Dzięki ciężkiej pracy Marka wieści rozeszły się daleko, a wyniki przeszły nasze najśmielsze oczekiwania. W ciągu następnych miesięcy na ręce Jarosława Osuchowskiego do Biblioteki Gminnej w Wojsławicach spłynęło blisko sto pięćdziesiąt prac. Konkurs z niewielkiej imprezy lokalnej nieoczekiwanie stał się międzynarodowy - opowiadania nadsyłano nie tylko z całej Polski, ale także z Luksemburga i USA.
Na początku maja pocztą przyszła ciężka paczka - ponad sześćset stron kserokopii nadesłanych opowiadań. Kolejne dwa tygodnie spędziłem, studiując perły myśli ludzkiej.
Część opowiadań okazała się nie na temat, inne przyszło odrzucić z powodów niedoskonałości warsztatowych. Żeglowałem przez rozległe morze nieprzeciętnej grafomanii, tu i ówdzie natrafiając na teksty całkiem niezłe, a nawet bardzo dobre. Wreszcie w drugim podejściu z przeszło dwudziestu najlepszych opowiadań wyselekcjonowałem finałową piątkę.
Potem w toku kolejnych burzliwych dyskusji wybraliśmy to najlepsze, które niniejszym prezentujemy czytelnikom.
Andrzej Pilipiuk
Michał Smyk
Wieśmin
Gospoda Heńka Waleziaka po drugiej w nocy była idealnym miejscem na konspiracyjne spotkania. Wójt Wojsławie, Kopieło, wkroczył tam dokładnie pięć po drugiej. Wszyscy goście już dawno pozasypiali zalani w trupa. Ci, którzy jeszcze trzymali się na nogach, i tak jutro nie będą niczego pamiętać. Tylko Heniek był ciągle trzeźwy. Świadek z niego jednak żaden - od dawna wójt dawał mu na lewo kasę w zamian za milczenie w pewnych „delikatnych" sprawach.
Kopieło starał się wyłowić wzrokiem mężczyznę, z którym się tutaj umówił. W końcu go zobaczył. Tamten siedział w kącie gospody, w półmroku. Urzędnik wiejski podszedł do stolika.
- Wyjątkowo śmierdzi tutaj, nieprawdaż? – podał hasło.
Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na wójta. Mógł mieć ze czterdzieści lat. Twarz pokrywały mu liczne bruzdy i blizny. Nie miał szans na karierę modela. Dziecięcym psychologiem też raczej nie mógłby zostać.
- Można się przyzwyczaić... Kurwa, zapomniałem reszty. Możemy darować sobie te tandetne hasła?
Głos miał taki, że Kopieło najchętniej już teraz uciekłby do domu, pod ciepłą kołderkę, pod którą leżała już jego żona... Nie, właściwie to żony mogłoby tam nie być. Zamiast niej lepsza byłaby Zośka ze sklepu. Powstrzymał jednak chęć ucieczki, dosiadł się do mężczyzny. Przełknął głośno ślinę, zebrał się na odwagę i wreszcie zapytał:
- Pan jesteś ten wieśmin?
- Może... To zależy, czego chcecie od wieśmina.
- Mam taką małą robótkę... Płacę dobrze! Dwie stówy i skrzynka wina!
Gość zaśmiał się wyraźnie rozbawiony.
- Mój panie, inni to licytacje zaczynali od czterech skrzynek...
Kopieło się skrzywił.
- Trzy skrzynki - zaproponował.
- Trzy i pół. I nie dwie, ale trzy stówy.
Wójt, wyciągnąwszy rękę, uścisnął dłoń wieśmina na znak przypieczętowania umowy.
- Nie chciałbyś się dowiedzieć, wieśminie, jakie cię czeka zadanie?
- Nie ma takiej rzeczy, której nie potrafiłbym zrobić. Powoli dopił już na wpół opróżnioną szklankę piwa.
Skończył, przeciągle beknął. Uśmiechnął się zadowolony z siebie.
Potem pogadali sobie trochę. O życiu, o kobietach... Wójt dowiedział się także co nieco o zawodzie wieśmina.
- Wiecie, wójcie, profesja jak każda. Trochę pomacham mieczem, trochę poczaruję... Niby głupoty, a kasa wpada do kieszeni. Dawniej pracowałem jako taksówkarz. Woziłem same monstra. Po powrocie do domu oglądałem telewizję, słuchałem radia i dziwiłem się temu całemu pieprzonemu chaosowi. No to pewnego razu wstałem z fotela z silnym postanowieniem naprawy świata. I tyle. Kierują mną wyższe cele. Dobre, nie? A ty? Dlaczego zostałeś wójtem?
- Bo jestem łasy na pieniądze.
