- Chyba się przeprysznicuję - mruknął Jakub. - Tak z szacunku dla gospodarzy. - I zanurkował do wnętrza.
Wyłonił się po jakichś dwudziestu minutach.
- No co się gapicie? - warknął.
- Nie wiedziałem, że jesteś siwy - zauważył Piotruś. - A tu proszę, wystarczyło umyć głowę...
Włosy egzorcysty, zazwyczaj posiadające szarą barwę kilkuletniej, zleżałej słomy, teraz lśniły jasną bielą. Oliwkowa cera rozjaśniła się o kilka tonów.
- Hmm, dziwne. - Wędrowycz oglądał się w lustrze. - Przecież na Wielkanoc się kąpałem i nie było takich efektów. Zestarzałem się czy ki diabeł? A może to od tego cholernego szamponu, co na półce stał? Taki dziwny, śmierdział trochę, to może zepsuty?
- Szamponu? - Semen zajrzał do łazienki i złapał się za głowę. - Ty idioto, umyłeś się domestosem!
- Czym? - nie zrozumiał jego kumpel.
- Środkiem do szorowania kibli!
- Dobra, dobra, ten się nie myli, kto nic nie robi - burknął Jakub. - Każdemu się mogło zdarzyć.
Uroczystość na cześć gości była nieprzeciętna. Jakub dostał wielgachną golonkę z wielbłąda i był całkiem zadowolony z życia. Księżniczka przez tłumacza złożyła Piotrusiowi podziękowania i obiecała, że gdyby tylko potrzebowali, mogą liczyć na jej pomoc.
- No to strzemiennego przed snem, a jutro możemy jechać dalej na południe, do Luksoru - mruknął zadowolony Semen, gdy układali się spać.
- Jesteśmy już bardzo blisko - przytaknął Jakub - i na razie, odpukać, idzie nam jak z płatka. Ciekawe, co twój wnuk porabia. Mam nadzieję, że nie znalazł jeszcze wejścia do grobowca... Głupio byłoby się spóźnić...
Pociąg wtoczył się na stację w Luksorze i zamarł. Tłum miejscowych opuścił wagony klasy trzeciej, turyści wypełzli z wagonów klasy pierwszej i skład opustoszał. W trzecim wagonie za lokomotywą, tuż koło toalety, znajdowały się niewielkie szare drzwiczki. Nie były w żaden sposób oznakowane. Zarówno pasażerowie, jak i obsługa pociągu mijali je setki razy. Nie budziły niczyjego zainteresowania. Tylko nieliczni, specjalnie zaprzysiężeni egipscy kolejarze znali ich tajemnicę. Przejście prowadziło do ciasnej pakamerki.
Pokoik miał ściany, podłogę i sufit wykonane z grubej, wielowarstwowej płyty pancernej.
Posiadał własne zasilanie, zbiornik wody, szafkę z żelaznym zapasem żywności i dwie prycze. W razie konieczności jednym pociągnięciem wajchy można było zablokować wentylację i przełączyć powietrze na obieg zamknięty. Po podpięciu laptopa do kabelka sterczącego ze ściany uzyskiwało się obraz z kilku kamer ukrytych w kolejnych wagonach, specjalny telefon pozwalał połączyć się z maszynistą.
Zagadkowy pokoik w zamyśle projektanta wagonu służyć miał na wypadek, gdyby jadący pociągiem egipski dygnitarz poczuł nagłą obawę przed atakiem terrorystycznym.
Jakub, siedzący na pryczy tajnego przedziału, wyciągnął sobie z lewej dziurki od nosa łącze USB. Pomrugał chwilę, by odpędzić sprzed oczu resztę obrazów z kamer.
- Wszyscy się wynieśli - powiedział. - Na nas też już pora.
Zagadkowe szare drzwiczki dłuższy czas pozostawały nieruchome, a potem bezszelestnie odjechały w bok i trzej dzielni podróżnicy wydostali się na wolność.
- Pozwiedzajmy sobie wreszcie - przynudził znowu Piotruś. - To miasto leży w miejscu starożytnego Memfis, które było stolicą Egiptu w okresie...
- Potem - uciął jego pradziadek. - Najpierw praca, później ewentualnie przyjemności. Zresztą po co ci to?
- No, warto obejrzeć starożytne ruiny, nie? - zdziwił się prawnuk. - Skoro już tu jesteśmy...
- A bo to mało masz ruin w naszej okolicy? O, na Zamczysku na ten przykład są resztki oranżerii dworskiej. Stajnia jeszcze była, pałac i inne takie, ale rozebrali. A i baza rolnicza z epoki komuny też już się rozwala...
- Ale tu jest wielka świątynia...
