Dan Baxter jęknął głośno, słysząc pukanie do swoich drzwi. Zerknął na zegarek i zdziwił się, że jest już wpół do ósmej. Nie odchodził od komputera przez cały dzień, jeśli nie liczyć dwóch krótkich przerw na kawę i kanapkę z peklowaną wołowiną. Nagle dotarło do niego, że jest głodny i chce mu się strasznie pić.
Marszcząc brwi, spojrzał na ekran. Tak. Zignoruje pukanie. Wprawdzie czuł, że już najwyższy czas kończyć, ale wolał pracować całą noc, niż otworzyć osobie, która – jak przypuszczał – stała za drzwiami. Jednak gość nie dawał za wygraną. Pukanie, a właściwie niecierpliwy łomot, rozległ się jeszcze raz. Dan już wiedział, że mu się nie uda. Jeśli na progu stała rzeczywiście osoba, o której myślał, to na pewno nie da się spławić.
Nie pomylił się. To była osoba, o której myślał. Libby. Tym razem z dużą tacą przykrytą serwetką. Libby grała rolę dobrej mamy, od kiedy zaczął pracować nad książką. Ale niech tam – jeśli na tacy jest coś do jedzenia – wstrzeliła się bez pudła w jego potrzeby.
Wyglądała, jakby dopiero co wyszła spod prysznica, bez makijażu, cała różowa i lśniąca. Wilgotne końcówki kręconych włosów zawijały się jej na ramionach. Na pierwszy rzut oka wydała mu się niemal atrakcyjna. Nie widział jeszcze, żeby nosiła rozpuszczone włosy. Przypomniała mu się Jo, która też miała kręcone włosy do ramion, tylko innego koloru, i zrobiło mu się markotnie na duszy.
Libby patrzyła na niego z promiennym uśmiechem. Spojrzał na jej strój – jasnoniebieska ciepła bluza zapięta pod szyję i coś ciemnego, sięgającego kostek. Nie widział dokładnie z powodu rozmiarów tacy. Tak nie ubiera się kobieta, która ma zamiar go uwieść, pomyślał i natychmiast ogarnęło go poczucie winy. Jak dotąd Libby nie zrobiła jeszcze niczego, co upoważniłoby go do podobnych podejrzeń, a mimo to od czasu do czasu ogarniały go złe przeczucia.
Teraz szybko podstawiła jedną rękę pod tacę, a drugą uniosła lekko niebiesko-białą ściereczkę. Z garnka unosił się kuszący zapach.
– Kurczak w sosie cytrynowym – zagruchała i szybko wcisnęła się do przedpokoju.
W jednej chwili postawiła na stole w kuchni dwa talerze. Dan z trudem stłumił pomruk niezadowolenia. To prawda, był głodny. Był też jej wdzięczny za jedzenie, ale na pewno nie miał nastroju na spędzenie wieczoru w czyimś towarzystwie. A już na pewno nie w towarzystwie Libby.
Kiedy jednak gestem iluzjonisty zaproszonego na dziecinne przyjęcie uniosła przykrywkę z garnka, nie mógł się oprzeć. Nieźle. Kurczak z ryżem i smażonymi warzywami. A kiedy postawiła na dłoni butelkę wina, wyjętą z plastikowej torby, której nie zauważył wcześniej, zrezygnowany wzruszył ramionami, poszedł poszukać korkociągu i wyjął z szafki dwa czyste kieliszki. Kątem oka zauważył wyraz zaskoczenia na jej twarzy. Nie tak dawno temu, kiedy okazało się, w jakim stanie jest jego mieszkanie, uparła się, że zrobi mu porządek. Nie słuchała jego protestów, mimo że widziała, jak bardzo jest zakłopotany.
A swoją drogą, nie powinien narzekać. Napracowała się.
– Jak ci dzisiaj poszło? – zapytała pogodnym tonem, kiedy nalewał wino. Australijskie chevin blanc. Już ochłodzone, jak zauważył. Poprawiła się na krześle i spojrzała na niego wyczekująco.
– Nieźle – mruknął. Pytała oczywiście o książkę, którą musiał skończyć w terminie. Wydawca nie dopuszczał nawet dnia spóźnienia. – Zostały mi już tylko trzy tygodnie. Będę teraz bardzo zajęty. – Skorzystał z okazji, żeby wyrzucić z siebie czytelną aluzję.
Zignorowała to całkowicie.
– Dlaczego trzymasz wszystko w takim sekrecie? – Kokietującym ruchem strzepnęła z czoła kosmyk włosów.
