Z jego tonu wyczuła, że nie ma sensu dalej prowadzić rozmowy. W każdym razie dzisiaj nie miała ochoty wychodzić z loży.
Przerwa na obiad trwała niecałą godzinę. Było to nietypowe dla wiedeńczyków. Uwielbiali przecież długo przesiadywać bodaj nad kieliszkiem wina lub filiżanką kawy.
Paul Ferraris jadł mało, a i ojciec, i córka zamiast wina pili wodę. Niespodziewanie w loży zjawił się dyrektor z gorącą kawą.
– Jak to miło z pana strony, mein Herr - rzekł Ferraris.
– Jestem szczęśliwy, że jest pan z nami – powiedział dyrektor. – Dziś wieczorem na koncert przybędzie wielu krytyków, a i pan Strauss osobiście poprosił o lożę! I to w ostatniej chwili. Sam nie wiem, gdzie go ulokować.
– Mam nadzieję, że nie zapomniał pan o mojej córce – wtrącił Ferraris.
– Oczywiście, że nie. Chciałbym jedynie zapytać, mein Herr, czy nie byłaby tak uprzejma i nie zechciała dzielić loży z pewną angielską damą. Bardzo pragnie posłuchać pańskiej gry.
– Angielska dama? – zainteresowała się Gizela. Dyrektor przytaknął.
– Twierdzi, że poznała pana wiele lat temu. Nosiła wówczas nazwisko Hillington.
Gizela spojrzała na ojca. Przez chwilę się zastanawiał i nagle wykrzyknął:
– Oczywiście, Alicja Hillington. Przyjaciółka mojej żony!
– Pamięta ją pan? Czy będę niedelikatny, jeśli poproszę, aby zamienił pan z nią kilka słów? Wiem, że teraz nazywa się Milford. Lady Milford.
. Nie czekając na odpowiedź, wyszedł, a Gizela zapytała:
– Kto to jest, papo? Naprawdę ją znasz?
– Ostatni raz widziałem ją, kiedy mieszkaliśmy w Paryżu. Przyjechała, aby spotkać się z twoją matką. Miałaś pięć, może sześć lat.
W tym momencie drzwi loży otworzyły się i stanęła w nich dama ubrana z wyszukaną elegancją. Za nią wkroczył dyrektor teatru.
Spojrzała na Paula Ferrarisa. Z czarującym uśmiechem pierwszy wyciągnął do niej rękę.
– Zupełnie się nie zmieniłaś, Alicjo.
Lady Milford się roześmiała. Miała niski, melodyjny głos.
– Chciałabym, żeby to była prawda. Jakże miło zobaczyć cię znowu! Byłam poruszona, widząc twoje nazwisko na plakacie przy drzwiach teatru.
Ucałował jej dłoń. Kiedy zaś zwróciła się w stronę Gizeli, powiedział:
– Gizela urosła od czasu, gdy widziałaś ją po raz ostatni.
– Nic dziwnego, to było chyba dwanaście lat te-mu – odparła. – Jesteś bardzo podobna do matki, kochanie. Czy jest z wami?
Na moment zapadła cisza.
– Mama umarła dwa lata temu – powiedziała cicho Gizela.
– Och!… Tak mi przykro!… Proszę mi wybaczyć, nie wiedziałam.
– Bardzo nam jej brakuje – westchnął Ferraris.
– Nie dziwię się. Była uroczą, szlachetną kobietą. Wszyscy tak ją kochali… – odparła, a w oczach Gizeli pojawiły się łzy. Widziała, że ojciec był również wzruszony.
– Przyniosę szanownej pani filiżankę kawy – zaproponował dyrektor, chcąc przerwać kłopotliwą sytuację.
Lady Milford usiadła i przez chwilę rozmawiała z ojcem. Potem zwróciła się do Gizeli:
– Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś mi pozwoliła dzielić ze sobą lożę. Słyszałam od dyrektora, że będziesz dziś sama.
– Chętnie, będzie mi bardzo miło – odparła Gizela i jednocześnie przestraszyła się: jeśli lady Milford zostanie tu na próbie, spotkanie z Miklosem stanie się niemożliwe. A to jego Gizela chciała zobaczyć bardziej niż kogokolwiek na świecie. Na szczęście kiedy na scenę powróciła orkiestra i ojciec zbierał się do wyjścia, lady Milford powiedziała:
Mam jeszcze parę spraw do załatwienia po południu, ale jeśli zgodzisz się, abyśmy się tu spotkały przed samym spektaklem, będę bardzo szczęśliwa.
– Gdzie się zatrzymałaś? – zaciekawił się Ferraris. – W hotelu Sacher. Przyjechałam dzisiaj rano.
