IsoldA
Dziewczyna na całą ścianę?
Romeo-y-Cohiba
Nie, fresk. Jakiś ogród, pełen egzotycznych roślin i ptaków. A w samym środku dziewczyna naturalnej wielkości. Całkiem naga i bardzo piękna. Miała zielone włosy podobne do źdźbeł trawy, rozwiewał je namalowany wiatr. I równie zielone rzęsy. Leżała w perłowej muszli, zakrywając nieco dół smagłego brzucha bukietem kwiatów. Jeszcze jedno: brzeg muszli nad jej głową pokrywały wypustki przypominające rogi; na rogach zamocowano czarne gumowe uchwyty. Wypustki stanowiły część fresku, ale uchwyty były prawdziwe, jak w autobusie. Spróbowałem, można się było ich trzymać. Tylko nie wiadomo, po co.
IsoldA
Jak to spróbowałeś? Przecież między drzwiami a freskiem była krata?
Romeo-y-Cohiba
Fakt. Ale bez problemu udało mi się przez nią przecisnąć. Chyba nie miała chronić przed ludźmi.
IsoldA
Opisz tę dziewczynę.
Romeo-y-Cohiba
Miała jakieś osiemnaście lat, ale wyglądała najwyżej na czternastolatkę. Leżała w bezwstydnej, chociaż całkiem naturalnej pozycji. Chcę przez to powiedzieć, że ta pozycja byłaby okropnie bezwstydna, gdyby dziewczyna wiedziała, że ktoś na nią patrzy. A gdyby leżała tak u siebie w domu, szczególnie w upał, nie byłoby w tym, oczywiście, nic bezwstydnego. Tyle że patrzyła wprost na widza, czyli na mnie. Ironicznie mrużyła oczy, jakby mnie naprawdę widziała, i lekko się uśmiechała. A oczy miała takie zielone… Nie wiem, co malarz chciał przez to powiedzieć. Może leżała w takiej pozycji, wiedząc, że ktoś na nią patrzy, czyli jednak była wyzywająco bezwstydna, chociaż jakoś nie bardzo w to wierzę. A może myślała, że nikogo nie ma w pobliżu, i uśmiechała się zaskoczona, bo dopiero mnie zauważyła. Jeżeli tak, to malarz był prawdziwym geniuszem, znakomicie uchwycił moment, w którym mózg kazał jej już zapiszczeć, ale polecenie nie zdążyło jeszcze dotrzeć do mięśni krtani. W tej sytuacji bezwstydnie zachowałem się ja, bo wciąż na nią patrzyłem, i nawet mnie to podniecało. Krótko mówiąc, prawdziwa sztuka. Tajemnicza perła malarstwa. Ale nie miałem już czasu na kontemplację, bo bukiet kwiatów niespodziewanie odsunął się z dołu brzucha. A zakrywała kwiatami nie po prostu dół brzucha, tylko najgłębszy dół, tak dolny, że potem może być już tylko wyżej…
IsoldA
Rozumiem, Romeo, rozumiem.
Romeo-y-Cohiba
Pewnie w ścianie był jakiś mechanizm. Ręka z bukietem przekręciła się w łokciu, jak wskazówka zegara. Ale nie zdążyłem już zobaczyć, co było za bukietem, bo światło przygasło i zaraz zrobiło się całkiem ciemno. Podszedłem do ściany i obmacałem ją. Tam, gdzie wcześniej był bukiet, znalazłem spory otwór. Ostrożnie wsunąłem rękę i nagle trafiłem na coś miękkiego i żywego, co natychmiast uciekło. Zdaje się, to też ręka. Zaskoczony krzyknąłem, i spod sufitu prysnęło jakiś gryzące świństwo, chyba gaz łzawiący. Odskoczyłem. Powoli zapalało się światło. Kiedy było go już tyle, że mogłem cokolwiek widzieć, bukiet wrócił z powrotem na swoje miejsce. Okropnie piekły mnie oczy i wybiegłem z pokoju jak z komory gazowej.
IsoldA
Teraz już cię nie pieką?
Romeo-y-Cohiba
Już nie.
IsoldA
Jasne.
Romeo-y-Cohiba
Co jasne, Izoldo?