- Aha. To co mam zrobić?
Wieśmin długo wpatrywał się w chałupę.
- Tam mieszka ten... Pilipiuk? Kopieło energicznie skinął głową.
- A za co ma tak właściwie dostać w łeb?
- Za pisanie.
Wieśmin chyba nie do końca zrozumiał, więc wójt zaraz przystąpił do wyjaśnień.
- Ten Pilipiuk jest pisarzem.
- Dobrym?
- Nie wiem, ja tam czytać nie lubię... Napisał kilka książek o Wojsławicach.
- Aha, rozumiem, oczernia was?
- Nie... No, może trochę... Z jego tekstów wynika, że tu mieszkają sami degeneraci, ale...
No cóż, w końcu jednak o nas gadają, prawda? Lepsza zła sława niż żadna.
Wieśmin nie odpowiedział.
- Wyczuwam zło w pobliżu - odezwał się w końcu. Minę miał inną niż przed chwilą. O wiele poważniejszą. I o wiele groźniejszą.
- No i właśnie dlatego masz się go pozbyć. Za to zło. Nawet ksiądz proboszcz się zgodził, a on się przemocą brzydzi.
- Opowiedz mi, co tutaj zaszło.
Urzędnik wiejski chwilę pomyślał, pozbierał i uporządkował fakty, i zaczął mówić:
- Co jakiś czas znikają stąd ludzie. Kobiety, dzieci, mężczyźni, starzy, młodzi... Nie ma jakiejś określonej zasady, ofiary chyba są wybierane przypadkowo. Wiele razy przeprowadzano śledztwa, ale nasz posterunkowy, Rysio, nie potrafiłby poszukać własnej dupy, gdyby nie wiedział, że jest z tyłu. Żebyś widział tę panikę we wsi. Zwłaszcza na samym początku. Później ludzie się przyzwyczaili do tych zniknięć. Nie żeby przestali się bać, ale jakoś tak zaczęli to traktować jak normalną rzecz. Wszystko zmieniło się jakieś dwa tygodnie temu. Porwano wikarego! Rozumie pan? Wikarego! Sługę bożego! No, tego już było za wiele... Zwłaszcza że u nas kapłan to prawie jak święty! Rysio był bezradny, więc dzięki naciskom mieszkańców przysłano do nas takiego prawdziwego policjanta z miasta. Nawet jakieś sukcesy miał. Zawada się chyba nazywał... A jak baby się na niego gapiły! Ja gejem nie jestem, to się nie znam, ale chłop faktycznie miał buźkę pierwsza klasa... No i ten Zawada zaczął szukać wikarego. Nie będę cię, wieśminie, zanudzać szczegółami i od razu przejdę do konkretów: to pisarz jest winny.
- A ten Zawada...
- No właśnie! Myśmy mu ten cały pomysł z nalotem odradzali, ja to nawet moją Krysię miałem poświęcić, żeby go tylko na noc zatrzymała, ale on był uparty! Polazł tam! Sam! Bez wsparcia!
Wieśmin uśmiechnął się.
- Wy mogliście być jego wsparciem.
W tym momencie twarz wójta zalał rumieniec. Skulił się i co chwila uciekał wzrokiem, wyraźnie zawstydzony.
- Znaczy ja się z chłopami chciałem tam wybrać, pomóc gościowi... Ja naprawdę tak właśnie chciałem zrobić, ale nie zdążyliśmy się zebrać! Wiesz, wieczór był, większość to już po kilku kolejkach...
- Zawada już nie wrócił?
- Nie wrócił...
- A inni? Policja nie zaciekawiła się zniknięciem funkcjonariusza?
Kopieło wzruszył ramionami.
- Tam strajk teraz jest. A my już nie chcemy czekać... Dostałem ciche pozwolenie na wynajęcie kogoś twardego, ale żeby dyskretnie było i żeby policja po tym strajku się nie czepiała. A ty, wieśminie, to legenda normalnie jesteś... Słyszałem o tych talibach, co to ich wszystkich...
- Dobra, dobra, dość komplementów. Chyba wiem, z czym mamy tu do czynienia.
- Tak? Z czym?
- Z literaturlą.
Wójt nie wiedział, co to za literaturlą, ale odruchowo przeżegnał się znakiem krzyża, kilka razy powtórzył: „O Jezusie Maryjo", splunął przez lewe ramię i jeszcze raz się przeżegnał.
- A cóż to za dziadostwo?!
- Potwór, który musi się żywić ludzkimi duszami, by przedłużyć swoją żałosną egzystencję. Poza tym dzięki temu ma natchnienie i może pisać. O tak, literaturla uwielbia pisać. Ten Pilipiuk to wręcz wymarzony kandydat na taką bestię.
Читать дальше