Nicola i Marco.
Nicola i Marco się całują.
Nicola i Marco całują się jak szaleni.
– Co zamierzasz? – w głosie Cass była troska. Wzruszyłam ramionami.
– Nic. Jesteśmy kwita. W końcu odegrała się za to, że wiele lat temu odbiłam jej chłopaka.
Cass patrzyła na mnie, a ja nie odrywałam wzroku od Nicoli.
– Ale co z Markiem? Nie jesteś na niego zła?
W tym momencie Nicola wypuściła Marca z objęć i szepnęła mu coś na ucho. Odwrócił się.
– Nic a nic – odpowiedziałam, choć nawet z tej odległości widziałam, jak krew odpływa mu z twarzy.
Mówiłam szczerze. Tak dalece, że posłałam mu radosnego całusa na pożegnanie. A potem powtórzyłam ten gest, tym razem w stronę Nicoli.
To się jej niezbyt spodobało. Marco ruszył w moją stronę, żeby mi powiedzieć, że to nie jego wina, i temu podobne bzdury, ale zrobiłam zwrot na swoich dziesięciocentymetrowych szpilkach, podniosłam głowę wysoko i zniknęłam w tłumie. Ruszyłam prosto do wyjścia. Dopiero gdy znalazłam się na zewnątrz w swojej absurdalnie skąpej sukience, zorientowałam się, że zostawiłam w środku płaszcz i torebkę. Przez to mój gest stracił na sile. Stałam tak, jak głupia, gdy nagle poczułam, że ktoś klepnął mnie w nagie ramię.
Byłam pewna, że to Marco za mną wyszedł, więc gwałtownie obróciłam się na pięcie. Omal nie upadłam. Jeden z obcasów mi się wykręcił. Z pomocą pospieszyła mi para mocnych ramion. Miałam przed sobą roześmiane oczy Tima Baileya.
– Nic ci się nie stało? – chciał wiedzieć, wciąż podtrzymując mnie za łokieć.
– Nic, nic… – odpowiedziałam. Czułam się jak kompletna idiotka. Tim był z jakąś niewysoką blondynką, która sztyletowała mnie wzrokiem. – A co u ciebie? – Zerknęłam znacząco na wejście do klubu. – Wychodzicie czy wchodzicie?
Gadałam jak najęta, bo chciałam uniknąć niezręcznych pytań.
– Wchodzimy – odpowiedział i zmarszczył brwi, jakby chciał zrozumieć, o co mi chodzi.
W tej chwili w drzwiach zobaczyłam Cass. Szła w moją stronę z płaszczem i torebką. Westchnęłam z ulgą.
– A ja właśnie wychodzę.
Następnie pojawił się Sid i Tim w końcu mnie puścił.
Zamienili kilka słów. Drobna blondynka wzięła Tima pod ramię i zerknęła z dezaprobatą na moją sukienkę, gdy wkładałam płaszcz.
– Powinniśmy się kiedyś spotkać – powiedział Tim i spojrzał na mnie.
– Przystojny gość – stwierdziła Cass, gdy pożegnaliśmy się z Timem i karlicą.
– Niestety, nudny jak flaki z olejem – odparłam, ale poczułam wyrzuty sumienia z powodu swojej nielojalności. Zachował się naprawdę miło. A w odpowiedzi na mój mail napisał, że wszystko rozumie.
– Nudny i zaręczony – wtrącił się Sid. – Nie zauważyłyście, jaki pierścionek miała na palcu ta mała?
Pokręciłam zdesperowana głową. Jeśli nawet ktoś taki jak Tim jest dwulicowym łajdakiem, to kto nie jest?
Westchnęłam i wzięłam pod rękę Cass, która wzięła pod rękę Sida. Zostawiliśmy klub za plecami.
– Co się stało w środku po moim wyjściu? – zapytałam.
– Marco chciał za tobą iść – wyjaśniła Cass. – Powiedziałam mu jednak, żeby lepiej cię dziś zostawił w spokoju.
– Lepiej niech mnie zostawi w spokoju na zawsze – stwierdziłam.
– A co z twoim ojcem i Giovanną? Marco zostanie twoim bratem, więc będziecie musieli traktować się w cywilizowany sposób.
– Nic się nie martw, taki właśnie mam zamiar. Ale nie chce mi się wysłuchiwać jego usprawiedliwień. – Spojrzałam na Sida. – Czy to by było bardzo małostkowe, gdybym cię poprosiła, żebyśmy w przyszłości gdzie indziej szukali pracowników?
– Słucham? – żachnął się z udawanym oburzeniem. – Po tych wszystkich wydatkach i kłopotach, na jakie naraziła się dziś Nicola?
– Właśnie – mruknęłam.
