Владимир Короткевич - Złocisty bóg

Здесь есть возможность читать онлайн «Владимир Короткевич - Złocisty bóg» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: short_story, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Złocisty bóg: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Złocisty bóg»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Złocisty bóg — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Złocisty bóg», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Uładzimir Karatkievič

Złocisty bóg

Stara miała piękne oczy, nawet teraz - zapadnięte - były duże jak u dziewczyny, stanowiły o twarzy. Mądre i wszystko rozumiejące, jednocześnie zaś, jak gdyby dziecięco zdziwione i roztargnione - miały odblask świeżego, ciepłego błękitu... Może dzięki morzu, na które patrzyła bez przerwy?

- Dzień dobry, niebieskie morze! - mówiła. - I ja zobaczyłam ciebie nareszcie! - i pochylała się w pokłonie, ręką dotykając mokrych otoczaków.

Szumiąca woda toczyła się i lizała pomarszczone mozoliste ręce, stara aż się uśmiechnęła, gdyż woda była ciepła i przejrzysta. Stara pochylała się nad nią z niezwyczajną lekkością, podobnie jak panna młoda, gdy jej każą zbierać igły, rozsypane przez swatki, aby stwierdzić, czy ma giętką kibić.

Stała wpatrzona w morze - nie czując zmęczenia, wyprostowana, cała w czerni, z głową zakutaną w czarny szal, którego końce zwisały jak skrzydła. Stała po śniadaniu, po obiedzie, czasem zaś i po kolacji. Wargi jej jakby były złożone do uśmiechu. Szumiące morze co i raz podbiegało do jej stóp.

Wrzesień dobiegał końca, pogody były pieszczotliwe, bez spieki. Uzdrowisko nieco się wyludniło. Domy kryły się w cieniu akacji, na poły puste, smętnawe.

Starej źle się spało. Za oknem pękały brązowe strąki bobodrzewu, gdzieś tak blisko wzdychało morze.

Gdy tylko zaczynał się dzień, znowu oddalała się od swego piętrowego domu w stronę morza. Domki na skraju uzdrowiska były parterowe, kryły się w krzakach i przypominały jej wieś. Wrażenie osłabiały jedynie przekwitające pomiędzy nimi kaktusy i mięsiste, kłujące agawy.

"Jakie ogromne rosną tutaj aloesy - myślała stara - to nie to, co w wazonach!" Stawała na brzegu, po lewej stronie miała długi, garbaty cypelek o zmieniającej się barwie - to zielonkawy, to liliowy, to żółty - po prawej zaś olbrzymią ciemną górę, całą z głazów. Między nimi rozprzestrzeniało się niebieskie morze, niby kryształ, wprawiony w rdzawy, gruby pierścień ze skał.

Na dnie ten kryształ był nieruchomy i bez skazy, na powierzchni zaś mienił się jak kamień, który widziała w pierścionku na palcu nauczycielki: czasem przypominał bez, kiedy indziej śliwy lub po prostu róż słoneczny.

- Teklo Daniłauna - podchodziła do starej pielęgniarka - byłoby lepiej, gdyby pani jakąś godzinkę poleżała, odpoczęła na kanapce, upał się zaczyna...

- Dziękuję ci, Łaryso... Dziękuję ci, moja ty córeczko!

Stara, gdy tylko tu przyjechała, od razu przypadła Łarysie do serca. Stale miała na nią baczenie: żeby się nie spociła, żeby jadła tyle, ile tego wymaga jej wiek, żeby się nie przemęczała. Próbowała odwieść ją od dłuższych wypadów, ale stara była wytrzymała, pobudzała ją życzliwa i dobrotliwa ciekawość świata, jaka cechuje ludzi, którzy choć mało w życiu widzieli, przecież tak wiele przeżyli.

- Nie kłopocz się, gołąbeczko - mówiła do Łarysy - nic mi się nie stanie.

I zajmowała miejsce w autobusie przy oknie, żeby więcej widzieć.

- Babciu, nie przemęczaj się!

- Jaką młodą mam wnuczkę! - jaśniało oblicze starej kobiety. I obie się do siebie śmiały. Współpasażerowie zaś pytali:

- Ile, babciu, macie lat?

- Siedemdziesiąt pięć.

- Oho!

- Jakie tam "oho"; jak żyć, to żyć! - Po chwili milczenia dodawała: - Nie nażyłam się... I nie nażyję się...

Uroczo było w pustoszejącym uzdrowisku. Zamknięto kioski, aby wykonać plan, sprzedawano tylko wino, koktajle, owoce.

Morze zaś wydzielało, jak i przedtem, ciepło, radość, szczęście, lato. Jedynie w błękitnawych cieniach, pełgających po stokach olbrzymiej góry, w łagodniejszym poblasku nieba czuło się łagodny, jesienny smętek.

Więc godzinami stała na brzegu, patrzyła i napatrzeć się nie mogła.