– Wspaniale! – ucieszył się. – My również tam mieszkamy.- Czyż to nie miły zbieg okoliczności? – spytała i zaraz dodała: – A może przyjedziemy tu razem?
– Oczywiście – podchwycił. – Ale proszę nie psuć sobie wieczoru oglądaniem próby.
– No cóż, dobrze – zgodziła się.
Otworzył drzwi. Lady Milford uśmiechnęła się do Gizeli.
– Będziemy miały cudowny wieczór. To wielka przyjemność widzieć cię znowu. Wyrosłaś na piękną dziewczynę.
Wyszła, a Gizela pomyślała, że może lady Milford wniesie trochę radości w ich życie. Może ojciec wyrwie się z przygnębienia, w jakie popadł po śmierci żony?
Matka nie była zazdrosna nawet o piękne kobiety, które spotykali.
– Nie przeszkadza ci, mamo, że kobiety schlebiają ojcu i czasem zapominają o twojej obecności? – zapytała kiedyś.
Matka się roześmiała.
– Może byłabym zazdrosna, gdyby mu na nich zależało bardziej niż na mnie – odpowiedziała. – Jak wszyscy sławni ludzie, ma swoich wielbicieli. Ale ja potrafię dać mu o wiele więcej, niż tylko czcze komplementy.
– Cóż to jest, mamo?
– Poczucie bezpieczeństwa w życiu rodzinnym i miłość, która nie zmienia się bez względu na okoliczności.
Słuchając drżącego głosu matki, Gizela wyczuła, że słowa te wyrażają prawdę płynącą prosto z serca. Matka ciągnęła dalej:
– Gdy sama kogoś pokochasz, Gizelo, zrozumiesz, że nie ma znaczenia, czy człowiek ukochany ma pozycję, czy jest sławny lub wybitny. Znaczenie będzie miało to, że stanie się częścią ciebie.
Podziwiała matkę: mimo sukcesu, jaki ojciec odniósł w Paryżu, nadal tak wiele dla niego znaczyła.
Po jej śmierci był niczym statek pozbawiony sternika: samotny, bezbronny i niepewny siebie. Bywał czasami tak roztargniony, że to przerażało Gizelę. Gdy tułali się po świecie, nie zatrzymując nigdzie dłużej niż kilka dni, był jak rozbitek, który wszystko utracił i poszukuje czegoś, co pozwoliłoby mu odzyskać poczucie własnej wartości.
Teraz w Wiedniu, myślała, gdzie spotyka sławnych ludzi podobnych sobie, jak Brahms, gdy zjawiła się lady Milford, może odzyska spokój i równowagę. Zapomni o utraconym szczęściu… Próba się rozpoczęła, a na scenę wyszedł ojciec.
Usłyszała, że otwierają się drzwi loży. Jej serce zabiło gwałtownie.
Miklos usiadł za nią, tak aby być niewidocznym zarówno ze sceny jak i z widowni.
– Tęskniłaś za mną?
Zaskoczona, uśmiechnęła się z zakłopotaniem.
– Myślałam… o… nas.
– Ja również. Czy wyobrażasz sobie, że mogłem myśleć o czymś innym?
Wzruszyły ją te słowa.
– Wieczorem muszę się z tobą zobaczyć. Rano próbowałem odjechać. Nie mogłem… nie potrafiłem… tak bez słowa wyjaśnienia.
– Jak mogłeś nawet pomyśleć, że znikniesz, nie mówiąc dlaczego zniknąłeś?
– Naprawdę uraziłoby cię to?
– Wiesz, że… tak. Westchnął głęboko.
Nadal nie rozumiała, dlaczego jej słowa wywoływały w nim niepokój.
Gdy za chwilę cudowne dźwięki skrzypiec Paula Ferrarisa wypełniły teatr, spytał:
– Kiedy możemy się spotkać? Muszę się z tobą zobaczyć.
– Przypuszczam, że po przedstawieniu papa zabierze mnie do domu. Potem wybiera się na jakieś przyjęcie. Nie powiedział dokąd, a ja nie miałam jakoś dziś rano okazji, by go o to zapytać.
Pomyślała teraz, że źle zrobiła, nie pytając, ale wie-działa, że kiedy nie miał dobrego nastroju, nie lubił, żeby go indagowano.
– Dopiero gdy wróci do hotelu odpocząć po próbie, dowiem się, jakie ma plany.
– Sądzisz, że tak zrobi?
– Ma taki zwyczaj. Również teraz, gdy coś mu się nie uda, może zejść ze sceny i przyjść po mnie.
Читать дальше