– Skoro tego chcesz…
Pośmialiśmy się trochę, a potem Sid i Cass spojrzeli po sobie.
– Powiemy jej? – zapytał Sid.
– Co mi powiecie? – Popatrzyłam na Cass.
Właśnie przechodziliśmy przez jezdnię w drodze do postoju taksówek.
Uśmiechnęła się nieśmiało i kiwnęła głową do Sida.
– Zamierzamy się zaręczyć – oznajmił uroczyście.
– Zaręczyć się! – powtórzyłam głupio.
– Owszem. – Cass ścisnęła mnie za rękę. – Zaręczyć.
– I chcielibyśmy zaprosić cię do mojego domu na małą uroczystość z tej okazji. W przyszłą sobotę – dodał Sid.
Naszej matce w końcu odbiła kompletna szajba. Nie powiem ci, co teraz wyprawia, bo to jej rzecz, ale ostrzegam - czeka cię niezły wstrząs!
Nie próbuj się ze mną skontaktować przez kilka najbliższych dni, bo wyjeżdżam w delegację. I chwała Bogu.
Matt
Ten e-mail przyszedł na początku tygodnia. Z jednej strony miałam ochotę zadzwonić do mamy, ale z drugiej wcale nie chciałam wiedzieć, co się tam dzieje. Więc tylko się zamartwiałam. Nałożyły się na to dalsze kłopoty, więc kiedy w piątek po południu wróciłam do domu na szczęście dość wcześnie – głowa mi puchła.
W pracy panował obłęd – w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Harowaliśmy do późna, ale wszystko szło zaskakująco dobrze. Zdobyliśmy zupełnie nowego klienta, co – jeśli wszystko dobrze się ułoży – powinno przynieść nam ogromne zyski. Przypuszczam, że nawet Sid nie mógł uwierzyć w nasze szczęście. A ja – przyznaję – nic innego nie robiłam, tylko myślałam, jaki efekt na saldo mojego konta będzie miało pięć procent od takiego świetnego kontraktu.
Więc to nie praca dała mi w kość, raczej fakt, że w kółko coś mnie od niej odrywało. Marco wydzwaniał na okrągło. Unikałam go skutecznie aż do środy, kiedy w końcu pojęłam, że mi nie odpuści, póki się z nim nie spotkam.
Umówiliśmy się na dziesięciominutowe spotkanie podczas przerwy na lunch. Spacerowaliśmy wokół biurowca, ja jadłam kanapkę z serem i świeżym ogórkiem, a on mówił dokładnie to, czego się spodziewałam. Że to wina Nicoli. Że praktycznie się na niego rzuciła. Biedaczek… Byłam całkiem miła, bo nie chciałam wywołać zawirowań w układzie między naszymi rodzicami, ale szczerze mówiąc, mało mnie to wszystko obeszło. Przyjęłam jego wykrętne przeprosiny, lecz twardo obstawałam przy tym, że między nami koniec. Dla uspokojenia obiecałam, że nie pisnę ani słówka Giovannie. I tak będzie rozczarowana, że nam nie wyszło. Niech przynajmniej się na niego nie wścieka. Chyba był mi za to wdzięczny.
Inaczej przedstawiała się sprawa z Nicolą, która chyba doszła do wniosku, że dziecinne zabawy w rewanż mogą skończyć się stratami na gruncie zawodowym. Ona też zostawiała mi liczne wiadomości. Przetrzymałam ją aż do czwartkowego popołudnia. Podczas telefonicznej rozmowy przyjęła taktykę z gatunku „przesadzasz”. Twierdziła, że to było tylko cmoknięcie w policzek. Na co ja odparłam, że jeśli w jej wykonaniu tak wygląda cmoknięcie w policzek, to boję się myśleć, do czego jest zdolna. Na co ona zaśmiała się nerwowo i zaproponowała spotkanie na drinka po pracy.
Być może, gdyby postawiła sprawę uczciwie, potraktowałabym ją uprzejmiej – tak, jak Marca. Więc wzięłam głęboki oddech i powiedziałam jej grzecznie, żeby dała mi spokój. To było całkiem przyjemne.
Po powrocie do domu musiałam zająć się tatą, który krążył po mieszkaniu jak zwierzę w klatce. Umierał ze strachu na myśl o reakcji mamy, która musi w końcu dowiedzieć się o Giovannie. Na początku nie martwił się tym zbytnio, ale teraz, gdy ich romans wyglądał coraz poważniej, jego niepokój rósł z dnia na dzień. Nie powiedziałam mu jeszcze o alarmistycznym mailu od Matta. Nie chciałam dokładać mu kłopotów, zwłaszcza że sama nie miałam pojęcia, co się dzieje.
Читать дальше