Pewnego dnia przystanęła obok niej młoda kobieta. Kostium kąpielowy szczelnie oblepiał jej delikatne plecy, cienką, niemal osią talię, wyraziste biodra. Na kostiumie, na wysokości prężnych piersi, widziało się stateczek, płynący w nieznane pod błękitnymi żaglami.

Kobieta zarzuciła ręce do tyłu, głowę podała również do tyłu i poczęła zanurzać swoje złociste nogi w życzliwej fali. Woda przejrzysta, błękitnozielona, wchłaniała te nogi, czyniąc je połyskującymi, złotymi, porywała otoczaki i znów wyrzucała je na brzeg.

- Twarz młodej kobiety była spokojna, nieco za duże usta, regularny nos, długie rzęsy. Przynajmniej na razie była to twarz bez wyrazu, nie widziało się na niej nic, prócz zadowolenia z ciepła, z owiewającego ją wietrzyku.

Stara obrzuciła ją spojrzeniem i znowu przeniosła je ku dali. Ta kobieta jej się nie spodobała. Jej postać wyrażała jakiś chłód, nadmierną pewność siebie. "Królowa - pomyślała stara - ale trudno z tobą twoim królom." Ta instynktowna i podświadoma niechęć przyszła tak nagle, że stara poczuła się zmieszana. Wyglądało to tak, jak gdyby obie spotkały się ze sobą w jakimś poprzednim życiu, i ta kobieta była sprawczynią takiego bólu starej, że ta nigdy tego nie mogła jej darować.

Znowu przeniosła wzrok na kobietę i stwierdziła, że obok niej stoi jednak coś uroczego. Należało być sprawiedliwą: za taką mężczyźni idą, dokąd tylko ona zechce. Nawet nie dlatego, żeby była piękna, ale... Na jej widok każdy niemal instynktownie odczuje, że to jest t o, iż należy zupełnie zapomnieć o sobie samym. Przyjdź, podaj dłonie - niczego więcej nie trzeba!

Stara przymrużyła oczy, weszła pod płócienny parasol i siedziała doskonale nieruchoma.

- Pani, babciu, nie powinna była tutaj przyjeżdżać - usłyszała mile brzmiący głos. - Upały!

- Jak to?

Ujrzała szare, kryjące chłód, oczy sąsiadki, które teraz... ach, zupełnie dobrze udawały życzliwe zainteresowanie.

- Jest późno - powiedziała kobieta. - Samo południe!

Stara odrzekła głosem, w którym czuło się krzywdę:

- Łatwo tobie powiedzieć "późno", ale ty wiedz, miła, że ja dopiero dwa lata temu przestałam pracować... - I dodała: - Całe życie chciałam zobaczyć morze. I dlatego...

- A gdzie pani dzieci? - szare oczy patrzyły z większą życzliwością. - Czy nie mogły pomóc, żeby pani wcześniej przestała pracować?

- Mam, miła, tylko syna. Najlepszy na świecie.

W oczach sąsiadki mignęła iskierka ironii, której nawet i ktoś doświadczony by nie zauważył.

- A pieniędzy to ja mam teraz więcej, aniżeli może ty sama! - I ostro: - Ty może tego nie umiesz zrozumieć, ale ziemia... nie wolno ziemi zostawiać!

Na tym rozmowa się urwała, stara nie zabiegała o jakieś znajomości, owa przypadkowa rozmówczyni nie zauważała jej, kobietą zajmowała się jedynie Łarysa.

"Szczebiocze i szczebiocze - radowała się stara. - Perliczko ty moja, daj ci, Boże, szczęście, dobrego męża i dobre dzieci!"

...Ludzi coraz ubywało. Ot, trochę wojskowych, którzy codziennie i na próżno siedzieli z wędkami, kilku literatów, dziewczyny, których stara nie mogła zainteresować.

Zaprzyjaźnił się z nią jedynie niemłody grubas, Piotr Modestowicz, siwy o dziecięcym prawie uśmiechu - szerokim, aż po same niemal uszy. Pochylone plecy, szeroka pierś porośnięta siwymi włosami, duży okrągły brzuch - pływał jednak jak olbrzymi spławik, utrzymywał się na wodzie całymi godzinami, gdy wchodził głęboko do wody, to przypominał wodnika z obrazu Bilibina.

Piotr Modestowicz był specjalistą w dość rzadkiej dziedzinie. Był rzeźbiarzem, ale szczególnym: odtwarzał dawno minionych ludzi wedle ich czaszek. Wydawałoby się, że człowiek, stale obcujący ze stuleciami, powinien być kimś ponurym, rozważającym o marności życia ludzkiego - on jednak był wesoły, ruchliwy, hałaśliwy, ciekawy świata.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Złocisty bóg»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Złocisty bóg» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Владимир КОРОТКЕВИЧ
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
Отзывы о книге «Złocisty bóg»

Обсуждение, отзывы о книге «Złocisty bóg» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x