Владимир Короткевич - Latający Holender
Здесь есть возможность читать онлайн «Владимир Короткевич - Latający Holender» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: short_story, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Latający Holender
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Latający Holender: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Latający Holender»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Latający Holender — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Latający Holender», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
I oto tak się zdarzyło, że gdy pewnego wieczora Kasaczeuski wstąpił do baru, usłyszał rozmowę wesołej kompanii niemal tuż obok za filodendronem.
A rozmawiano właśnie o nim.
- Co się właściwie dzieje z tym Kasaczeuskim? - zapytał jeden z aktorów.
Reżyser wypracowanym gestem (a trzymał papierosa w wyciągniętych i na pół zgiętych palcach ogienkiem ku dłoni) strącił popiół:
- Właściwie to banalna historia. Nowicjusz w stosunkach z kobietami. Była to zwyczajna dziewczyna, nawet ją znałem. Owszem, ładna. Zbyt jej dokuczała sumienność narzeczonego, więc zdecydowała się przed ślubem sobie pofolgować.
Jakiś młody człowiek o modnej, rozwichrzonej czuprynie zarechotał.
Jeszcze jeden współbiesiadnik z rodzaju tych, jakich nazywają włochaczami, uśmiechnął się:
- Przestańcie, chłopcy, żartować. Choć to jest śmieszne, jednak człowieka spotkało nieszczęście... Mimo to, jakiż z niego szczeniak! "Nienawidząc ludzkości, spiesznie od niej uciekać..."
Krytyk Morszcz uśmiechnął się jedynie oczami.
- Najgłupsze jest to, że z całego Balmonta nasi krytycy znają tylko tę jedną linijkę. I żyją z tego kapitału aż do siwych włosów.
- Nie w tym rzecz, mój drogi - z pobłażliwą pogardą powiedział Hrabouski. - Może to i zabawne, ale ja instynktownie jakoś nie lubię tego człowieka. Wiem, że to poczciwy chłopiec, nawet niezły poeta, wiem, że nie dwulicowiec. Nie lubię go zaś dlatego, że w stosunku do mnie jest jakiś nieużyty. Był mi potrzebny - wiecie, w jakiej sprawie - był mi bardzo potrzebny. Potrzebowałem jego tekstów piosenek. Idę do niego, nie zastaję go. A na stole - choć się nie przyglądałem, to jednak samo rzucało się w oczy - Sagi o wikingach, Dzieje konungów norweskich, powieści Conrada. A na samym środku - Legendy mórz północnych. Skorzystałem z zaproszenia gospodyni, czekałem na niego ze dwadzieścia minut i, ma się rozumieć, zajrzałem do tej książki. Była otwarta na dziejach latającego Holendra. Komu te dzieje są potrzebne? Przecież on to powinien rozumieć. A tymczasem w jego życiu prywatnym... ach, damy i trubadurzy, ach, Harald Pięknowłosy! Moim skromnym zdaniem, człowiek-romantyk w naszych czasach to coś w rodzaju żywego mamuta.
Morszcz zdecydowanym ruchem odsunął szklankę z winem razem z serwetką. Z grymasem obrzydzenia sięgnął po cudzego papierosa.
- Głupstwa gadasz, stary! Człowiek - to jest wszystko! To jest zarówno kesonowanie, jak i obrzędowe pieśni pogańskie, filozofia współczesna i latający Holender, fizyka atomowa i wiersze goliardów. Wszystko jest na ziemi potrzebne, wszystko, człowiecze! A ty pleciesz bzdury! Spróbujcie odebrać dzieciom podania białoruskie, odebrać Pokaciłę, królową wężów, Jana Wspaniałego! A cóż z nich wyrośnie? Fachowcy bez wyobraźni. Choć nic o tym nie wiem, jestem przekonany, że Einstein czytał baśnie Andersena.
- Uwaga, uwaga - smętnie odezwał się reżyser - jesteśmy świadkami narodzin nowej serii artykułów!
- Tak jest, nowych artykułów - wybuchnął poczerwieniały Morszcz. - Macie mózgi z żeliwa, ot co! Ja także chętnie poszedłbym na diuny i słuchał morza, zamiast twoich żartów. Cóż, zmuście ludzi, żeby pisali powieści produkcyjne w rodzaju Szyn Piere'a Hampa. O jeszcze jedno nudziarstwo będzie więcej w literaturze.
- No, i ruszył z kopyta - machnął ręką reżyser. - Mój drogi, nie przerywaj ty człowiekowi, który jest od ciebie starszy o cały tydzień. Zrozum, niech sobie pisze co chce, ale niech też żyje tak, jak żyją ludzie. Patrzcie go, nie spodobała mu się zwyczajna dziewczyna.
- Nie zwyczajna dziewczyna, ale... powiedziałbym jaka, nie chcę jednak ciebie obrazić, bo takie są w twoim guście.
