Wiem, że to objaw tchórzostwa – wysłać e-mail zamiast zadzwonić, ale pomyślałam, że w ten sposób zgrabniej to załatwię. Dlatego wysłałam ze służbowego adresu, co następuje:
Drogi Timie,
To był udany wieczór, ale obawiam się, że jeśli będę się z Tobą spotykać na gruncie osobistym, może to wpłynąć na nasze stosunki służbowe.
Jak dotąd nieźle, ale potrzebny jest jakiś mocny akcent na koniec. Coś, co złagodzi cios. Obawiałam się, że nasze relacje służbowe już uległy zmianie, a nie chciałam, aby przeze mnie wycofał się z Pisusa. Sid by mi tego nie wybaczył.
Poza tym po powrocie do domu zrozumiałam, że nie jestem jeszcze gotowa na nowy związek.
Wiem, że to wyświechtany tekst. Tym razem akurat odpowiadał prawdzie.
Wysłałam maila, a potem zaparzyłam sobie herbatę. Po powrocie napisałam krótki list do Dana.
Drogi Danie,
Przepraszam, że nie dotarłam. W drodze na dworzec spotkałam swojego byłego chłopaka i wiesz co? Miałeś rację. Wcale z nim nie skończyłam…
Na pewno mnie zrozumiesz.
Sara
Nie planowałam tego, ale wyszło mi coś w rodzaju pożegnania. Dawno zrozumiałam, w co się wpakowałam, ale nie umiałam z tym skończyć. Dosyć oszustw. Jeśli on do mnie napisze, nie odpowiem. Postanowione. Koniec, kropka.
Tak się spieszyłam z wysłaniem maila i byłam tak roztargniona, że nie zauważyłam, iż wysłałam go z mojego służbowego adresu:
Jo.Hurst@Pisus kropka, cholerne com.
Dotarło to do mnie po jakiś osiemnastu godzinach. Osiemnastu godzinach błogiej nieświadomości.
Była sobota, właśnie minęło południe. Ciekawe, gdzie podziewa się tato? Chciałam mu powiedzieć, że mama wyjeżdża do Matta i że oboje mamy na miesiąc spokój. Dlatego kiedy zadzwonił telefon, założyłam odruchowo, że to musi być on. Myliłam się.
– Mówi Marco – powiedział, nim zdążyłam się odezwać.
– Och – zdenerwowałam się. O ile wiedziałam, miał wrócić dopiero jutro. Jego matka też wiedziała, że on ma wrócić dopiero jutro… – Skąd dzwonisz? – zapytałam z niepokojem.
– Z lotniska. Właśnie przyleciałem i chcę się z tobą zobaczyć. Westchnęłam z ulgą. Przez chwilę myślałam, że dotarł już do domu i zastał naszych rodziców w kompromitującej sytuacji. A potem dotarło do mnie znaczenie jego słów…
– Jak to: chcesz się ze mną zobaczyć?
– Już zapomniałaś? – Roześmiał się. – Przecież ci mówiłem, że zadzwonię zaraz po powrocie.
– No tak, czyli… kiedy?
– A ile trwa dojazd do ciebie?
– Ale ja zaraz wychodzę na lunch – znowu spanikowałam. Miałam nadzieję, że uda mi się złapać tatę, zanim Marco dotrze do domu.
– Nie możesz tego odwołać? Chybabym mogła, ale właściwie czemu?
– Przykro mi, Marco, nie mogę. Zawahał się.
– A może wieczorem?
Bardzo się palił do spotkania. Muszę przyznać, że mi to pochlebiło.
– Dobrze.
– Spotkajmy się w miarę wcześnie – powiedział. – Przyjadę po ciebie o siódmej.
– Może spotkamy się przed budynkiem Giełdy Zbożowej? – zapytałam.
Nie chciałam, żeby wpadł na tatę.
– Dobrze. Mam ci coś do powiedzenia, a ty opowiesz mi o tym, co się działo, kiedy mnie nie było.
Tylko najpierw zrobię porządną selekcję…
Odłożyłam słuchawkę, po czym złapałam książkę telefoniczną. Znalazłam numer domowy Giovanny. Żeby tylko nie wybrała się z tatą na jakiś romantyczny lunch w mieście.
Już miałam się poddać, ale w końcu odebrała. Trochę się speszyła, gdy poznała mój głos, lecz nie miałam czasu na zażenowanie.
– Właśnie dzwonił do mnie Marco. Jest w drodze do domu. Nie trzeba było mówić nic więcej. I nic więcej nie zostało powiedziane, poza okrzykiem przerażenia po włosku.