IsoldA
Wygląda na to, że trafiłam na tę samą machinę, tylko z drugiej strony. Kiedy gigant w słonecznej masce zniknął, poszłam do pawilonu. Drzwi były zamknięte. Okna również. Rozbiłam szybę, otworzyłam zasuwkę i weszłam. Za drzwiami ciągnął się ciemny labirynt korytarza, taki jak ten, o którym opowiadałeś. Potem, też tak samo jak ty, trafiłam do dużej, oświetlonej sali bez okien. Nie było w niej obrazów, tylko kilka zamalowanych białą farbą luster. Pośrodku stał ogromny stalowy walec, wysoki aż do sufitu, obwieszony nylonową siatką. Siatka opadała na podłogę i leżała na niej jak sieć. Na drzwiach była identyczna jak u ciebie tabliczka, Cisza! A na ścianie za walcem fresk. Tyle że już całkiem inny. Coś w rodzaju panoramy Wielkiego Kanionu. Daleko w dole lekko zamglona pustynia. A na brzegu czerwonej skały, tuż przed widzem, samochód, wokół którego osiadał obłok namalowanego kurzu. Wyglądało to tak, jakby samochód zahamował po ostrym wirażu i zatrzymał się w ostatniej chwili, kiedy koła zawisły już nad przepaścią. To był jeep Rolls-Royce’a, z profilu, jak na prospektach reklamowych.
Romeo-y-Cohiba
Rolls-Royce’a? Jesteś pewna?
IsoldA
Na sto procent. Litery RR plus Silver Lady na masce, czyli wszystko jak trzeba.
Romeo-y-Cohiba
Tyle że to nie mógł być jeep. Rolls-Royce nie robi jeepów.
IsoldA
Romeo, jeszcze potrafię odróżnić SUV-a od kaktusa. Widziałam nawet nazwę, chyba Full Drive Shadow albo jakoś tak. Właśnie o to chodzi, że malarz to sobie wymyślił, i to tak przekonująco, że możesz nie mieć żadnych wątpliwości: gdyby Rolls-Royce zaczął produkować SUV-y, to musiałyby być dokładnie takie jak ten na fresku, innego wyjścia nie ma. Jeep był cały ze złota i stali, jak luksusowy zegarek. Był po prostu cudowny. Gdyby najdroższa na świecie brylantowa kolia postanowiła rozmnożyć się z wahadłowcem, dorosły synek wyszedłby właśnie taki. Przed jeepem było podium ze schodkami. To znaczy nie na fresku, a na podłodze sali, prawdziwe, z desek. I szyby w jeepie też były prawdziwe, przyciemniane, właściwie aż czarne, a na dachu leżały narty i deska surfingowa.
Romeo-y-Cohiba
Prawdziwe?
IsoldA
Narty i deska namalowane, ale ta szyna, do której były przymocowane, to znaczy przymalowane, prawdziwa, ze stali i złota.
Romeo-y-Cohiba
Jaka szyna?
IsoldA
Nie wiem, jak to się fachowo nazywa, coś takiego na dach, zamiast bagażnika. Na szynie były czarne skórzane uchwyty, jak do ćwiczeń gimnastycznych, też prawdziwe. Poza tym prawdziwe były jeszcze klamki na drzwiach i felgi, nie z aluminium, a też ze stali i złota.
Romeo-y-Cohiba
Nie próbowałaś otwierać drzwi?
IsoldA
Przecież mówię, że drzwi nie było, same klamki. Poza tym nawet nie zdążyłam ich dotknąć. Ledwie zrobiłam kilka kroków w stronę jeepa, okno zaczęło się powolutku uchylać, widać zadziałał jakiś mechanizm. Byłam bardzo ciekawa, co jest za szybą, ale światło w pokoju przygasło i po kilku sekundach zrobiło się zupełnie ciemno. No, tak jak opowiadałeś. Weszłam na podest i dotknęłam ściany w tym miejscu, gdzie było okno jeepa. Znalazłam jakiś otwór, obmacałam go, rzeczywiście przypominał okno samochodu. Ale szyba opuściła się tylko trochę i nie mogłam przejść na drugą stronę ściany. Z okna leciutko wiało, jakby ktoś włączył klimatyzację. Wydawało mi się, że widzę światełko, pochyliłam się, żeby zajrzeć do auta, ale kiedy moja twarz znalazła się na wysokości otworu, coś uderzyło mnie w policzek, a potem usłyszałam okropny wrzask. Odskoczyłam, straciłam równowagę i spadłam z podium. W sali znów zapaliło się światło, najpierw przytłumione, potem coraz ostrzejsze, tak jak w kinie po seansie. Kiedy już mogłam się rozejrzeć, okno jeepa było zamknięte. Wybiegłam korytarzem na dwór i wróciłam. Z początku cała się trzęsłam, ale po drodze na szczęście mi przeszło. Teraz już nawet mnie to wszystko bawi.
Читать дальше