Gizela wstrzymała oddech. Potem rzuciła bez namysłu:
– Proszę, tylko nie dzisiaj! Chcę iść z papą na to przyjęcie… jest pani bardzo miła, ale… nie dzisiaj!
Lady Milford spojrzała na nią zdziwiona. – Przypuszczam, że masz jakiś powód… osobisty, aby nie zmieniać dzisiejszych planów. Prawda? Gizela spuściła oczy.
– Tak. Ale… proszę… nie pytać więcej. Nie mogę już niczego zmienić.
– Rozumiem… I gdybym mogła ci w czymś pomóc, Gizelo, nie krępuj się. Kochałam twoją matkę. I jak chyba wiesz, znałyśmy się od dziecka. Gdy wyszła za mąż za twojego ojca, nasze kontakty się rozluźniły. Ale zawsze chętnie pomogę jej córce.
– Jeżeli chce pani… pomóc mi, to proszę nic nie mówić ojcu. Pragnę, aby odwiózł mnie dziś do hotelu, jak to wcześniej zaplanował.
– Oczywiście. Zrobię wszystko, czego sobie życzysz – zgodziła się lady Milford.
A widząc zadowolenie na twarzy Gizeli, dodała:
– Ale bądź ostrożna, drogie dziecko. Wiedeń nie jest miastem, w którym młoda dziewczyna może być sama.
– Rozumiem… ale… dzisiejszego wieczoru niech wszystko pozostanie… bez zmian.
– Już ci obiecałam. I jeśli nawet twój ojciec mnie zaprosi, w co wątpię, powiem, że jestem umówiona.
– Dziękuję! Bardzo dziękuję!
Pomyślała, że lady Milford musi być zdumiona jej zachowaniem, ale nie dbała o to.
Wiedziała tylko, że chce ujrzeć Miklosa i nic jej w tym nie może przeszkodzić. Miało to być przecież ich ostatnie spotkanie.
Kiedy ojciec zobaczył kwiaty od nieznanego wielbiciela, nie ukrywał zadowolenia.
– Są na pewno bardzo drogie. Jak sądzisz, przysłał je mężczyzna czy kobieta? – spytał mrużąc oko.
– Oczywiście, że kobieta! – powiedziała bez wahania.
– Mógłbym przypuszczać, że to Alicja Milford, ale ona nie przysyła mi jeszcze ani karteczek z życzeniami, ani kwiatów. Natomiast dostałem od niej bardzo ładny jedwabny szalik, na wypadek gdybym go potrzebował w chłodne wieczory.
– To miło z jej strony! – ucieszyła się. Przez cały czas ojciec spoglądał na kwiaty.
– Doprawdy, nie wiem, co to za tajemniczy wielbiciel – zastanawiał się na głos. – Przecież nikt z teatru. A moi starzy znajomi jeszcze nie wiedzą, że jestem w Wiedniu.
– Masz wielbicieli na całym świecie, papo. Nie pamiętasz już, że zapraszano cię co najmniej trzykrotnie do Anglii? Zawsze odmawiałeś.
– Anglicy nie potrafią docenić muzyki – odparł.
– Skąd wiesz, przecież nie grałeś tam jeszcze?
– Dziś wieczorem zobaczysz, jak całym sercem i duszą oklaskiwać mnie będą wiedeńczycy. I tego jedynie pragnę.
Zapomniał o kwiatach, pomyślała, kiedy schodzili na dół. Dzisiejszy wieczór znaczył dla niego bardzo wiele, toteż modliła się, by skończył się szczęśliwie.
Wracali z teatru; ojciec był w radosnym nastroju. Ona zaś zastanawiała się, jak niewiele brakowało, aby jej plany obróciły się wniwecz. Bo gdyby lady Milford nie wspomniała o kolacji…
Gizela zdawała sobie sprawę z własnej niedyskrecji i że prawdopodobnie popełniła błąd, zdradzając swój sekret. Czyż jednak mogła postąpić inaczej?
Teraz pozostała jedynie nadzieja, że lady Milford będzie lojalna i nic nie powie ojcu o lekkomyślnych planach córki. Wydawało się, że może być spokojna, lecz wątpliwości nie opuszczały jej przez całą drogę do hotelu. Ojciec pocałował ją na dobranoc.
– Postaram się nie zabawić tam długo, moje dziecko – powiedział. – Johann Strauss bardzo nalegał, abym się zjawił.
Chciałabym go poznać, papo.
– Pomyślę o tym – odpowiedział. – Teraz, gdy osiągnąłem jakąś stabilizację, będę mógł zająć się tobą. Wreszcie zatańczysz walca, moja kochana. Już niedługo, może nawet jutro! Jeśli osobiście nie poznasz Straussa, będziesz przynajmniej tańczyć przy jego czarującej muzyce.
