Rozdziawia usta i śmieje się ordynarnie z jakiejś bzdury, którą dopiero co przeczytała. Może chodzi o coś smutnego, tyle że do niej to nie dotarło. Inna z kolei rozsiadła się na małym rozkładanym leżaku, ma przy sobie krzyżówki i z długopisem w ręku rozwala jedną po drugiej. Pisze co popadnie albo rzeczywiście zna hasła. Dodaję więcej gazu i jednocześnie redukuję biegi. Piątka, czwórka, trójka, ostry zakręt po prawej. Kawałek dalej hamuję przed cineporto – kinem pod gołym niebem. Wystawiam podnóżek i zsiadam z motoru. Dziewczyny zbite w grupki zaśmiewają się rozbawione i palą papierosy, poza zasięgiem wzroku rodziców, wciąż żyjących złudzeniami. Jedna blondynka z krótkimi włosami i przesadnym makijażem przygląda mi się i szturcha łokciem przyjaciółkę. Brunetkę, z orzechowymi oczami, fryzurą na pieczarkę, która siedzi z nogą na nogę na hondzie SH 50 w kolorze szarobrunatnym. Ta z kolei patrzy na mnie porażona, zastyga z otwartymi ustami. Przeciągam sobie dłonią po krótkich włosach z tyłu głowy. Jestem opalony, szczupły, uśmiecham się, dopisuje mi dobre samopoczucie. Jestem wyluzowany. Mam ochotę na zimne piwo i na oglądanie filmu. Mam ochotę na coś jeszcze, szczerze powiedziawszy, ale wiem, że nic z tego.
– Step, nie wierzę własnym oczom!
Brunetka zsiada z hondy SH 50 i biegnie mi na spotkanie, wydzierając się jak szalona. Patrzę na nią, usiłując dojść, co to za jedna. Ale już po chwili doznaję olśnienia: to Pallina. Wierzyć się nie chce… Pallina. Pallina, kobieta mojego przyjaciela, mojego najlepszego przyjaciela. Pollo, towarzysza pierwszych ekscesów alkoholowych, pierwszych spotkań z dziewczynami, tysięcy bzdetów, żartów i poszturchiwań, walk, kiedy to tarzaliśmy się na ziemi, w deszczu, w błocie, w środku nocy, podczas mrozu, w upał, gdy wakacje od życia trwały w najlepsze. I te wspólnie wypalone papierosy, te setki litrów wypitego piwa, właśnie. Pollo i tysiące wyścigów na motorze, z ostatnim włącznie…
– Pallina. – Rzuca mi się na szyję i obejmuje mnie z całej siły. I właśnie ten jej mocny uścisk przypomina mi go, mojego przyjaciela, którego już nie ma. Usiłuję o tym nie myśleć. Przytulam ją mocno, jeszcze mocniej i oddycham z twarzą w jej włosach, staram się opanować, wrócić do teraźniejszości, do życia. – Pallina. – Odchyla się i nieruchomieje, wpatrując się we mnie przejętym wzrokiem. Chce mi się śmiać.
– Ja pierdolę, zrobiła się z ciebie megalaska!
– Oho, wreszcie zajarzyłeś!
Śmieje się rozbawiona, śmieje się i płacze, jak zwykle, szalona jak to ona, piękna, co widać jak na dłoni. Pociąga nosem i wyciera go sobie ręką.
– I kto by cię tam poznał!
Obraca się przede mną uśmiechnięta, z wyrazem miłości w oczach. Paraduje mi tuż pod nosem, jakby była na wybiegu.
– No i jak wyglądam? Schudłam, co, a jak ci się podobają moje krótkie włosy? Co ty na to? Znasz tę fryzurę?
– Nie, wcale.
– O kurwa! Weź przestań, to ostatni krzyk mody! Jak to i to właśnie ty, byłeś przecież w Stanach i nie wiesz! – Śmieje się jak szalona. – Jestem modna! Ściągnęłam ją z,,Cosmopolitana" i z „Vogue'a". Kojarzysz Angelinę Jolie i Cameron Diaz, właśnie, pomieszałam jedną z drugą i je przebiłam!
Trudny moment mamy już za sobą. Szturcha mnie.
– Strasznie mi ciebie brakowało. Step. – I znowu mnie obejmuje.
– Mnie ciebie też.
– Ejże, ale ty też obłędnie wyglądasz. Pokaż się. Schudłeś. A czy one wciąż tam są?
Dotyka mojej koszulki i przejeżdża mi ręką po mięśniach brzucha.
– A gdzieżby indziej miały być… I to lepsze niż kiedyś!
Łaskocze mnie.
– Ajaj, zostaw.
Śmieje się.
– O rany, szczęka opada na twój widok. Chodź, to cię przedstawię. To moja przyjaciółka Giada.
– Cześć.
– To Giorgio, a to Simona. – Spoglądamy na siebie i pozdrawiamy się skinieniem. Tę jedną chwilę za długo przypatruję się twarzy Giady, która się rumieni i tym samym jej policzki już i tak przesadnie umalowane, wyglądają jakby raz jeszcze przejechała sobie po nich różem. Pallina to dostrzega.
– No to pięknie. Dopiero co przyjechałeś, a już siejesz spustoszenie .