Podobno kobiety ubierają się dla mężczyzn, a ja na ten lunch ubrałam się dla Nicoli. Stanęłam na głowie i zrobiłam się na bóstwo. Włożyłam najlepsze dżinsy – dość opięte, dzięki czemu spłaszczały mi brzuch. Na górę wybrałam wspaniały, zielony, puszysty sweter, który Matt – niech go Bóg błogosławi – przysłał mi na ostatnie urodziny. Stroju dopełniała elegancka czarna marynarka. Makijaż zrobiłam delikatny, nie użyłam dużo żelu do włosów. Ale ponieważ przy ostatnim spotkaniu z Nicolą śmierdziałam jedzeniem, nie żałowałam sobie perfum.
Odsunęłam od siebie myśli o Danie, Sarze i Libby i wszystkich innych garbach, które mi ciążyły. Musiałam się od tego oderwać. O dziwo – cieszyłam się na spotkanie z Nicolą. Oczywiście wolałabym Cass, ale Cass była wyraźnie zbyt zajęta, żeby teraz zawracać sobie głowę moją osobą. W takim razie lepsza Nicola niż nic.
W okolicy ostało się niewiele tradycyjnych pubów. Większość zmieniła się w wytworne restauracje. Czasem ogarniała mnie tęsknota za kruchymi kawałkami smażonej wieprzowiny zamiast tapas i ciepłym piwem zamiast schłodzonego chardonnay. Dziś właśnie był taki dzień. Gdy dotarłam na miejsce, okazało się, że Nicola już tam jest. Wybrała stolik obok kominka, w którym trzaskał wesoło ogień.
– Świetny pub – stwierdziła, gdy usiadłam koło niej z piwem w ręce.
Na stoliku stała butelka czerwonego wina opróżniona do połowy.
– Już zamówiłam dla nas obu – oznajmiła. – Dwie pieczenie wołowe. I podwójna porcja yorkshire puddingu.
– Doskonale.
Od razu pożałowałam, że nie włożyłam luźniejszych spodni.
Nicola miała na sobie wygodne szare spodnie dresowe z mnóstwem wolnego miejsca. Makijaż w ogóle sobie darowała. Przyznam, że się o nią zaniepokoiłam.
– I tak był z niego niezły kretyn – powiedziała ni stąd, ni zowąd. Dopiero po chwili zrozumiałam, że ma na myśli byłego narzeczonego. – Zawsze mnie beształ za „wzywanie imienia Pana Boga nadaremno”! – dodała, imitując ton cierpliwego i pobożnego pana doktora. – O, Jezu! Chodzenie z nim było jak nowicjat.
Rozśmieszyła mnie. Zupełnie nie nadawała się na żonę tego faceta, a przecież całkiem serio myślała o małżeństwie. Powoli zaczynałam zapominać o własnych kłopotach.
– To dlaczego z nim chodziłaś?
Zapaliła papierosa i pogrążyła się w myślach.
– Chyba dlatego, że to był ktoś, kim moja mama mogłaby się przechwalać. – Pokręciła głową. – Smutne, prawda? – Spojrzała na mnie uważniej. – Właśnie to zawsze podziwiałam w tobie – przyznała.
– We mnie? – zdziwiłam się.
– No, wiesz… żyłaś z kimś, kogo twoja matka szczerze nie znosiła.
Zaskoczyła mnie.
– Nie zdawałam sobie sprawy, że ona nie znosi Dana. Nicola wzruszyła ramionami.
– Może to trochę za mocne określenie, ale bez wątpienia za nim nie przepadała. – Uśmiechnęła się szeroko. – Jej zdaniem Dan jest, cytuję: „Jednym z tych artystowskich gryzipiórków, którzy w życiu rąk sobie nie skalali normalną pracą i pasożytują na kobietach”.
Westchnęłam.
– Problem z naszymi matkami polega na tym, że mają ograniczoną wyobraźnię. Rzeczywistość to dla nich zbiór szablonów i ani przez moment nie przyjdzie im do głowy, że same są maksymalnie banalne.
Nicola wzięła do ręki kieliszek, jakby chciała wznieść toast.
– Przenikliwa diagnoza – stwierdziła. – Najgorsze, że sama szłam tą ścieżką.
– Więc co dokładnie zaszło? – zapytałam. – Między tobą i… eee…
W tym momencie zauważyłam, że krzyż i pierścionek zaręczynowy już zniknęły.
Читать дальше