Po tym, jak zostałam zaatakowana przez Chrisa Pettersa, poprosiłam Richarda, żeby częściej przebywał u mnie w domu. Dzięki temu dane mi było przekonać się, czym jest wspólne gospodarstwo domowe z mężczyzną. Wszystkie małe wady, które do tej pory udawało się Richardowi ukrywać, wyszły nagle na światło dzienne.
Wiedziałam, że mężczyźni są z zasady egoistami, a aktorzy zaślepieni własną osobą, nie sądziłam jednak, że do tego stopnia!
Richard bierze narkotyki. Już z samego rana musi wciągnąć kreskę koki, do kawy i rogalików. Nie potrafi bez tego żyć.
Kiedy kręci film, jego zapotrzebowanie na nie rośnie. Mówi, że to zwiększa jego możliwości. W każdym razie ta przypadłość robi znaczny uszczerbek w naszym budżecie.
Kiedy mówi mi o kinie, zaczynam marzyć. Plany filmowe wydają mi się o wiele bardziej atrakcyjne niż studia fotograficzne. Richard opowiada mi niewiarygodne historie o reżyserach, którzy posuwają się do rękoczynów wobec operatorów, ponieważ nie zgadzają się z nimi co do miejsca ustawienia kamery.
Widzowie zawsze wyobrażają sobie, że aktorzy są od nas, modelek, o wiele bardziej inteligentni, ponieważ scenarzyści wkładają im w usta pasjonujące zdania, ja natomiast zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że w wywiadach moje poglądy mogą wydawać się dość ograniczone. Żałuję, że nie skończyłam jakichś poważnych studiów, nie popracowałam nad zdobyciem wiedzy. Kiedy ktoś zadaje mi pytanie, marzę o tym, żeby w kącie pojawił się mały, łysy scenarzysta w okularach, który by mi podyktował odpowiedź.
Powiedzmy to sobie szczerze – w życiu prywatnym Richard nie jest mistrzem konwersacji. Dzwonnik z Notre Dame jest dla niego czystą kreacją Walta Disneya, a Paryż – miastem w Teksasie.
Richard nie ma pojęcia, gdzie znajduje się Portugalia albo Dania, zresztą jest mu to całkowicie obojętne. Opuścił swoje rodzinne Kentucky, żeby ćwiczyć mięśnie w Hollywood i jakimś cudem, jak to często bywa w świecie filmu, wieśniak ten stał się ulubieńcem większości panienek na całym świecie.
Dialog między nami sprowadza się do: „Jak się masz, kochanie?" lub: „Czy wszystko w porządku, koteczku?" albo jeszcze: „Ładna pogoda, prawda?".
Richard bez przerwy zajęty jest analizowaniem swojej mocy uwodzicielskiej.
Zauważyłam, jak zerka do lusterka stojącego na nocnym stoliku, żeby sprawdzić, jaką minę ma w chwili orgazmu. W ramach przygotowań do wyjątkowo namiętnej sceny przewidzianej w najnowszym scenariuszu, zastanawiał się, od której strony pokazać swój podbródek, by wypaść jak najlepiej.
Nie przepadam specjalnie za Richardem, ale mam zamiar posłużyć się nim jak trampoliną do świata filmu. Ja także wiem, że czas płynie nieubłaganie. Wczoraj zrobiłam mu scenę, zmuszając go do zatrudnienia mnie przy jego kolejnym filmie. Zaczął twierdzić, że zawód aktora nie polega na improwizacji. Jako kontrargument przedstawiłam mu długą listę aktorek bez talentu, które przebiły się do krainy marzeń tylko dzięki swojej urodzie. A ponieważ to nie wystarczyło, żeby go przekonać do rozmowy z jego producentami, stłukłam kilka talerzy i wyciągnęłam zdjęcia Richarda w towarzystwie nieletnich chłopców, które otrzymałam pocztą od „anonimowej przyjaciółki, która dobrze mi życzy". Z pewnością to tylko zazdrosna figurantka…
– Takie zdjęcia pozwolą mi nie tylko otrzymać rozwód, lecz także zabrać ci całą kasę i zniszczyć twoją reputację wielkiego uwodziciela.
Richard przekonał więc producentów, żeby dali mi w jego najnowszym filmie Lisy rolę kobiety z rosyjskiej armii walczącej w Czeczenii. On sam gra bohatera, starszego sierżanta dowodzącego komandem o nazwie „Lisy". Ja zaś mam być jedną z jego podwładnych, wyjątkowo rozgarniętą królową miotacza ognia. Dwie uzupełniające się role.