Giada się obraca, tak że włosy spadają jej na twarz. Chowa się, uśmiecha, zielonymi oczami spoziera zza jasnej gęstwiny zmierzwionych włosów. Zupełnie jak Bambi. Pallina kręci głową.
– No tak… Nie ma co… Już po niej. A skoro tak, to nic tu po nas, spadamy. Wejdźmy do środka na piwo. Ej, w razie czego potem się do nas przyłączycie, co? Musimy powspominać stare dzieje.
Nie starcza mi czasu, by się pożegnać, bo Pallina już mnie za sobą ciągnie. – O rety, mam ci do opowiedzenia masę rzeczy. Ej, gdybyś chociaż napisał kilka słów, przedzwonił, wysłał kartkę. A czy chociaż pamiętasz mój numer telefonu?
Bez zająknienia mówię go jej z pamięci. Zaraz potem mnie ponosi: – Wykręcałem go, ilekroć chciałem pogadać z Pollo. – Kurwa mać, żałuję, że to powiedziałem. Na szczęście stoimy przy samym wejściu. Pallina ratuje mnie z opresji. Albo nie usłyszała, albo tylko udaje. Wita się z cherlawym bramkarzem:
– Cześć, Andrea. To co, wpuścisz nas?
– Jasne, Pallina, przyprowadziłaś ze sobą tylko jednego kumpla?
– Tak, a wiesz kto to?
Andrea nie odpowiada.
– No co ty, to Step, pamiętasz, opowiadałam ci…
– No pewnie. – Uśmiecha się: – Ja pierdolę, a czy to wszystko, co o tobie słyszałem, to prawda?
– Powiedzmy, że zaledwie jakieś sześćdziesiąt procent ma w sobie krztynę prawdy.
Pallina kręci głową, ciągnie mnie za rękę i wchodzi do środka.
– Jest skromny. – Pallina klepie go po plecach. – Dzięki, Andrea.
Idę za nią rozbawiony.
– Nie ma co, czasy się zmieniły…
– A to dlaczego?
– To takich teraz stawiają na bramce?
Pallina patrzy na Andreę, który wodzi za nami niepewnym wzrokiem. Może nie jest tak do końca przekonany, że właśnie ja to Step, o którym tyle się nasłuchał.
– Ale uwierz mi, Step, to akurat bardzo przykładny koleś.
– Właśnie, przykładny. Co to ma właściwie znaczyć? Za dawnych dobrych czasów, zanim postawili cię na bramce, to dawali ci nieźle popalić, żeby sprawdzić, czy dasz sobie radę, czy też nie. Wiesz, że raz w Green Tunele powiedzieli mi, żebym zaniósł pieniądze do pomieszczenia w głębi lokalu… Wszedłem tam, rzuciło się na mnie trzech naraz. – Zaczynam opowiadać. Pollo też tam był. Tym razem jednak udaje mi się go w to nie mieszać, nie burzyć jego spokoju, pozostawić go na swoim miejscu, gdziekolwiek by ono było. Mam tylko nadzieję, że mnie teraz słucha, i że bawi go to wspomnienie.
– Słowem, że niby ja miałbym im zostawić kasę, takiego wała. Błyskawicznie zdjąłem z siebie pasek i trach! Wszystkim trzem jak nie sieknę po twarzy. Jednego trafiłem sprzączką w kość policzkową. Z pozostałymi dwoma uwinąłem się raz-dwa. Zainkasowali po kilka ciosów w maskę. Od tamtego dnia przez cztery bite miesiące stałem na bramce w Green Time'ie. Stówa za wieczór. Żyć nie umierać, a do tego każda laska była twoja.
– Pollo miał ślad na twarzy, pod lewą kością policzkową. Powiedział mi, że oberwał paskiem.
Nic jej nie uniknie. – Może ojciec mu przylał.
Patrzy na mnie i się śmieje. – Kłamczuch z ciebie. Wcale się nie zmieniłeś. Siadamy przy plastikowym stoliku na białych krzesłach i zastygamy w milczeniu. Odwracam się, żeby popatrzeć, co jest grane. Za nami znajduje się coś w rodzaju gigantycznego pontonu po byle jakich przeróbkach, który pełni funkcję basenu. Mieszane towarzystwo popiskuje i pluska się zanurzone w środku. Jedna z osób siedzi na brzegu, zaczyna wydzierać się jak szalona, obejmuje podkurczone nogi i rzuca się w sam środek niczym torpeda. Woda bryzga wszędzie wokół. Jakaś gruba kobieta w niebieskim kostiumie zasłania sobie włosy. – Najświętsza… – Zaklina, wyciągając ręce w stronę chłopaka, który zanosi się śmiechem w gronie swoich przyjaciół. Kobieta mamrocze coś jeszcze i wraca do przerwanego spaceru w tym basenie wypełnionym ciepłą i spienioną wodą. Wyleniały i otyły mąż śmieje się, patrząc na nią z przeciwległego brzegu. Kręci głową i pali papierosa. Z pewnością właśnie się odlewa. Po chwili zaczyna się krztusić. Papieros wpada mu do wody i gaśnie, na co on lekko odpycha go od siebie ręką, w głąb basenu, gdzie akurat pływa dziecko, próbując swoich sił w cokolwiek nieporadnym stylu wolnym.
Читать дальше