Poker stał się moim regularnym zajęciem. Kasyno jest moim biurem, restauracją, nie płacę jednak składki emerytalnej ani na ubezpieczenie społeczne i nie mam sztywnych godzin pracy. Przy moim stole pojawia się tym razem brodacz z długimi włosami, raczej średnio ubrany. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu on także nie spogląda w karty przed licytacją. Czyżbym zapoczątkował nową modę? Czy odtąd będę siadał do stołu z graczami stosującymi tę samą taktykę co i ja? Facet wycofał się jednak, zanim stawka naprawdę urosła.
– Jestem zaszczycony, że mogłem z panem zagrać – mówi.
Następnie mruga do mnie okiem.
Jego głos jest mi niewątpliwie znany. Pamiętam ten głos. Dźwięczy mi w uszach, jak gdyby należał do kogoś z rodziny…
– Wasyl!
Przez ten cały zarost nie rozpoznałem go od razu. Nadal jest spokojny i łagodny. Wstajemy od stołu i kierujemy nasze kroki do restauracji. Siadamy przy dwuosobowym stoliku i pogrążamy się w rozmowie.
Wasyl został inżynierem informatykiem. Pracuje nad programem sztucznej inteligencji, który ma na celu wyposażyć komputery w świadomość. Długo szukał sposobu na to, żeby program zechciał zrobić więcej, niż ma w sobie zakodowane. W końcu znalazł – motywuje je, grożąc śmiercią.
– Komputer wie, że jeśli zaprogramowana misja się nie powiedzie, zostanie oddany na złom. Strach przed tym zachęca go do przejścia samego siebie.
Strach przed śmiercią… A więc można przekazać maszynom nasze obawy…
Wasyl zaprasza mnie do siebie na partię pokera ze swoim programem informatycznym stymulowanym lękiem przed śmiercią. O ile zwykłe programy do gry w szachy obdarzone sztuczną inteligencją są niezwykle przewidywalne, ten program do gry w pokera jest wyjątkowo sprytny. Potrafi nawet blefować. Moim przeciwnikiem jest program o nazwie „Subtility". Trudno go pokonać, bo jemu jest oczywiście wszystko jedno, czy patrzę w swoje karty czy też nie. Ponadto z każdą rozgrywką zdobywa doświadczenie, zapamiętując moje zagrania i rozpracowując moją strategię.
W końcu jednak udaje mi się z nim wygrać, stawiając na zupełnie przypadkowy ruch.
– Tutaj widać ograniczenie twojego systemu, Wasylu. Komputer cały czas zachowuje się logicznie, tymczasem ja potrafię zmienić taktykę na najbardziej irracjonalną.
Wasyl zgadza się ze mną, ma jednak zamiar poprawić tę słabość swojego programu, zwiększając jego obawę przed śmiercią.
– Gdy maszyna będzie naprawdę przestraszona wizją końca swoich dni, wymyśli metody, które pozwolą jej wygrać, a o których żaden człowiek nawet nie pomyślał. Nauczy się pokonywać graczy irracjonalnych, a nawet szaleńców.
Wasyl pyta mnie, co się wydarzyło po „incydencie w sierocińcu". Opowiadam mu o moich wojennych wyczynach, spotkaniu z Wanią i z ojcem.
– Teraz – mówię – pozostaje mi tylko odnaleźć moją matkę i ostatecznie przeciąć pępowinę. Wtedy będę naprawdę wolny.
– Kochanie, przygotowałam małe co nieco dla ciebie i twojego przyjaciela! – dobiega nas głos z kuchni.
– Idziemy.
Wasylowi się udało. Ma żonę, dzieci, rodzinę, stałą profesję, która go pasjonuje. Sierota z Sankt Petersburga nieźle sobie poradził. Zdaję sobie sprawę, że ja również chciałbym mieć kochającą żonę i że mam już dość otaczających mnie call girls i tancerek w kasynie.
Wybieram się na prowincję, do nowego kasyna, gdzie zamierzam zaskoczyć swoją grą nowych przeciwników. Zgarniam niemałą sumkę, lecz wychodząc z lokalu, zauważam, że jestem śledzony. W tym zawodzie to się zdarza. Przegrywający próbują czasami odzyskać swoje pieniądze. Zaciskam pięści, gotów do walki. Niepotrzebnie, gdyż to, co czuję na plecach, jest ostrzem noża. Odwracam się. Widzę właściciela kasyna wraz z sześcioosobową obstawą.
– Dość długo cię obserwowałem. Nie mogłem uwierzyć, że to naprawdę ty. Rosja jest taka duża, a ty i tak wybrałeś moje nowiutkie kasyno, żeby oskubać moją klientelę! Od razu cię rozpoznałem, wiesz? Są twarze, których się nie zapomina.