– Wspaniale, papo!
Pocałowała ojca i wysiadła z powozu.
Wbiegając do hotelu wiedziała jednak, że nic nie może dla niej być cudowniejsze, bardziej ekscytujące niż świadomość, że Miklos czeka na nią przy bocznych drzwiach hotelu.
Siedziała obok Miklosa prawie pewna, że wie, dokąd ją wiezie, jakkolwiek nie miało to dla niej większego znaczenia, skoro mieli być tylko we dwoje.
Uścisk jego ręki dawał jej poczucie takiego bezpieczeństwa, że była gotowa bez wahania powierzyć mu swe życie. Jednocześnie przerażała ją myśl, że widzi go po raz ostatni, a koniec wieczoru oznaczać będzie pożegnanie. Wszystkie pytania, które dręczyły ją wczoraj, przez cały dzisiejszy dzień i teraz, zdawały się zamieniać w jedno słowo: dlaczego? Nie chciała jednak niszczyć ostatnich chwil szczęścia, zmusiła się więc, by rozmawiać spokojnym głosem, choć wewnątrz wszystko w niej krzyczało w panicznym lęku, że go utraci.
– Cieszę się z sukcesu twego ojca – powiedział. – Byłeś tam?
– Byłem i podziwiałem cię, obserwując przez lornetkę. Prawdę mówiąc, nie interesowało mnie nic poza tobą. – Żałuję, że cię nie widziałam.
– Zauważyłem, z jaką uwagą słuchałaś gry ojca, i z pewnością już wiesz, że wiedeńczycy pokochali go.
To była prawda. I nie chodziło tylko o brawa, które aż wstrząsały teatrem, ani o wręczane mu kwiaty. Ważne było to, co widziała w oczach pozostałych artystów. Czuła, że nie tylko zaakceptowali go, ale także uznali za jednego z najwybitniejszych. Nic nie mogło sprawić ojcu większej satysfakcji niż akceptacja artystów w Mieście Muzyki. Wreszcie, po latach przygnębienia i załamania, nastąpił przełom w jego życiu.
Pragnęła tego samego dla siebie. I właśnie w tym momencie czuła, że szczęście ucieka od niej. A co gorsza bała się, że traci je na zawsze.
Światła powozu wyłaniały z mroku drzewa rosnące po obu stronach drogi wiodącej pod górę. Poznała, że jadą do Lasku Wiedeńskiego.
Spojrzała na Miklosa i odczytał w jej oczach pytanie
– Tam przecież się poznaliśmy – powiedział. A teraz jedziemy, aby się pożegnać.
Ścisnęła mocniej jego rękę. Te słowa bardzo ją zraniły, a że nie wiedziała, co na to odpowiedzieć załkała cicho. W milczeniu uniósł jej dłoń do ust i całował jeden po drugim palce. Nie mówili już nic. Konie zatrzymały się na wzgórzu przed winiarnią, której Gizela nie znała.
Była zupełnie inna od tej, w której tańczyli wczoraj.
Zamiast ogródka był tu obszerny, otoczony balustradą taras z widokiem na rozległą dolinę Dunaju. Gizeli wydawała się jeszcze piękniejsza niż gdy patrzyła na nią mieszkając z ojcem u Frau Bubny.
Zapadł już zmrok. W dole rzeka niczym srebrzysta wstążka wplatała się w złociste światełka miasta a wschodzący na niebie młody księżyc dodawał blasku migocącym gwiazdom.
Gizela była tak oczarowana niezwykłością tego widoku, że zapatrzona weń, kiedy siadali przy stoliku, na chwilę zapomniała o Miklosu.
Usłyszała, jak zamawia kolację, a gdy zostali sami i nie było w pobliżu nikogo, wyciągnął ku niej rękę mówiąc:
– Spójrz na mnie, proszę.
Odwróciła się posłusznie. W jej włosach mieniły się iskierki gwiazd, a oczy i policzki jaśniały od światła bijącego z okien tawerny.
– Cokolwiek nas czeka – ciągnął dalej – kocham cię i pragnę, abyś wiedziała, że nigdy nie przypuszczałem, iż mogę kogoś tak bardzo pokochać.
Wzruszona, wyszeptała cicho:
– Proszę… nie… opuszczaj mnie.
– Muszę, kochanie. Ale zanim ci to wytłumaczę, chciałbym, abyś coś zjadła i wypiła. Dzisiaj miałaś już dość wrażeń.
Читать дальше