Nutscracker
I?
UGLI 666
Płakać i śpiewać.
Nutscracker
I to już wszystko?
UGLI 666
Właściwie tak. Kiedy doszłam do końca labiryntu, kanonicy zniknęli. Wyszłam z katedry i znalazłam się w swoim pokoju.
Nutscracker
A teraz mogłabyś wrócić do katedry?
UGLI 666
Teraz jest zamknięta.
Nutscracker
Kiedy zdążyli ją zamknąć?
UGLI 666
Nie wiem.
Nutscracker
Jesteś pewna, że to wszystko ci się nie przyśniło, jak Ariadnie?
UGLI 666
Jestem pewna. Kanonik dał mi różaniec, mam go teraz na ręce. Pójdę trochę odpocząć.
Monstradamus
Odpocznij, Ugli, odpocznij. Po takich przeżyciach to ci dobrze zrobi.
Nutscracker
Ciekawa ta krzyżówka. Tylko jak z mistycznego punktu widzenia wyjaśnić, czemu pośrodku labiryntu życia znajduje się akurat litera S?
Monstradamus
Kto jak kto, Dziadku, ale akurat ty powinieneś to rozumieć.
Nutscracker
Niby dlaczego?
Monstradamus
Też masz taką w środku. A teraz to już w ogóle śliczną.
Nutscracker
Gdzie? A, to. Znowu moderatorzy się z nas nabijają. Poza tym, jeśli chcesz wiedzieć, zarabiam marne grosze.
Romeo-y-Cohiba
Izoldo, wróciłaś?
Monstradamus
Witaj, Romeo.
Romeo-y-Cohiba
Mówiłem do Izoldy.
Nutscracker
Cohiba wstał dziś lewą nogą.
Monstradamus
Spodobało mi się to zdanie: Z każdą sekundą coraz głębiej zatapiałam się w przeszłości.
Nutscracker
Tak, też na nie zwróciłem uwagę.
Monstradamus
Czysta poezja. Z każdym dniem coraz głębiej pogrążamy się w przeszłości. Znikamy w niej, jak znika pod wodą nurek na zwolnionym filmie. Czym różni się starzec od młodzieńca, jeśli postawimy ich obok siebie?
Nutscracker
Tym, że jeden jest starcem, a drugi młodzieńcem.
Monstradamus
Tak. Ale co to znaczy? Tyle, że w naszym świecie żyje już tylko kawałeczek starca, reszta pogrążyła się w Lecie. Młodzieniec jest tu jeszcze cały, ledwie musnął jej fale. Czy nie tak?
Nutscracker
Nie wiem. Teraz są takie czasy, że obaj mogą w dowolnej chwili wpaść po same uszy. A te nadwodne części zależą nie tyle od wieku, ile od hartu ducha.
Monstradamus
Też prawda.
Nutscracker
A co do zdania, które tak ci się spodobało – moim zdaniem Ugli miała na myśli hełm grozy. Przyszłość powstaje z przeszłości, więc im bardziej zagłębiamy się w przyszłość, tym więcej przeszłości potrzeba, żeby ją wyprodukować. Im bliżej gwiazd, tym głębsza studnia…
Romeo-y-Cohiba
Izoldo, jesteś tutaj? Izoldo!
Nutscracker
A na dodatek powiem ci, że bańki przeszłości pękały w hełmie, w którym akurat zainstalowano Lepkie Oko plus Słoneczny Pocałunek.
UGLI 666
Co?
Monstradamus
Jesteś tu jeszcze, Ugli? Nie zwracaj na niego uwagi, to tylko takie żarty.
UGLI 666
Niepotrzebnie wszystko wam opowiedziałam.
Monstradamus
Ugli, nie ma się o co obrażać.
UGLI 666
Na drugi raz nie powiem ani słowa.
Monstradamus
Dziadku, chyba powinieneś przeprosić.
Nutscracker
Niby za co?
Monstradamus
Proszę cię, przeproś Ugli.
Nutscracker
OK. Przepraszam, Ugli.
UGLI 666
Niech Bóg ci wybaczy.
IsoldA
Romeo, gdzie jesteś? Wróciłam.
Romeo-y-Cohiba
Już się martwiłem. Opowiadaj.
IsoldA
Najpierw ty.
Romeo-y-Cohiba
Dobrze. Szybko doszedłbym do pawilonu, bo poprzednim razem zapamiętałem, gdzie skręcać. Ale po drodze przeżyłem koszmarne spotkanie.
IsoldA
Ty też?
Romeo-y-Cohiba
Nic ci się nie stało?
IsoldA
Nie, wszystko w porządku. Mów.
