W pracy nie było czasu na prywatną korespondencję, więc dopiero teraz otworzyłam komputer, żeby sprawdzić pocztę. Na widok listu od matki wstrzymałam oddech. Straciłam głowę i dałam się ponieść wyobraźni. Stanęły mi przed oczami różne ewentualności, jedna gorsza od drugiej. Co w pewnym sensie wyszło mi na dobre, bo gdy w końcu przeczytałam e-mail, okazało się, że sytuacja nie jest nawet w połowie taka zła, jak by być mogła.
Znalazłam w Kalifornii swój duchowy dom i zamierzam tu zostać.
Muszę powiedzieć, że Twój brat mnie rozczarował. Zachował się obcesowo i niemile. Postanowiłam z nim nie rozmawiać, dopóki nie zacznie się zachowywać uprzejmiej. Można by pomyśleć, że przyznałam się do popełnienia morderstwa. A przecież poinformowałam go w sposób otwarty, jak przystało na dorosłego człowieka, że postanowiłam zostać w Ameryce, żeby zbadać swoją seksualność.
Wprowadzam się do Angeliki, sąsiadki Matthew. To wspaniała kobieta. Bardzo się kochamy.
Ufam, że przyjmiesz te wieści lepiej niż twój brat. Chciałabym też, abyś przekazała ojcu, że występuję o rozwód. Zdaję sobie sprawę, że to będzie dla niego duży wstrząs, jednak obie z Angelicą uważamy, że powinnam zerwać z przeszłością, nim rozpocznę nowe życie.
PS
Może przyjechałabyś do nas na święta?
Twoja kochająca matka
Gdy minął pierwszy szok wywołany końcówką listu, siedziałam przez pełne pięć minut przed komputerem i rozważałam możliwe konsekwencje tych rewelacji. Tato spadł na cztery łapy. Pewnie się ucieszy. Niestety, Matt był w gorszej sytuacji. Zrealizował się jego największy koszmar – matka zamieszka w sąsiedztwie i będzie „badać swoją seksualność” tuż przed jego nosem. Parsknęłam śmiechem.
I dobrze mu tak, pieszczoszkowi mamusi!
Książkę przywieziono rano. Wyglądała zaskakująco dobrze. Dan spodziewał się najgorszego, biorąc pod uwagę pośpiech, z jakim ją przygotowywano. Okładka była niezła – z zabawnym zdjęciem pięciu chłopaków z Vantage-Point. Wyglądali trochę jak łobuzy, trochę jak sympatyczni chłopcy z sąsiedztwa. I nawet się nie skrzywił na widok swojego nazwiska wypisanego dużymi literami na okładce.
Wydawnictwo przysłało mu dwadzieścia egzemplarzy autorskich. Na trzech z nich, zgodnie z obietnicą, widniały podpisy wszystkich muzyków. Zdaje się, że książka przypadła im do gustu – sądząc po trudzie, jaki sobie zadali. Każdej z sióstr napisali oddzielne dedykacje. Dan był absolutnie pewien, że po czymś takim akcje Cass podskoczą niebywale.
Kiedy do niej zadzwonił, ucieszyła się niesłychanie i jak na kogoś, kto zwykle nie okazuje uczuć, była niezwykle wylewna w swoich podziękowaniach.
– Jak podrzucić ci książki? – przerwał jej.
– Mogę po nie wpaść – powiedziała po chwili namysłu: – Może jakoś jutro?
– Dobrze – odparł. – Ale umówmy się na popołudnie, bo rano wybieram się na zakupy.
Musiałam z kimś porozmawiać. Ku mojej wielkiej uldze Cass była w domu. Sid pojechał do rodziców, żeby pomóc w przygotowaniach do uroczystych zaręczyn. Po raz pierwszy od tygodni Cass była wolna.
Tato też się ucieszył, bo to oznaczało, że czeka go miłe sam na sam z Giovanną. Dałam mu wydruk e-maila od mamy i nie spuszczałam z niego oczu, kiedy go czytał. Szczęka mu opadła z wrażenia.
– Boże drogi! – jęknął w końcu. – Tej kobiecie już zupełnie odbiło!
– Może i tak – stwierdziłam. – Uważam, że powinieneś jak najszybciej odpowiedzieć na pozew, bo jeszcze się jej odwidzi.
Podniósł na mnie wzrok i zmarszczył czoło.
– To trochę dziwne, nie wydaje ci się? Przecież dzieci powinny namawiać rodziców, żeby byli razem.
– A chciałbyś, żebym tak robiła?