- Niech ci będzie, uspokój się, dziecinko. Nie należy oczekiwać od kobiet czegoś nadzwyczajnego: księżniczki z bajki, bogunki z samochodu, malarii z pląsawicą. Przecież sam nie potrafiłeś urządzić swojego zwykłego życia osobistego.
- To nie twoja sprawa - odciął się Morszcz. - Wiedz, że się modlę, abym trafił na prawdziwą księżniczkę. Do cholery ze ślubami z tego tylko powodu, że mężczyźnie obrzydły stołówki!
- Przesadzasz! - orzekł włochacz.
- No więc dobrze! Podsumowuję! Kobiecie jest smutno, gdy ma pustkę w sobie, mężczyzna zaś boi się pustki wokół samego siebie. Smutno, ciężko, chciałoby się, żeby ktoś współczuł. I oto zjawia się dziewczyna - dobra, prosta. Miłość. Pobrali się. Potem miłość albo się załamuje - wtedy rozwód - albo przeistacza się w przyzwyczajenie.
Morszcz przykrył oczy dłonią i pochylił głowę. Potem powiedział jakimś szczególnym, ciepłym głosem:
- Może to i lepiej, że człowiek, jedna z nielicznych istot, nie chce zadowolić się zwyczajnie żoną, ale czeka na prawdziwą miłość, która jest jak światło błyskawicy. Jeśli przychodzi, człowiek jest kimś najszczęśliwszym na ziemi, jeśli jej nie ma - to świat się wali.
Reżyser nie od razu przezwyciężył wrażenie, jakie na nim wywarły te słowa, dopiero po chwili powiedział z udaną kokieterią:
- Jesteś dziś pewnie trochę wstawiony... A ja nie potrafię z tobą się dogadać. Nie ma księżniczek z bajki. Bardzo mi przykro, ale jestem o tym przekonany: nie ma w świecie miłości. Fizjologia - owszem, rodzina - owszem... Ten twój Kasaczeuski to dureń, który szuka czarodziejek tam, gdzie ich nie ma. Czarodziejki dawno wymarły.
Przebijał się jednak przez jego słowa, mimo pijackiej zawadiackości, jakiś smętek i Morszcz to wyczuł. Więc powiedział prosząco, serdecznie:
- A może one istnieją, nie wymarły, tyle tylko, że ty ich nie zauważasz, gdyż jesteś krótkowidzem i nie umiesz szukać?!
- Nie wiem - mrocznie odburknął Hrabouski. - W każdym bądź razie ja ich nie widziałem.
- Cóż, on ma pewnie szczególne oczy, kiedy widzi piękno nawet tam, gdzie my niczego, oprócz gnoju, nie zauważamy. Pamiętasz jego Wiatraki? Krzyże nad równiną stopniał śnieg, wyjątkowo sucho jest koło stogu słomy, przy nim właśnie wita wiosnę stary koń. Świetne. Czy ty wiesz, że my sami jesteśmy winni, że zanika romantyzm: odzwyczailiśmy się widzieć piękno choćby w beczce z zieloną wodą, stojącej przy płocie, albo w złamanej wierzbie. Dawno nie mamy spojrzenia dziecka, nie oczekujemy od życia czegokolwiek niezwykłego. Tacy zaś jak on zawsze pozostają trochę dziećmi. On czeka, wierzy, a życie coś z tego spełni. Wiem przecież, że we wszystkim potrafi dopatrzeć się czegoś wyjątkowego. Okoliczności, które nas mogą tylko rozśmieszyć, u niego układają się to w bajkę, to w poezję. My zaś, starzy empirycy, zostaniemy durniami nawet z takiego punktu widzenia. Bo on nie ominie niczego, co jest wyjątkowe i piękne.
Hrabouski tak się skrzywił, jakby go bolały zęby.
- Ach, jakże chętnie zaopatrzyłbym go w czarodziejskie kalosze Andersena! Jakimiż durniami okazaliby się ci świeżo upieczeni romantycy, gdyby ich postawić twarzą w twarz z rzeczywistością, z powszednią rzeczywistością, trochę tylko po wierzchu kolorowaną. Jakże chętnie coś takiego zobaczyłbym!
- Dureń!
Kasaczeuski wymknął się, nie czekając na koniec rozmowy. Wstrętne to! Głupie, pijackie rozmówki i nic więcej. Zapamiętał tylko, że w ostatniej chwili w tamtym towarzystwie wybuchła jakaś kłótnia.
Wyszedł z miasteczka i skierował się ku diunom. Głupie to wszystko, głupie! Przecież on nigdy nie był romantykiem - ot, szukał czegoś niecodziennego, bez czego życie jest ciężkie, niemożliwe. Wściekał się szczególnie na to, iż Krabouski przeglądał książkę, która leżała otwarta na stole.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Latający Holender»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Latający Holender» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Latający Holender» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.