Romeo-y-Cohiba
Kiedy minąłem ławeczkę, z której widać dach i fontannę, poczułem nagle jakiś ruch za plecami. Odwróciłem się i zobaczyłem coś absolutnie niesamowitego. Wyobraź sobie długi, wąski korytarz pomiędzy krzakami. I tym korytarzem jechał na rolkach wprost na mnie… Sam nie wiem, czy to w ogóle był człowiek. Ogromny, na głowie sombrero i biała plastikowa maska bramkarska. A za nim jechało dwu mniejszych, prawie ich nie widziałem, tamten zasłaniał sobą cały prześwit. Był ubrany w kostium bramkarza hokejowego, w wielką niebieską koszulkę z numerem 35 i napisem CHICAGO BULLS. To znaczy najpierw tak myślałem. Ale kiedy podjechał bliżej, okazało się, że numer jest całkiem jakiś idiotyczny: -3,5%, i BEARS zamiast BULLS. Po prostu te procenty z minusem i część napisu zlewały się kolorystycznie z tkaniną, więc z daleka mogłem się pomylić. A w ręce trzymał podwójny kij hokejowy.
IsoldA
Jak to podwójny?
Romeo-y-Cohiba
Widziałaś kiedyś kij bramkarski? To teraz wyobraź sobie, że ma dwie łopatki, tylko każdą zagiętą w inną stronę. Oczywiście nie da się czymś takim grać.
IsoldA
I co, jak już do ciebie dojechał?
Romeo-y-Cohiba
Nie dojechał. Brakowało najwyżej dziesięciu stóp, kiedy skręcił i zniknął w bocznym korytarzu. Ci za nim też.
IsoldA
A kto jechał za nim?
Romeo-y-Cohiba
Dwa karły, też na rolkach i w sombrerach. Twarzy nie widziałem, karły miały pochylone głowy, żeby w pędzie nie zgubić kapeluszy. Trzymały skraj jego koszulki, jak jakiś tren.
IsoldA
I tyle?
Romeo-y-Cohiba
Na szczęście tak. A ty kogo spotkałaś?
IsoldA
To było na rogu jednej z alej. Usłyszałam za plecami brzęk szarpniętej struny. Obróciłam się i zobaczyłam jakieś dwadzieścia metrów od siebie gigantycznego człowieka. Stał koło fontanny. Był ubrany w czarno-złoty kostium, całkiem jak z epoki trzech muszkieterów, a twarz ukrywał pod złotą maską przedstawiającą słońce, i trzymał tę maskę na patyczku. Obok stały dwa odziane w purpurowy aksamit karły z takimi śmiesznymi pękatymi gitarkami w rękach. Zagrały kilka delikatnych akordów, a potem gigant przesunął trochę maskę i wtedy odbiło się w niej słońce i oślepiło mnie, musiałam zamknąć oczy. Kiedy je otworzyłam, koło fontanny nikogo już nie było. Nie zdążyłam się nawet przestraszyć. Pomyślałam, że to halucynacja po tym wszystkim, czego się tu naczytałam. Ale teraz sama już nie wiem, co myśleć. No dobrze, opowiadaj.
Romeo-y-Cohiba
Pomyślałem, że gdyby ten gigant chciał mnie zabić, już dawno by to zrobił. Dlatego poszedłem dalej, jakby nic się nie stało. Nikogo więcej nie spotkałem. Drzwi pawilonu były otwarte. Za nimi ciągnął się kręty korytarz. Oczywiście ciemny. Deski podłogi dziwnie skrzypiały, jakby pod każdą siedziały po trzy myszy. Generalnie klimat nieciekawy. W korytarzu były drzwi, a za nimi kolejne. Poszedłem na ślepo przez tę zatęchłą, skrzypiącą ciemność i zaraz się zgubiłem. Ogarnęła mnie apatia. Chciałem upaść na podłogę, zamknąć oczy i zapomnieć o wszystkim. I pewnie tak bym zrobił, ale jedne z drzwi zaprowadziły mnie do sporego pokoju, w którym paliło się światło. Nie było w nim mebli ani okien, był za to kurz, a środkiem biegła krata ze stalowych prętów, takich grubych, że nawet słoń by ich nie sforsował. Wisiało też kilka obrazów odwróconych do ściany, pewnie po to, pomyślałem, żeby się nie kurzyły, proste i genialne, nie trzeba żadnych szyb. Na drzwiach, które zamknęły się za mną, wisiała tabliczka: Cisza! A za kratą był fresk z najpiękniejszą dziewczyną, jaką w życiu widziałem. Na całą ścianę.
Читать дальше