Jeśli o mnie chodzi, to nie mam pojęcia, z kim mam do czynienia. Ponieważ jednak nie jestem w stanie stawić czoła siedmiu osiłkom, czekam spokojnie na dalszy ciąg wydarzeń.
– Mam pewną teorię – ciągnie właściciel. – Są ludzie, z którymi los każe nam się spotykać. Jeśli nawet nie dotrzemy na spotkanie, przypadek zorganizuje nam kolejne. Jeśli i na to się nie stawimy, możemy być pewni, że nadarzy się jeszcze jedna okazja do spłaty długów. Niektórzy nazywają to zbiegiem okoliczności albo d éjà vu. Ja wiedziałem, gdzie na ciebie znów trafię. Scena ta stawała mi przed oczami i nie był to zły sen. O nie!
Mężczyzna wodzi bronią po moim brzuchu i mówi dalej:
– Buddyści twierdzą, że spotkania te powtarzają się w każdym z naszych istnień. Wrogowie w tym życiu pozostaną naszymi wrogami w kolejnych wcieleniach. W wielu religiach wierzy się, że pewne grupy dusz będą wiecznie poszukiwać się wzajemnie, dopóki nie wyrównają rachunków. Na dobre i na złe. W poprzednim wcieleniu byłeś może moją żoną i ciągle się kłóciliśmy. Jeszcze wcześniej byłeś może moim ojcem i mnie biłeś. A jeszcze kiedyś władcą kraju, z którym byłem w stanie wojny. Jak widać, nie kocham cię już od bardzo dawna…
Właściciel kasyna wkracza w krąg światła. Jasny promień padający z latarni wyłania jego twarz z mroku. Wciąż nie rozpoznaję jednak jego rysów. On chyba czyta w moich myślach.
– Z pewnością odnalazłeś swoich przyjaciół. Nadeszła teraz pora na spotkanie z wrogami.
Przyglądam mu się, lecz pamięć nic mi nie podpowiada. Ostrze noża coraz mocniej napiera na moją skórę. Pojawia się krew.
Piotr.
Rosja ma dwieście milionów mieszkańców, lecz ja raz po raz trafiam na własnego ojca, Wanię, Wasyla i Piotra! To zbyt wiele zbiegów okoliczności. Brakuje jeszcze tylko mamy. Zaczynam wierzyć, że i to mnie nie ominie.
Czyżby Piotr miał rację? Czy rzeczywiście istnieją rodziny dusz, których drogi bez przerwy się przecinają? Jak inaczej wytłumaczyć te wszystkie spotkania?
Najspokojniejszym w świecie głosem pytam:
– Dość czczego gadania. Czego chcesz, Piotrze? Pojedynku, jak za starych, dobrych czasów?
– Nie. Chcę tylko, żeby moi kumple trzymali cię mocno, gdy ja się będę z tobą rozprawiał. Na tym polega eliminacja darwinowska. W chwili obecnej to ja jestem lepiej przystosowany do życia niż ty, bo ty stoisz tu sam, a ja mam silnych kumpli. Pamiętasz to jeszcze?
Odsłania szramę tuż nad pępkiem.
– W dniu, w którym zadałeś mi tę ranę, równowaga wszechświata została zachwiana. Muszę to naprawić.
Piotr bierze rozbieg i wbija mi nóż w brzuch. To naprawdę bardzo boli. Moje wnętrzności płoną i promieniują bólem. Zginam się wpół. Krew spływa mi po kolanach.
– Na tym polega przywrócenie równowagi – mówi Piotr. – We wszechświecie znów panuje harmonia. Chodźcie, chłopaki.
Padam na ziemię. Wokół mnie kałuża krwi powiększa się z każdą chwilą. Próbuję zacisnąć ranę, by powstrzymać wypływ tej letniej substancji, która jest mi niezbędna do życia.
Zimno mi.
Bardzo zimno. Moje palce sztywnieją. Niemal ich już nie czuję. To samo odrętwienie zaczyna ogarniać ramiona. Potem nogi, aż po same palce. Czuję, jakbym się kurczył. Umieranie jest naprawdę bardzo nieprzyjemne. Nie polecam nikomu. Wszystko mnie boli. Cały drętwieję. Tak mi zimno. Drżę.
Całe fragmenty mojego ciała stają się nieczułe. Nie mogę zmusić ręki do ruchu. Wciąż pozostaje w tej samej pozycji, przygnieciona moim brzuchem. Patrzę na nią. Jest niczym przedmiot, który już do mnie nie należy. Co się teraz stanie? Mam wrażenie, że jakieś przyjemne światło ciągnie mnie ku górze.
Читать дальше