Владимир Короткевич - Latający Holender

Здесь есть возможность читать онлайн «Владимир Короткевич - Latający Holender» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: short_story, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Latający Holender: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Latający Holender»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Latający Holender — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Latający Holender», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Uładzimir Karatkievič

Latający Holender

I

Poeta Lawon Kasaczeuski dowiedział się, że zdradza go narzeczona.

Miejscowość, do której uciekł, aby leczyć ranę w swoim sercu, była rybackim miasteczkiem łotewskim, małym jak zabawka. Gdy Kasaczeuski zbudził się rankiem, usłyszał jak deszcz szepcze wśród liści i zaśmiał się na myśl, że nie ma narzeczonej, że wszystko zostało poza nim i, być może, przyszła druga młodość.

Takie jednak uczucie przenikało go tylko w pierwszym dniu, potem wróciła tęsknota. Marzył o Anieli, o jej bezbronnych rękach, o wyzywająco przymrużonych oczach. Później i to mu przeszło. I tylko trawiasty zapach pierwszych astrów przypominał niekiedy minioną jesień, szczęście.

Całe miasteczko znajdowało się jak gdyby w mokrych sieciach, pachniało rybami i jodem. To jeszcze był odwieczny Bałtyk i jego brzeg, dotąd nie nawiedzany przez byle jakich natrętnych turystów. To byli rybacy o czerstwych twarzach, babcie o dużych poczerniałych rękach, białe dziewczyny.

I, oczywiście, wszędzie widziało się diuny - nadbałtyckie piramidy z chłodnego piasku, o ostrych wierzchołkach, nad którymi wieczorami rozwijała się również żółta i zimna wstążka wieczornej zorzy.

Właśnie niedawno Lawon otrzymał honorarium za swoją nową książkę i postanowił mieszkać tutaj - skromnie i oszczędnie - dopokąd starczy pieniędzy. Obrzydły mu kamienice miasta, brudna woda w rzece, kłótnie w redakcjach. Obrzydła mu także wieś, w której mieszkała jedyna jego siostra i gdzie był prawie tak samo szanowanym człowiekiem, jak Autuch Kupa, syn niejakiej Juchimichy, sierżant mińskiej milicji.

Unikał spotkań z ludźmi, którzy nie wiedzieli, że ten trzydziestoletni nieładny człowiek to znany poeta. Po prostu zauważano jedynie jego niezgrabną, mocno zbudowaną posturę, długie kroki, którymi przemierzał czyste uliczki miasteczka. Lubił tylko towarzystwo dzieci i starych rybaków, a i to nie zawsze.

Zazwyczaj zabierał ze sobą psa gospodyni, istotę ruchliwą i źle wychowaną, wychodził gdzieś na cały dzień daleko w pole albo na wydmy. Gdy wędrówka go zmęczyła, siadał na piasku i uczciwie dzielił się chlebem z psem, potem kładł się na wznak i obserwował chmury, pies zaś, po otrzymaniu tego, co mu się należało, zdradliwie go opuszczał i dokądś leciał, do swoich psich spraw.

Ciężko było Lawonowi... Aż do dwudziestego ósmego roku życia był czysty i opanowany, nie rozumiał kolegów, którzy zwyczajnie chodzili "na wieczór" do jednej, po tygodniu zaś do drugiej kobiety i utrzymywali, że to jest naturalne, że kobietom tego właśnie tylko trzeba. Był na sposób purytański, wbrew wszystkiemu, przekonany, że miłość oznacza coś zupełnie innego, niż to, co nią było wedle kolegów. Nie czynił im z tego zarzutów, wiedział, iż większość ludzi po prostu nie zdaje sobie z tego sprawy - dla siebie jednak wybrał inny cel: albo wszystko, albo nic!

I teraz odczuwał w pełni to, co męczyło całą jego istotę. Po raz nie wiadomo który powracało pytanie, które od początku dni nawiedza wszystkich rozumnych, ale jednocześnie bardzo głupich mężczyzn: "Co ja w niej widziałem? Piękna, o skośnych oczach, przypominająca Egipcjankę - na ulicy ludzie za nią się oglądali. Czyżby tylko to?"

A jednak przez cały rok garnął się do niej, myślał tylko o niej, nie mógł bez niej żyć.

Jej koleżanki były do niej podobne. Banalny flirt, rozmowy o tym, jak to w Moskwie jakiś francuski artysta nakupował bielizny i zrobił w Paryżu swoistą wystawę ku radości różnych sytych rentierów. Z zachwytem powtarzali słowa jakiejś tam gwiazdy: "Jak więc u nich, przy takiej bieliźnie, rodzą się dzieci?!"

Kasaczeuski nigdy nie był ortodoksem, jednak aż kipiało w nim na myśl o ich zaślepieniu.

Przez kilka dni unikał Anieli, ale ona przyszła do niego i tak miło szczebiotała, miała takie niewinne oczy, że znowu go podbijała.

Pamiętał, jak pewnego razu, gdy już byli narzeczonymi, obchodzili urodziny jednej z jej koleżanek. Wieczór skończył się późno, willa znajdowała się daleko za miastem.

