mnie dręczyła: czy na pewno w kościach będzie dość gorącego szpiku, żebym mógł go rozsmarować na kromce świeżego chleba, którą posypię gruboziarnistą solą? I do tego trochę pieprzu. Ale nie za dużo, bo mógłby zepsuć smak.
Читать дальше