- I co z tego? Nawet się pomodlić w środku nie można, bo pogańska - skrzywił się egzorcysta. - Zresztą byłem w środku, nic ciekawego, kupa kolumn z tymi ich ptaszkami, jakieś sfinksy z pourywanymi łbami, posągi starożytnych kolesiów, o których dawno ludzie pozapominali, i tyle. Idziemy nad rzekę, łapiemy łódkę na drugi brzeg.
- Tam też jest ciekawie - drążył temat Piotruś. - Dolina Królów, Dolina Królowych, grobowce prywatne...
- Też byłem - prychnął stary. - Wielka mi atrakcja. Dziury w ziemi i resztki malowideł na poobtłukiwanym tynku. Jak u nas w domu kultury, tylko brzydsze i bardziej oblazłe. Skarby dawno temu zaiwanili miejscowi. I jeszcze za zwiedzanie płacić trzeba...
- Nie, to nie - obraził się chłopiec. - Zastanawia mnie tylko, po cholerę żeśmy tu przyjechali.
- Jak to po co? - zdumiał się Wędrowycz. - Klątwę zdejmować. Zrobimy co trzeba i możemy wracać.
- Ty nam lepiej powiedz, gdzie kopie mój wnusio - zażądał Semen. - To ważniejsze niż ta twoja turystyka.
- To taka mała kotlinka na zachód od Doliny Królów. W książce, którą utopiliście w gnojówce, była mapka.
- Trza by kupić czegoś na rozgrzewkę - mruknął egzorcysta, patrząc na pobliski sklepik. -
Tylko kasy brak...
- Na rozgrzewkę? - wykrzyknął prawnuk. - Toż upał ze czterdzieści stopni w cieniu!
- Ale może się przecież zrobić chłodniej. Zwłaszcza jak znajdą ten grobowiec, w jaskiniach jest zimno - Jakub obstawał przy swoim. - A i krążenie warto poprawić...
Prawnuk sięgnął do kieszeni i niechętnie odliczył mu kilka banknotów.
- Dzięki! Semen, gadasz po miejscowemu, chodź, przydasz się jako tłumacz.
Po kilku minutach obaj starcy wyszli ze sklepu objuczeni jak wielbłądy. Ich plecaki przyjemnie zaokrągliły się bulgoczącą zawartością, a na twarzach mimo zmęczenia duchotą pojawiły się szerokie, szczere słowiańskie uśmiechy.
- Piwo tu mają do chrzanu - tłumaczył Wędrowycz przyjacielowi. - Ale figówka, z tego, co pamiętam, jest fajna.
- No nie wiem. - Kozak przypomniał sobie pijaństwo na morzu i na jego twarzy odbiła się pewna wątpliwość.
- A dla ciebie mamy wodę mineralną. - Jakub podał prawnukowi dwie plastikowe butelki.
Na przystań przyczłapali w godzinkę. Statek akurat miał odbijać. Wskoczyli na pokład, Piotruś podał szlabanowemu banknot. Arab przez chwilę gapił się na nominał, a potem długo wydawał resztę. Na drugim brzegu chłopak zadziwił obu staruszków. Zamiast dreptać pieszo, zakręcił się i zorganizował kolejnego Araba z jeepem.
- Nie szastaj tak pieniędzmi - łagodnie upomniał go Semen. - Bo jeszcze zabraknie.
- Furda. - Piotruś wyszczerzył zęby. - Mam zapas. Szejk Muhamed funduje.
Egzorcysta zadumał się głęboko.
- Czekaj - rzekł z nagłą powagą. - Coś mi się tu nie zgadza. Jeszcze we Włoszech nie miałeś ani grosza. Rozstaliśmy się na łódce, a ty po paru godzinach zjawiasz się samochodem, w towarzystwie czarnej księżniczki i do tego z kieszenią pełną sałaty. Pomyślałem, że może wygrałeś w totolotka czy coś, a ty mi nagle wyjeżdżasz z jakimś szejkiem.
- Pobrałem sobie honorarium za dokonanie drobnej interwencji chirurgicznej – wyjaśnił prawnuk.
- Od kiedy to znasz się na leczeniu ludzi?! - Jakub zmarszczył brwi. - Tego cię jeszcze nie uczyłem. Nie masz nawet odpowiedniego wieku, żeby pracować jako felczer!
- Ale w zeszłym roku pomagałem ci wykastrować wieprzka.
- A fakt - uspokoił się Jakub.
Jeep, podskakując na nierównościach, pomknął szosą i niebawem przejechał przez Dolinę Królów.
- Tu jest grobowiec Tutanchamona - westchnął Piotruś. - Może choć rzucimy okiem...
- Cicho! - ryknął pradziadek, ale już było za późno.
Читать дальше