Siadając, ostrożnie odsunął do tyłu krzesło, żeby ich kolana przypadkiem nie spotkały się pod stołem.
Miał powody, żeby trzymać w tajemnicy, co robi. Pisał książkę, a właściwie montował ją z gotowych materiałów, o Vantage-Point, najnowszym boys bandzie. Chłopcy właśnie mieli swoje pięć minut i całe rzesze wielbicieli. Naraziłby swoją wiarygodność krytyka muzycznego, gdyby rozniosło się, w jakim tempie powstaje ta książka.
– Nieprawda. Po prostu nie lubię rozmawiać o swojej pracy – skłamał niezręcznie.
– Chyba że z Aisling. Z nią lubisz rozmawiać o pracy – powiedziała złośliwie.
Dan omal nie udławił się pierwszym kąskiem, który akurat miał w ustach. Zapomniał, że Libby uwielbia dokuczać innym.
– O niczym takim z nią nie rozmawiałem! – wybuchnął w końcu i tym razem była to prawda. – Zostawiłem na wierzchu list od wydawcy, a ona go przeczytała.
Na szczęście w tym akurat liście nie było żadnych szczegółów, ale Dan do dzisiaj był wściekły na Aisling za jej wścibstwo. Teraz miał ochotę zabić ją za to, że wypaplała wszystko Libby.
Jego odpowiedź wyraźnie zadowoliła Libby.
– To nieładnie – westchnęła. – Myślę o zaglądaniu do cudzej korespondencji.
– Mówisz, że to „nieładnie”?! – uniósł się. – To zwykłe chamstwo.
Libby przytaknęła ze zrozumieniem i odprężona sięgnęła nareszcie po nóż i widelec.
– Nie miałem pojęcia, że tak świetnie gotujesz – skomplementował ją Dan, zadowolony, że nie musi już kłamać i ma okazję do zmiany tematu.
– Zaczekaj, aż spróbujesz mojego curry! – zawołała. – Z prawdziwymi przyprawami. Nie uznaję tych gotowych mieszanek ze słoików.
Dan wiedział, że w takiej sytuacji powinien wyrazić chęć sprawdzenia, czy curry jest rzeczywiście takie smaczne, ale nie miał zamiaru bardziej ośmielać Libby.
– A co słychać u ciebie w pracy? – zapytał tonem salonowej konwersacji. Nie bardzo pamiętał, co ona właściwie robi, ale to nie miało znaczenia. Ważne, żeby rozmowa dotyczyła jej spraw. Libby miała brzydki zwyczaj wyciągania od niego informacji natury osobistej, a on nie bardzo umiał się przed tym bronić.
– Nie jest źle – wzruszyła ramionami – chociaż właśnie przenieśli mnie do innego działu i nie bardzo dogaduję się z nową szefową. Ona uważa, że kierując ludźmi, trzeba nimi pomiatać.
– W mojej pracy najlepsze jest to – odpowiedział – że nie muszę mieć bezpośredniego kontaktu z ludźmi.
– I nie czujesz się nigdy wyobcowany? – zapytała z wyraźnym zainteresowaniem.
– Nigdy! – Potrząsnął stanowczo głową.
– Ale musiało ci być trochę dziwnie, kiedy Joanna wyprowadziła się stąd, nie? – W jej tonie było zbyt wiele współczucia.
Dan wiedział od razu, że musi mieć się na baczności. Odłożył widelec, sięgnął po wino i wypił od razu pół kieliszka.
– Pewnie, że tak. Byliśmy razem całkiem długo. W mieszkaniu zrobiło się nagle strasznie pusto, ale już się do tego przyzwyczaiłem.
Przyzwyczaił się, co jednak wcale nie znaczyło, że to polubił. Ale nie miał zamiaru o tym rozmawiać, a już na pewno nie z osobą, co do której nie był nawet pewny, czy ją lubi.
– Więc już za nią nie tęsknisz?
– Słuchaj, Libby! – powiedział ostrzej, niż zamierzał. – Przepraszam cię, ale jestem zmęczony i wolałbym teraz o tym nie rozmawiać.
Chciał tylko spokojnie zjeść kurczaka, a potem siąść przy biurku i sprawdzić, ile słów dziś napisał, zajrzeć do poczty i może posłuchać trochę muzyki. Marzył, żeby pójść wcześniej spać. Miał nadzieję, że Libby nie zaplanowała długiej wizyty.
– Przepraszam… – Odęła wargi, obrażona. – Słyszałam, że Joanna zaczęła się z kimś widywać. Nie mówiłabym ci o tym, jeśli miałoby ci być przykro.
Читать дальше