– No, nie, ale…
– Tato, nie jestem dzieckiem. Rozwód rodziców nie oznacza już dla mnie końca świata.
Przez chwilę milczał. Jego wzrok znowu spoczął na e-mailu.
– Barbara Dick będzie musiała się bardzo postarać, żeby ją przebić – stwierdził i parsknął śmiechem.
Zostawiłam go w tym momencie, wzięłam taksówkę i pojechałam do Cass. Dekoracje bożonarodzeniowe wyglądały ślicznie i znowu przypomniały mi o Danie. Nagle opanowało mnie pragnienie, żeby do niego zadzwonić i opowiedzieć mu o mamie. Ubawiłby go fakt, że kobieta, która patrzyła na niego z góry, bo nie miał regularnych dochodów i nie pasował do jej nadętych przyjaciół, zamieszkała teraz z kimś o imieniu Angelica.
Cass potrafiła słuchać. Ostatnio ją zaniedbywałam – wszystko przez tak zwaną przyjaźń z Nicolą – ale teraz siedziałyśmy razem w jej schludnym mieszkanku na kwiecistej kanapie, sączyłyśmy zdrową herbatę ziołową i było zupełnie tak jak dawniej.
– Coś ci chyba umknęło – powiedziała, gdy przedstawiłam jej szczegóły ostatniego wyskoku mamy.
Spojrzałam na nią zaciekawiona.
– Jeśli ona nie zamierza wrócić w najbliższej przyszłości, w Stanley został pusty dom.
Cass skomentowała zmianę orientacji seksualnej mojej matki jedynie przewróceniem oczami. Bardziej obchodziły ją kwestie praktyczne.
– Liczyłam na to, że tato tam wróci – odparłam. – Ale jakoś niezbyt mu ten pomysł przypadł do gustu.
– Miałam na myśli ciebie – powiedziała. – Przecież to ty szukasz mieszkania.
– Ja! – Byłam zszokowana. – Mam wrócić do domu?
– To zupełnie co innego. Twoich rodziców już tam nie ma. Pomyśl o przestrzeni i wygodzie. Pomyśl o zimowym popołudniu przy ciepłym piecu kuchennym.
– Ale ja się nie mogę wyprowadzić z Leeds.
– Przecież nie mówię, żebyś się wyprowadziła na zawsze. Tylko na jakiś czas, aż wszystko się poukłada.
– A co z pracą?
– Przecież pociągiem to tylko pół godziny. Tyle samo przebijasz się przez miasto w porze szczytu. Z centrum do Dana jechało się nawet dłużej. A skoro o Danie mowa… – Przyjrzała mi się uważnie. – Naprawdę miło się zachował.
– To dobrze.
Nie byłam pewna, czy chcę rozmawiać o Danie. Bałam się, że Cass wydusi ze mnie wszystko. I tak się stało. Wspominała o nim ciągle, jakby miała do spełnienia dziękczynną misję. W końcu opowiedziałam jej wszystko – o Libby i o Aisling. O zniszczonych płytach. Oraz o randce Dana z Sarą, na której pojawiłam się u boku Tima.
Cass wysłuchała spokojnie moich zwierzeń. Siedziała na kanapie, w niebieskiej, flanelowej piżamie w misie. Nawet w czymś takim wyglądała rozsądnie i godnie. Byłam absolutnie pewna jej współczucia, tylko że na tym świecie człowiek nie powinien być niczego pewien. Dosłownie wmurowało mnie w ziemię, kiedy pokręciła głową i stwierdziła, że jestem szurniętą jędzą, która powinna się leczyć na głowę…
Dan sprawdził maile, a potem wyłączył komputer. Zdarzało mu się jeszcze zaglądać, czy nie przyszedł list od Sary Daly. W pewnym sensie za nią tęsknił. Co było głupie, bo dobrze wiedział, że to była Jo, a nie żadna Sara.
Przyszedł jeden mail – od Jedskiego, który poinformował go o swojej nowej stronie internetowej i dziękował za świetne pomysły. Dan nagle zrozumiał, że jeśli nie będzie bardzo uważał, to też może skończyć jako smętny, stary maniak, w którego życiu liczy się tylko muzyka.
Pod wpływem chwilowego impulsu wystukał szybką odpowiedź.
Na litość boską, Jedski, zacznij żyć.
Dan
* * *
Po wybuchu Cass milczałam. A potem, kiedy już nie mogłam dłużej znieść ciszy i ponieważ wkurzyła mnie etykietka wariatki, zapytałam ją, czy zaręczyny z Sidem to dobry pomysł.
Читать дальше