Bardzo starannie dobierał ludzi. Skorzystaliśmy z usług firmy Nicoli, choć Sid więcej ich ofert odrzucił, niż przyjął. Twardo obstawał przy tym, aby nie przyjmować nikogo, kto pracował w poprzednim składzie Pisusa. Twierdził, że tacy ludzie wnoszą do firmy stare nawyki. Jeśli przy okazji chciał przestrzec i mnie, trzeba powiedzieć, że mu się udało. Odnalazłam w sobie rezerwy, o które się nawet nie podejrzewałam. W życiu tak ciężko nie harowałam – bo praca od siódmej rano do dziesiątej wieczór nie jest czymś normalnym. O dziwo – całkiem mi się to podobało. Miałam świadomość, że takiego tempa nie da się utrzymać wiecznie, ale póki sytuacja się nie unormuje, póki oboje nie poczujemy się naprawdę pewnie, dam radę. Tym bardziej że zostałam kimś w rodzaju partnera. Ale twierdzę, że pracowałabym z równym oddaniem, nawet gdybym nie była kimś w rodzaju partnera.
Za to w moim życiu uczuciowym panował absolutny zamęt. Z Markiem łączył mnie namiętny seks – w chwilach, w których udało się nam wykroić trochę czasu – ale nie było w tym żadnych romantycznych uniesień. Co, przyznaję, całkiem mi odpowiadało. Po raz pierwszy w życiu uprawiałam znany mi tylko z literatury kobiecej seks rekreacyjny. Ponieważ u mnie nadal mieszkał tato, a Marco – jak przystało na włoskiego chłopca – dzielił mieszkanie z matką, robiliśmy to, gdzie popadło. Ostatnio naszym ulubionym miejscem był jego samochód.
Matka Marca przyjęła spokojnie prawdę o jego wypadzie do Hiszpanii, a on, ogólnie rzecz biorąc, zareagował na jej tajemnicę podobnie. Trochę niepokoił go fakt, że Giovanna spotyka się z żonatym mężczyzną, ale sam przyznał, że mój tato jest zupełnie inny niż jego ojciec. Zresztą przekonał się na własne oczy, jacy są ze sobą szczęśliwi. W zeszły weekend jedliśmy razem kolację, podczas której nasi rodzice zachowywali się, jakby to oni byli młodymi zakochanymi. Szczerze mówiąc, było to nieznośne. Giovanna trochę za bardzo ekscytowała się faktem, że ja i Marco jesteśmy razem. Nieco mnie to martwiło. Coś mi się zdaje, że w myślach już planowała sobie nasz ślub. A ja byłam absolutnie pewna, że to się nie zdarzy.
Właśnie odłożyłam słuchawkę po rozmowie z Markiem. Zadzwonił z pytaniem, czy moglibyśmy się później spotkać, ale powiedziałam mu, że jestem zajęta – muszę skończyć pilny raport na poniedziałek. Zasugerował, żebym przełożyła pracę na weekend. Odparłam, że i tak będę musiała pracować w niedzielę, co zresztą nie było bardzo dalekie od prawdy. Przede wszystkim jednak chciałam mieć trochę czasu dla siebie. W takiej chwili zawsze łatwiej zasłonić się raportem.
– A jutro nadal aktualne? – zapytałam.
W słuchawce zapadła cisza. Miał iść ze mną na spotkanie z Nicolą, która zaproponowała Sidowi i mnie, obojgu z osobami towarzyszącymi, wieczór w mieście. Chciała w ten sposób podziękować nam za zlecenia, które od nas dostała i – jak podejrzewam – za te, które jeszcze dostanie.
– Chyba tak – odpowiedział wyraźnie zły, że przed chwilą mu odmówiłam.
– Cóż, daj mi znać, gdyby coś ci wypadło – oznajmiłam.
Odłożyłam słuchawkę, bo nie byłam w nastroju na dziecinadę. Poza tym nadciągało niebezpieczeństwo: w moją stronę zbliżały się właśnie siostry Sida. Znaczyło to, że dochodzi wpół do piątej. Dziewczyny zdążyły już nas przyzwyczaić do swoich wizyt – codziennie po lekcjach wskakiwały do autobusu i jechały do centrum. Tak się spieszyły, że nawet nie zdejmowały szkolnych mundurków, podrasowanych na wczesną Britney Spears.
Zerknęłam na Sida. Wyglądał na dość rozdrażnionego. To śmieszne – umiał rozkręcić nową firmę, a nie potrafił zapanować nad nastoletnimi siostrami. Poskarżył się nawet matce, ale była pewnie zbyt zaabsorbowana konsultacjami z którymś z mistrzów feng shui, żeby wziąć się za córki. Teraz odwrócił się do nich plecami, na co one pokazały mu języki, a widząc, że na nie patrzę, parsknęły śmiechem.