Pościelono im we wspólnym pokoju, oddzielając ich jedynie parawanem. Przy tym gospodyni (Kasaczeuski mógłby przysiąc) wymownie spojrzała na koleżankę, w jej oczach Lawon dostrzegł utajoną zachętę. Lawon, oczywiście, nie protestował, nie chciał w oczach gospodyni uchodzić za śmiesznego. Ale wszystko to było takie demonstracyjne i takie bezwstydne, że wyszedł na werandę i palił tam tak długo papierosy, dopóki wszyscy nie zasnęli.

W pokoju uważnie przyglądał się śpiącej. Napięta nawet w śnie twarz, otwarte usta (czyżby miała polipy?). Nic z dziennego uroku nie zostało w tej twarzy, a jednak nigdy przedtem tak Lawona nie ciągnęło do niej, nigdy też z nią nie znalazł się w takiej sytuacji. Jakieś opętanie?

Żal mu jednak było narzeczonej, zbyt dobrze pamiętał dwuznaczne spojrzenie gospodyni. Nie ruszył parawanu.

Cóż to więc takiego było? Wszystko - tylko nie miłość, która rozpadła się jak domek z kart pod pierwszym spojrzeniem bezczelnego natręta na miesiąc przed terminem ślubu. Zobaczył ich przypadkiem, gdy szli razem, mimo iż ona podczas ostatniego spotkania kłamała, wywijała się jak wąż. Najgorsze jednak było to, że on wiedział, wszystko wiedział, pogardzał nią, za grosz nie miał dla niej szacunku, a mimo to ciągnęło go do niej, tak ciągnęło, że mógłby wszystko wybaczyć.

Zrobiło mu się tak nieznośnie, że uciekł aż tutaj i tutaj trochę się odzyskał. I myślał po dawnemu. Spotka prawdziwą, jedną spośród wszystkich i odbierze ją nawet dziesięciu mężczyznom. Jeśli takiej nie spotka, nie potrzeba mu żadnej.

Lawon stopniowo przyzwyczaił się do życia w miasteczku. Było niewymyślne, jak kolejność dni i nocy, pracy i odpoczynku.

W nocy brał zazwyczaj łódkę gospodyni i, korzystając z bryzy, odpływał daleko od brzegu.

Wzdychało morze, dymiła lekka mgła. Włosy nasiąkały rosą. Bez lęku zasypiał na dnie łódki, wiedział, że morze będzie spokojne aż do jesiennych burz po zrównaniu dnia z nocą. Spał czujnie: jak gdyby zanikał na jakieś dziesięć minut, potem znów otwierał oczy. Huśtało łódką.

Gdy zaś sen wcale nie przychodził, Lawon recytował ulubione zwrotki:

Statek-widmo przez morza mknie,

Choć zgasło światło Aldebaranu

- W gwiazd posiewie, w rosie i mgle

Szlak jego wiedzie w dal oceanu...

Wanty śpiewają! Wanty śpiewają!

Nad morzem panowała cisza, płynęła błękitna, przezroczysta mgła.

W tym czasie Lawon szczególnie obawiał się spotkania z jakimkolwiek rodakiem-inteligentem. A jednak los nie oszczędził mu tego "szczęścia".

Kasaczeuski wstępował niekiedy do baru, aby wypić kufel miejscowego mocnego piwa. Starał się czynić to wtedy, gdy w barze było pusto. Zasiadał gdzieś w kąciku, przy samym wejściu w cieniu olbrzymiego filodendronu, za jego mięsistymi, dobrze ukrywającymi liśćmi.

Jak się okazało, ostrożność ta była wskazana, gdyż w miasteczku pojawiło się kilku rodaków. Mieszkali nie tutaj wprawdzie, ale w małym porcie, bazie motorówek, dosyć daleko na północ od mieściny, tylko czasami pojawiali się w niej, a więc i w barze. Lawon niektórych znał z wyglądu i nie bardzo ich lubił.

Jednym z nich był wysoki mężczyzna o przedwczesnej siwiźnie - znany reżyser. Drugi - mały, o zabawnie zmiętej twarzy - był nawet jego kolegą. To krytyk Morszcz, właściwie dla wszystkich po prostu Wincuk. Inni to prawdopodobnie aktorzy: dbałość o wyrazistość gestów, która poza sceną wydaje się czymś tak nienaturalnym, głosy o charakterystycznym brzmieniu. Po co tutaj się znaleźli, Lawon nie wiedział. Słyszał jednak o tym, że reżyser Hrabouski jest zawołanym żeglarzem, więc nie bardzo go to wszystko dziwiło. Więcej niepokoiła go wiadomość, że ktoś, prawdopodobnie reżyser, w czasie nieobecności Lawona, był w jego mieszkaniu. Przykre!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Latający Holender»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Latający Holender» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Владимир КОРОТКЕВИЧ
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
libcat.ru: книга без обложки
Владимир Короткевич
Отзывы о книге «Latający Holender»

Обсуждение, отзывы о книге «Latający Holender» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x