– Chcesz powiedzieć, że Jo to wszystko uknuła? Cóż, bardzo cię przepraszam, Libby – stwierdził stanowczo – ale to się nie trzyma kupy.
– A niby w jakim celu miałabym naopowiadać jej takich rzeczy? – zapytała. Pokręciła głową z namysłem i nagle uśmiechnęła się szyderczo. – Och, już rozumiem. Myślisz, że zrobiłam to po to, by mieć cię tylko dla siebie, tak?
Albo umiała świetnie blefować, albo mówiła prawdę. Przez chwilę Dan nie potrafił tego rozstrzygnąć. Słuchając jej, człowiek zaczynał wierzyć nie tylko w to, że opowiada bzdury, ale że jest podłym egoistą. Porzucił więc ten wątek. Było jeszcze coś, co go nękało.
– Zasugerowałaś, że Jo włamała się do mnie, bo dowiedziała się, że spędziliśmy razem noc…
Libby podrzuciła buntowniczo głowę, gotowa odparować każdy jego atak.
– Jeśli rzeczywiście szalała z wściekłości… – ciągnął mniej pewnym głosem, bo brzmiało to coraz bardziej absurdalnie. Tak absurdalnie, że zastanawiał się, jak w ogóle mógł coś takiego wymyślić -…To czemu nie włamała się do mnie wcześniej, kiedy rzekomo chodziłem z Aisling?
Libby zastanowiła się przez chwilę, a potem w jej oczach błysnęła znajoma iskierka.
– Nie widzisz, że to właśnie dowodzi, że mówię prawdę?
– Pokręciła głową, jakby miała do czynienia z idiotą. – Gdybym naprawdę nagadała jej takich bezsensownych głupot, wycięłaby ci jakiś numer wcześniej.
Potarł lewą skroń. To mu nie przyszło do głowy. Westchnął.
– Nie wiem, Libby… Ale dzieje się coś dziwnego.
– Niewątpliwie – ironizowała. – Jeśli więcej dla ciebie znaczy słowo stukniętej byłej dziewczyny, to twoja sprawa. – Po czym odwróciła się na pięcie i pobiegła na górę.
– Co jest? – dopytywała się Aisling. – Wyglądasz koszmarnie.
– Cześć, Ash – mruknął i wszedł za nią do różowo-białego salonu przypominającego scenografię filmu z lalką Barbie w roli głównej.
Rozejrzał się w poszukiwaniu Steve’a. Aisling puściła do niego oko i wyjaśniła, że „dochodzi do siebie” w wannie. Ona sama była w szlafroku i zapewne zamierzała do niego dołączyć. Jednak Dan desperacko potrzebował rozmowy i nie zamierzał usunąć się taktownie.
– Rozmawiałem z Libby – zaczął, opadając na kanapę, którą kilkakrotnie pomagał przestawić z miejsca na miejsce. – I mam jeszcze większy mętlik w głowie.
Aisling usiadła obok niego. Przedstawił jej w skrócie rozmowę z Libby, a ona pokręciła na to głową.
– Jo nie kłamała – stwierdziła stanowczo. – Przyznaję, że słabo ją znam, ale wiem, kiedy ktoś jest na mnie wściekły, a ona była wściekła jak wszyscy diabli. To raz. Ułagodziłam jej gniew swoim wdziękiem – dodała niezobowiązująco i zatrzepotała rzęsami.
Dan podrapał się w głowę.
– A jedynym powodem jej wściekłości było przekonanie, że jesteśmy razem, tak? To próbujesz mi powiedzieć?
– Właśnie. Ale była normalnie wściekła, a nie maksymalnie wściekła. Na jej miejscu czułabym dokładnie to samo. – Rozłożyła ręce, jakby ten argument bezsprzecznie dowodził jej racji.
– Co znaczy, że Libby musiała jej o tym powiedzieć.
– Tak samo, jak powiedziała jej, że ze sobą spaliśmy. Aisling zrobiła zakłopotaną minę.
– Kto spał z kim? Dan westchnął.
– Ja z Libby.
Aisling zmarszczyła brwi i pokręciła głową.
– Nie – powiedziała. – Tego dowiedziała się ode mnie. Szkoda, że nie widziałeś, jaką miała minę! Czułam się strasznie. Zaraz zaczęłam jej tłumaczyć, że moim zdaniem do niczego nie doszło.
– Mc nie rozumiem… – mruknął Dan. – Chcesz powiedzieć, że do wczorajszego wieczoru Jo nie miała pojęcia o Libby?
