– Znasz go zaledwie od miesiąca – przypomniałam jej. – I jest od ciebie dużo młodszy.
Przez chwilę mi się przyglądała, a potem skinęła głową.
– Tak, jestem pewna, że to dobry pomysł – powiedziała tylko.
Zazdrościłam jej tej pewności.
Potem poszłam do domu. Gdy dotarłam na miejsce, z ulgą stwierdziłam, że tato jest sam. Spał sobie smacznie na rozkładanej sofie i pochrapywał jak jednosilnikowy samolot podchodzący do lądowania. Przechodząc obok niego na palcach, potykałam się o porozstawiane wszędzie pudła. Zdałam sobie sprawę, że Cass być może ma rację. Powinnam przenieść się na jakiś czas do domu rodziców.
Tutaj sytuacja robiła się coraz trudniejsza, bo starałam się unikać Giovanny, żeby nie wymyślać kłamstw na temat powodu rozstania z Markiem. Oczywiście ciągnęła za język tatę, ale on powtarzał jej tylko to, co mu powiedziałam: że decyzja wyszła od nas obojga i że mamy zamiar być przyjaciółmi. Jemu można było wszystko wmówić, ale Giovanna chyba nie dałaby się tak łatwo nabrać. Coś mi mówiło, że wydusiłaby ze mnie prawdę. Całą prawdę – nawet to, że rozstanie z Markiem było dla mnie pestką w porównaniu z rozstaniem z Danem. Znając stosunek matek do jedynych synów, nie chciałam sprawiać jej przykrości.
Ponieważ wcale nie byłam zmęczona, włączyłam komputer i serfowałam sobie po internecie. Przeglądałam strony z prezentami świątecznymi, a gdy mnie to znudziło, zalogowałam się na stronę hot-maila. Przyszła pora, żeby odpowiedzieć mamie.
Tato nadal u mnie mieszka. Nie zamierza wracać do domu, więc ja zdecydowałam się tam przenieść na jakiś czas. A tak przy okazji dałam tacie do przeczytania Twój e-mail. Pewnie wkrótce się z Tobą skontaktuje w sprawie rozwodu.
Dzięki za zaproszenie, ale obawiam się, że nie dam rady przyjechać na Boże Narodzenie.
Pozdrowienia dla Angeliki. I powodzenia w „badaniach”.
Całuję
Jo
Natychmiast to wysłałam. Uśmiechnęłam się pod nosem, wyobrażając sobie minę mamy, gdy to przeczyta. Wścieknie się, że nie wywołała oczekiwanej reakcji. Doskonale wiedziałam, że chciała nas zaszokować. Największym okrucieństwem było życzyć jej w tej sytuacji wszystkiego dobrego.
Potem napisałam krótki list do Matta. Poradziłam mu przyjęcie podobnej strategii. Byłam absolutnie pewna, że „nowe życie” straci dla niej swój powab w chwili, gdy wszyscy je zaakceptujemy. Małżeństwo rodziców skończyło się na dobre. I nadeszła pora, żeby matka w końcu dorosła.
Na mnie też przyszedł czas, żeby dorosnąć.
Z samego rana Dan wybrał się do miasta. Wprawdzie martwił się, że w muzyce szuka ucieczki od prawdziwego życia, ale przecież musiał odkupić niektóre ze zniszczonych płyt, prawda? A teraz dzięki Aisling mógł oddać się orgii zakupów. Do jedenastej odhaczył trzydzieści trzy tytuły z listy i uznał, że jak na jeden dzień, to wystarczy.
Właśnie przedzierając się przez hordy zakupowiczów, zmierzał na przystanek autobusowy, kiedy jego uwagę przykuła witryna księgarni Waterstones, na której piętrzyły się dziesiątki egzemplarzy jego książki. To było silniejsze od niego – zawrócił i wszedł do środka. Zaraz za drzwiami natrafił na kolejną wystawkę. Co więcej – na jego oczach w ciągu jakiejś minuty pięć egzemplarzy zniknęło ze sterty.
Nie mógł zaprzeczyć, że poczuł dumę. Jednocześnie ogarnęły go mieszane uczucia.
Co za ironia losu, że coś, nad czym pracował kilka tygodni, sprzedawało się jak świeże bułki, podczas gdy książki, nad którymi ślęczał miesiącami, przeszły niemal bez echa.
Po wyjściu ze sklepu poszedł w kierunku Griggate, jednej z głównej ulic miasta. Przeszedł na drugą stronę, w kierunku sklepu Harvey Nichols, żeby skrócić sobie drogę do Pasażu Victorii.
