– No i co ty na to, podoba ci się?
Kończę rozpakowywanie i patrzę na pudełko.
– Ej, zauważ, że to najnowszy model: Nokia, mózg staje.
– Komórka?
– Zajebista, co? Zawsze ma zasięg. Sam tylko pomyśl, mam go dzięki jednemu kumplowi, bo w sklepach jeszcze takiego nie kupisz. To model N70 , ma wszystko, a do tego jest taki mały. Mieści się w kieszeni kurtki. – Chowa go, żeby mi pokazać, że mówi najszczerszą prawdę.
– To ci dopiero, masz tych przyjaciół nie od parady, co?
– I voila, widzisz? Tak się go otwiera, a na dodatek możesz wyłączyć dzwonek i zostawić samą wibrę. Trzymaj. – Nawet nie zwrócił uwagi. Że robię sobie jaja. Czeka tylko na moją reakcję.
– Dzięki. – Jedynie tyle udaje mi się powiedzieć. – Komórka, oto czego mi było trzeba.
– Masz już nawet numer: trzysta trzydzieści pięć osiemdziesiąt osiemdziesiąt osiemdziesiąt, łatwy, nie? To wszystko zasługa tego mojego kumpla, który pracuje dla Telecomu.
Jest z siebie jeszcze bardziej zadowolony. Mój brat razem z tymi twoimi przyjaciółmi. Teraz mam już własny numer. Jestem zarejestrowany. Rozpoznawalny. Osiągalny. Może.
– Genialnie, za to teraz muszę bezwzględnie wziąć prysznic.
Rzucam telefon na łóżkom
Paolo wychodzi, kręcąc głową: – Jeszcze zobaczysz, długo ta komórka nie pociągnie, jak będziesz nią tak rzucał.
Mój brat. Szkoda gadać. Co za nudziarz! A przecież obydwaj pochodzimy z tego samego nasienia, mojego ojca, a w każdym razie mam taką nadzieję. Włączam radio, które stoi na szafce i ustawiam na odpowiednią częstotliwość. Rozbieram się i jednocześnie zaczynam śmiać się sam do siebie. Moja matka, która wydała na świat Paola jako owoc związku z innym facetem. To byłby maks. Przynajmniej coś by to wyjaśniło. Ale to akurat wykluczam. Wtedy były inne czasy. Czasy miłości. Podoba mi się kawałek, który leci. Zaczynam coś tam sobie nucić.
Stoję pod domem Paola. Widziałam zapalone światła. Wiem, że to nowe mieszkanie jego brata. O właśnie, widzę go. Step przechodzi koło okna. To musi być jego pokój. Ej, akurat się rozbiera. I coś sobie nuci. Zakładam bezprzewodową słuchawkę. Włączam sobie radio w komórce. Zmieniam stację, aż mi się wydaje, że trafiam na to, co Step nuci pod nosem. Patrzę, jaka to stacja. Ram Power 102,70. Tym żyjesz, to pamiętasz. Kto wie, co woli Step… Patrzę, która godzina. Jest późno, muszę wracać do domu. Rodzice już tam pewnie na mnie czekają.
– Paolo, czy masz jakiś ręcznik?
– Przecież sam ci położyłem w łazience. Tylko zobacz, wszystko poukładane kolorami, ten błękitny jaśniejszy masz do twarzy, ten ciemniejszy koło bidetu do higieny intymnej i wreszcie niebieski płaszcz kąpielowy wisi za drzwiami.
Nie ma co, przy nim nawet chorobliwy pedant, taki jak filmowy Furio, jest nieznośnym bałaganiarzem.
– Ej, Step, pokaż się no!
Staję w drzwiach.
– Ja cię kręcę, dobrze wyglądasz. Schudłeś?
– Tak. W Stanach mają inny zestaw ćwiczeń na siłowni. Bardzo dużo boksują. W czasie pierwszych treningów zrozumiałem, jak bardzo jesteśmy tutaj w Rzymie powolni.
– Masz superrzeźbę.
– A ty od kiedy opanowałeś takie fachowe słownictwo? Celowo zwracam się do mego z siermiężnym rzymskim akcentem.
– Zapisałem się na siłownię.
– Własnym uszom nie wierzę. Najwyższy czas! Ale jak to, właśnie ty, który ciągle się mnie czepiałeś. Nic, tylko po co tak przesiadujesz na tej siłowni, co cię obchodzą mięśnie i cała reszta… A sam w końcu co robisz?
– Fabiola mnie przekonała.
– Aha, proszę. Widzisz, ta Fabiola już mi się podoba.
– Powiedziała, że za dużo czasu spędzam w pozycji siedzącej i że mężczyzna musi się w końcu zdecydować, jakie chce mieć ciało w wieku trzydziestu trzech lat.
– W wieku trzydziestu trzech lat?