– W tym wieku i w tym miejscu powinno się okazywać bratu więcej szacunku – powiedziałam stanowczo, kiedy już rozsiadły się na moim biurku. Zdążyłam je poznać i nie miałam zamiaru im pobłażać.
Zero skruchy, jedynie wzruszenie ramionami i bezczelne spojrzenia w stronę zakłopotanego młodego mężczyzny, którego Sid przyjął niedawno do pracy. Młodzieniec miał wyjątkową smykałkę techniczną, ale dopiero co skończył szkołę. Stanowił dodatkową atrakcję dla tych trzech smarkul, które tak naprawdę przychodziły do biura z powodu mojej skromnej osoby. To znaczy – nie tyle szło im o mnie, ile o moje kontakty ze sławnymi ludźmi – czyli o pocałunek z Jamiem Astinem. Wspomniałam im o tym, kiedy pierwszy raz przyszły na przeszpiegi do biura. Do tamtej chwili moje spotkanie z Astinem nikogo nie zainteresowało, natomiast u nich natychmiast zdobyłam kilka dodatkowych punktów. Wrażenie zrobił na nich także fakt, że chodzę z tym „cudownym gościem” z włoskiego bistra. Z przykrością przyznaję, że ich podziw sprawiał mi przyjemność.
– Podobno idziesz jutro do Zoota – powiedziała z zachwytem Darinda.
Już wiedziałam, która jest która.
– Owszem, wybieramy się do klubu – odpowiedziałam. – Ale jeszcze nie wiem do którego.
– Marco też będzie? – pisnęła Belle.
Potaknęłam i nacisnęłam przycisk „zapamiętaj”. Dziewczyny szybko się nudziły, a wtedy wykazywały skłonność do grzebania w moim komputerze.
– Możemy iść z wami? – zapytała błagalnie Marinda.
– Oczywiście, że nie – odparłam stanowczo.
– Czy to prawda, że Cass też przyjdzie? – rzuciła z niedowierzaniem Darinda.
Z wolna przyzwyczajały się do tego, że Sid ma dziewczynę, ale jego wybór ich jakoś nie zachwycał.
– Wiem, że to twoja przyjaciółka… – Zwykle tak właśnie rozpoczynało się narzekanie na Cass. Tym razem powiedziała to Belle: – Ale ona jest taaakaaa nudna.
Sid i Cass byli już niczym stare małżeństwo. Cass zrezygnowała z przejścia do Pisusa, bo uważała, że para nie powinna pracować razem. Może i słusznie, ale trudno nie zgodzić się z dziewczynami, że ich związek robił wrażenie nudnego i pozbawionego polotu. Sam zdrowy rozsądek. Bywały chwile, kiedy sama się zastanawiałam, czy jeszcze coś łączy mnie z Cass. Szczerze mówiąc, odkąd zaprzyjaźniłam się z Nicolą, często porównywałam je obie. Biedna Cass nie wypadała wtedy zbyt dobrze. Lecz wciąż była moją przyjaciółką i uważałam za swój obowiązek jej bronić.
– Jako pierwsza w naszej klasie otrzymała złotą nagrodę księcia Edynburga – powiedziałam, bo nic lepszego nie przyszło mi do głowy.
Nie zrobiło to na nich specjalnego wrażenia, więc dokonałam przeglądu anegdot na temat Cass i nie znalazłam absolutnie nic ekscytującego.
– Można na niej polegać – dodałam w desperacji, czym chyba raz na zawsze pogrzebałam szanse na poprawienie wizerunku Cass.
– Pasują do siebie – powiedziała w końcu Marinda i nie było w tym stwierdzeniu nic pochlebnego. – A co u ciebie i Marca?
– Jak to?
– Kochasz go? – zapytała Darinda.
– Nie twoja sprawa – z nimi nie można się patyczkować. Oczywiście, że go nie kochałam. Pomijając seks, chyba nawet niespecjalnie go lubiłam. Teraz, kiedy poznałam go lepiej, dostrzegłam w nim pewną bezwzględność, która niezbyt mi się podobała. Bez wątpienia kochał matkę, ale według mnie przesadził, postanawiając spędzić Boże Narodzenie ze swoim ojcem. On z kolei twierdził, że to ja przesadzam. Jego zdaniem teraz, gdy Giovanna ma mojego ojca, problem przestał istnieć.
Читать дальше