Na szczęście scenarzysta włożył mi w usta mnóstwo wspaniałych wypowiedzi. Wreszcie mogę poszczycić się idealnym poczuciem humoru, o jakim zawsze marzyłam, lecz którego żaden chirurg plastyczny nie był w stanie wszczepić mi do mózgu.
Lisy będą kręcone w Rosji, żeby nadać całemu przedsięwzięciu więcej realizmu, a także żeby zaoszczędzić na gażach dla statystów.
Teraz dopiero czuję tremę. Chcę zostać wielką gwiazdą, czarną Liz Taylor.
TURING: Jakże osobliwy los spotkał Alana Mathisona Turinga urodzonego w Londynie w 1912 roku. Samotne dziecko o miernym wykształceniu jest zafascynowane matematyką, którą wynosi na niemal metafizyczny poziom. W wieku lat dwudziestu młodzieniec tworzy zarys koncepcji komputera, przedstawiając go jako postać ludzką, której organy zastępują kalkulatory.
Podczas drugiej wojny światowej realizuje (częściowo w oparciu o prace polskich kryptoanalityków) projekt automatycznego kalkulatora, służącego do łamania kodu nazistowskiej „Enigmy". Wynalazek ten pozwalał aliantom na zdobywanie informacji o miejscach bombardowań, a przez to ocalił tysiące istnień ludzkich.
Kiedy John von Neumann w Stanach Zjednoczonych wpadł na pomysł fizycznego komputera, Turing pracuje już nad „sztuczną inteligencją". W 1950 roku redaguje esej: Czy maszyna może myśleć? Jego wielką ambicją jest obdarzenie maszyny ludzkim umysłem. Uważa, że obserwując istoty ludzkie, znajdzie klucz do stworzenia doskonałej maszyny myślącej.
Turing wprowadza nowe pojęcie: „płeć myśli". Wymyśla gry i testy mające na celu odróżnienie umysłu męskiego od żeńskiego. Twierdzi, że umysł kobiecy charakteryzuje brak strategii. Owa mizoginia sprawia, że wiele osób odwraca się od niego, co niejako tłumaczy fakt, że jego nazwisko popadło w częściową niepamięć.
Marzy o partenogenezie, czyli o rozmnażaniu się z pominięciem zapłodnienia. W 1951 roku zostaje skazany za homoseksualizm. Musi wybierać między więzieniem a kastracją chemiczną. Wybiera drugą opcję i poddaje się kuracji na bazie hormonów żeńskich. Zastrzyki sprawiają, że traci potencję i pojawiają mu się zalążki piersi.
7 czerwca 1954 roku Turing kładzie kres swojemu życiu, zjadając jabłko zanurzone wcześniej w cyjanku potasu. Pomysł ten miał mu podobno przyjść do głowy po obejrzeniu kreskówki o Królewnie Śnieżce. Pozostawił list, w którym wyjaśnia, że skoro społeczeństwo zmusiło go do przeistoczenia się w kobietę, postanowił umrzeć tak, jak mogłaby to uczynić najczystsza z nich.
Edmund Wells,
Encyklopedia wiedzy względnej i absolutnej , tom IV
156. W STRONĘ SĄSIEDNIEJ GALAKTYKI
Jeżeli celem naszego anielskiego dzieła jest walka z ignorancją, nie widzę już nic, co mogłoby mnie powstrzymać przed wyruszeniem w podróż badawczą do innej galaktyki. Ot, nagle błysnęła mi taka myśl. Wiedziałem, że moich troje towarzyszy planuje już niebawem podjąć podróż i dołączyłem do nich w ostatniej chwili.
Trudno, jeśli Edmund Wells będzie na to krzywo patrzył. Trudno, jeśli mi się nie uda z klientami, którzy podobno są moim odbiciem. Zaakceptuję to. Ja także lubię pokonywać granice i jestem skłonny zapłacić wysoką cenę za to, by nie skończyć jako ignorant.
Tworzymy romb. Grupujemy się: Raoul, Freddy, Marilyn Monroe i ja. Nie ma sensu rozpoczynać kolejnych dyskusji, wszyscy wiemy, że czeka nas wielka, wielka, wielka przygoda. Inna galaktyka! Po raz pierwszy dusze ludzkie opuszczą swoją rodzinną Galaktykę!
Krzysztof Kolumb, Magellan i Marco Polo mogą się schować! Ich wyczyny to jedynie spacerki w porównaniu z naszą odyseją. Nie mogę się doczekać. Wiem, że moi klienci nie zdołają się ze mną skontaktować podczas mojej nieobecności, ale trudno.
Читать дальше