Rozejrzał się dookoła i w drzwiach sklepu dostrzegł portiera w szarej liberii.
A potem zobaczył burzę rudych włosów. Zanim do niego dotarło, że to Jo, portier zrobił to, co należało do jego obowiązków, i dziewczyna zniknęła w środku.
W drodze do domu wciąż o niej myślał. Miała na sobie gruby, kremowy sweter, który kupił jej w zeszłym roku na Gwiazdkę.
Wtedy wszystko między nimi układało się tak dobrze!
W domu natychmiast poustawiał kompakty na miejscach. Te same kompakty, których chciał posłuchać tamtego feralnego wieczoru, kiedy okazało się, że Libby była w mieszkaniu przed nim.
Rzucił się na kanapę i poddał łagodnym dźwiękom trąbki Milesa Daviesa.
Na krótko, niestety. Po kilku sekundach przeszkodził mu dzwonek telefonu.
Zapomniał, że umówił się z Cass. Przez chwilę nie mógł pojąć, czemu ona dzwoni.
– Chciałam cię prosić o jeszcze jedną przysługę – powiedziała.
W Harveyu Nicholsie znalazłam idealną sukienkę. Oczywiście kosztowała fortunę, ale zlekceważyłam ten fakt – znowu nieźle zarabiałam.
Elegancja, jak każdemu wiadomo, nie jest tania. Nieważne, że na przyjęciu nie będzie żadnego mężczyzny do wzięcia.
Byłam jedynym gościem spoza rodziny i czułam się uprzywilejowana. Już to było wystarczającym powodem, żeby potrudzić się nad swoim wyglądem.
Niech żyje plastik! Dzięki małej, sztywnej karcie z tego cudownego materiału kupiłam też buty, które pasowały do sukienki – na średnim obcasie, w niewiarygodnie niepraktycznym kolorze kości słoniowej. Zapowiedziałam już tacie, że od jutra przenoszę się do domu rodzinnego, gdzie zostanę do czasu, aż znajdę coś odpowiedniego.
Trochę go to zaskoczyło, ale tato, jak to tato, nie potrafił ukryć radości, że się wyprowadzam. Chyba nawet był rozczarowany, że nie robię tego natychmiast. Trudno! Zostawiłam mu na głowie pakowanie.
Zrozumiałam też, że życie mojej matki również nie było usiane różami. Tato potrafił być czasem irytujący, o czym się przekonałam, mieszkając z nim kilka tygodni pod jednym dachem.
Byłam świetnym przykładem na to, że zakupy są dla kobiety najlepszą formą terapii.
Taszcząc po mieście naręcza toreb, kupiłam cztery egzemplarze „BIG Issue”, po jednym od każdego bezdomnego, na którego się natknęłam.
Wszystko po to, by zmniejszyć poczucie winy z powodu zakupów u Harveya Nicholsa.
A ponieważ całe miasto żyło świętami, ponieważ było słonecznie, choć zimno, ponieważ wszyscy wyglądali na takich, którzy osiągnęli szczęście i cel w życiu, ja też poczułam się jak ktoś, kto był szczęśliwy i miał cel w życiu.
Kolejną małą fortunę wydałam na prezent zaręczynowy w miłym sklepiku z upominkami.
Kupiłam piękny zestaw kieliszków – sześć do czerwonego, sześć do białego wina. Były zapakowane w wymyślne pudełko, które kazałam owinąć w srebrny papier i obwiązać wstążką pod kolor.
Nabyłam też kartkę z życzeniami oraz drogą szminkę, a potem poszłam do domu i wzięłam długą kąpiel z książką, którą już dawno temu miałam przeczytać.
Nie zdążyłam długo nacieszyć się chwilą luksusu, kiedy zadzwonił telefon. Musiałam wyjść z wanny, żeby go odebrać.
W domu Sida miałam tak zwane wejście, bo pojawiłam się tam trochę spóźniona. A konkretnie z dziesięciominutowym spóźnieniem. Niewiele, lecz na tyle dużo, żeby przyjść jako ostatnia. W drzwiach przywitała mnie Belle. Wzięła ode mnie prezent, kiedy zdejmowałam płaszcz. Zlustrowała mnie od stóp do głów.
– Wyglądasz jakoś bardzo… dorosło – oznajmiła ze szczyptą dezaprobaty.
– Chcesz powiedzieć, że wyglądam staro? – zmartwiłam się. Czyżbym przesadziła z serum prostującym włosy?
Читать дальше