– Na pewno nie. Czemu pytasz?
– Bo Libby twierdzi, że to ona ją o tym zawiadomiła i dlatego Jo się do mnie włamała. Powiedziałem jej, że to mi nie daje spokoju – bo w takim razie czemu nie włamała się wcześniej? – ale Libby wszystko przeinaczyła i przedstawiła jako dowód swojej niewinności.
– A skoro o dowodzie mowa – powiedziała Aisling, która nagle bardzo się ożywiła. – Zapomniałam ci wczoraj powiedzieć, że w noc włamania Jo była u rodziców i może tego dowieść. Rozchmurz się – dodała, gdy Dan zamilkł. – Na szczęście nie oskarżyłeś publicznie Jo, a to już coś.
– Prawda – odparł Dan, choć, nie wiedzieć czemu, złe przeczucia go nie opuszczały.
Pod wieloma względami miałam farta. Złapałam Matta w chwili, gdy właśnie wychodził na trening, a ponieważ się śpieszył, stracił czujność.
Nie wdawałam się w szczegóły, nie powiedziałam o Brianie Dicku czy Giovannie. Oznajmiłam mu tylko, że nasi rodzice mają problemy małżeńskie i że rozstanie na jakiś czas dobrze by obojgu zrobiło.
Bez wątpienia idea wizyty matki nie wywołała entuzjazmu Matta. Przedstawił kilka uzasadnionych obiekcji – na przykład to, że mama od rana do wieczora byłaby sama, kiedy on jest w pracy – oraz kilka mniej przekonujących, ale w końcu wyciągnęłam asa z rękawa: wpędziłam go w poczucie winy.
– Ona jest teraz naprawdę w kiepskiej formie. Czuje się niekochana, a ty – postawmy sprawę jasno – niespecjalnie się wykazujesz, odkąd mieszkasz w Stanach. Ucieszyłaby się, gdybyś ją zaprosił.
Godzina treningu musiała się zbliżać, bo Matt chrząknął niechętnie i ostatecznie się zgodził.
– Zadzwonię do niej, jak wrócę do domu – burknął posępnie. – Ale jeśli da mi popalić, to do ciebie przyjdę z pretensjami.
– Co ty powiesz? – zapytałam. – Czy kiedykolwiek było inaczej? To ja byłam zawsze wszystkiemu winna.
Parsknął śmiechem i kazał mi się rozchmurzyć. Od razu pomyślałam, że humor na pewno mi się poprawi, jak tylko wyprawię mamę do Kalifornii.
Nim to jednak nastąpi, należało wykonać jeszcze kilka innych telefonów.
Najpierw wykręciłam numer Cass. Nie mogłam się doczekać, kiedy się dowiem, jak poszło z Sidem i czy mogę się spodziewać, że dołączy do nas w Pisusie. Czułam się trochę urażona, że żadne z nich nie pofatygowało się, żeby do mnie zadzwonić, ale z całych sił starałam się tego nie okazać.
Cass odebrała telefon, ale zachowywała się jakoś dziwnie – jakby… no, cóż, jakby ktoś u niej był i nie mogła przy nim rozmawiać. Dlatego zrobiłam to, co zawsze robiłyśmy w podobnych sytuacjach. Zadawałam jej pytania, na które odpowiadała tylko „tak” lub „nie”.
– Ktoś jest u ciebie?
– Tak.
– Czy to Sid?
– Tak.
– Sprawy między wami układają się dobrze?
– Tak.
– Przyjmiesz jego ofertę pracy?
– Nie.
Miałam ochotę zapytać dlaczego, ale nie przychodziło mi do głowy odpowiednie pytanie, więc porzuciłam ten wątek.
– Zadzwonisz do mnie później i powiesz mi czemu?
– Tak.
A potem zachichotała, co było zupełnie nie w stylu Cass. Poczułam, że się rumienię.
– Jesteś teraz w łóżku?
– Tak.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że on ma zaledwie dwadzieścia jeden lat?
– Tak.
– W takim razie dam wam spokój – westchnęłam.
– Tak – odparła i znowu zachichotała.
I nagle zdrętwiałam, bo coś mi przyszło do głowy.
– Proszę cię, nie mów Sidowi o Sarze Dały. Pomyśli, że kompletnie zwariowałam i wyrzuci mnie, zanim jeszcze zaczniemy pracę.
– Chyba nie ciągniesz tego dalej, co? – Jej głos zabrzmiał poważnie.
– Nie – skłamałam.
– To nie powiem.
– No to pa, Cass.
Читать дальше