– Właśnie tak powiedziała.
– W takim razie miałeś jeszcze wówczas dwa lata laby.
– Wolałem nie spełniać wszystkich warunków tej zasady.
– Fajna ta Fabiola. – Idę do łazienki. – A gdzie się zapisałeś?
– Do Roman Sport Center. – Cisza. Znów staję w drzwiach.
– Czy o tym także zadecydowała Fabiola?
– Nie. – I śmieje się cały dumny, przeświadczony, że wybór należał do niego. – Ja… no tak, prawda jest taka, że ona już się tam wcześniej zapisała.
– Aha, to tak… – Wracam do łazienki i zamykam za sobą drzwi. Nie mogę w to uwierzyć. Nie ma nic gorszego, niż chodzić na siłownię z własną dziewczyną. Siedzisz tam i myślisz o niej nawet wtedy, kiedy podnosisz ciężary, wciąż sprawdzasz, kto do niej podchodzi, co takiego do niej mówią, czy aby jakiś fajfus się nie zgrywa i nie wciska jej kitu, podsuwając niezawodne ćwiczenia… i co ona na to, i jak odpowie. Koszmar. Co raz to widzę takie parki. Buziaczek pod koniec każdej serii ćwiczeń. A na sam koniec treningu obowiązkowe pytanie: – To co robimy dziś wieczór?
Bo każda para musi przecież zawczasu mieć własny program. Jakżeby inaczej, w przeciwnym razie, co to za para. Tak… Za to jeśli jesteś „odparowany" to Roman Sport Center jest w sam raz. Mięsień odruchowo zaczyna pracować dwa razy intensywniej, sam się bierze do roboty, byle tylko coś wyrwać. Sprzęt i sztangi nieomal udają, że pracują, niemi Świadkowie, Bóg jeden raczy wiedzieć, ilu wyrachowanych zauroczeń. A tak, bo po zakończeniu każdej serii ćwiczeń trzeba się na siebie popatrzeć, jedno taksuje wzrokiem drugie, uśmiech i dawaj gadka szmatka. Kim jesteś, gdzie byłeś wczoraj, jaki lokal dzisiaj otwarto, jakie masz plany na wieczór, co takiego porabiasz jutro i ile masz kasy. Słowem, czy warto cię przelecieć.
Odkręcam wodę i wchodzę pod prysznic. Zimna. Opieram się plecami o ścianę i napieram na nią z całej siły, bezskutecznie starając się ją Zburzyć. Nabrzmiewają mi barki i czuję, jak woda, która po mnie spływa, robi się cieplejsza. Po chwili odchylam głowę do tyłu, mam otwarte usta. Woda ni stąd, ni zowąd zmienia swój bieg. Nieduża, porywista rzeczka, która znajduje sobie zatoczki i kryjówki pomiędzy moimi oczami, między nosem a ustami, między zębami a językiem. Oddychając, wypluwam ją z buzi. Mój brat. Mój brat, który chodzi do Roman Sport Center. Mój brat i jego nowe audi A4. Mój brat i jego kobieta. Mój brat, który trenuje razem z nią, raz po raz wybucha śmiechem, a w przerwie postanawia, co będą robić wieczorem. Teraz już jest wszystko jasne. On to tata, bez cienia wątpliwości. Im starszy, tym wyraźniejszą staje się kserokopią. Ja za to tkwię sobie w kącie, wyblakły. Chciałbym się dowiedzieć, kto mi podpieprzył mój tusz. Wychodzę spod prysznica. Zakładam na siebie płaszcz kąpielowy i wycieram włosy błękitnym ręcznikiem, dokładnie tak, jak mi przykazał. Przejeżdżam energicznie po krótkich włosach, które dopiero co zgoliłem, tak że schną w okamgnieniu. Ręcznik zostawiam sobie na głowie i idę do pokoju. Paolo mnie widzi.
– To niesamowite, jak bardzo jesteś podobny do mamy. Zadzwoń do niej, będzie przeszczęśliwa.
– Dobra, później. – Dziś nie chce mi się nikogo uszczęśliwiać.
Z głębi korytarza dobiega odgłos kluczy przekręcanych w zamku drzwi wejściowych. Raffaella się odwraca.
– Och… jest i Claudio!
Drzwi otwierają się powoli. Ale zamiast niego, w całej krasie, odmieniona wkracza Babi. Raffaella wybiega jej naprzeciw.
– Coś ty zrobiła!
– O co ci chodzi?
– No jak to, nie dość, że się spóźniłaś, to jeszcze obcięłaś sobie włosy!
– O Boże, mamo, przeraziłaś mnie nie na żarty! Spodziewałam się najgorszego! Tak, obcięłam je dzisiaj rano. Ładnie? Arturo, który mnie strzygł, powiedział, że tak jest mi bardziej do twarzy.
Читать дальше