Przy powalonym znalazł cudny kindżał. Sprawdził opuszką palca ostrze.
- Hy, hy, jak brzytwa - ucieszył się. - No to do roboty. Po pierwsze, odnaleźć sejf, gdzie szejk trzyma petrodolary. Po drugie, skoro jednak mnie nie wykastrowali, można by wdepnąć do haremu i pofiglować... Nie, cholera, mam trzynaście lat - zreflektował się. - Jeszcze by te biedne kobitki ciągali po sądach za molestowanie nieletniego. No ale wstąpić można, przynajmniej kumplom będzie co opowiadać. Po trzecie i najważniejsze, sprawa honorowa. Nikt nie będzie bezkarnie fikał Wędrowyczom.
Wsunął sztylet za pasek, do kałacha dokręcił tłumik i ruszył przez uśpiony pałacyk.
Szejk Muhamed ocknął się w środku nocy.
„Co, do szejtana" - pomyślał i chciał przetrzeć oczy, ale okazało się, że ręce ma przywiązane do słupków w rogach łóżka. Nogi też! Podniósł powieki. W półmroku dostrzegł kupionego wczoraj niewolnika. Chłopiec siedział wygodnie rozwalony w jego ulubionym fotelu i liczył grubachny plik dolarów. Wzrok Araba przesunął się w lewo i spoczął na obrazie Picassa. Młody Polak nie zdołał odczepić ramy od ściany, zatem aby dobrać się do sejfu, wychlastał w płótnie wielgachną dziurę.
- Trochę ci uszczknąłem bogactw, ale sam rozumiesz, ta pani chce wracać do domu, więc muszę ją zaopatrzyć na podróż - wyjaśnił niedoszły eunuch.
Wzrok szejka spoczął na czarnej niewolnicy. Była ubrana, między kolanami trzymała walizkę. Złoty łańcuch, na którym była przykuta, został przecięty w dwu miejscach. Spory kawałek zwisał dziewczynie z kieszeni.
- Zabraliśmy trochę fantów. Kiepsko rozumiem po waszemu, ale skoro próbowałeś ją zgwałcić, to doszedłem do wniosku, że należy jej się jakieś odszkodowanie za straty moralne - kontynuował koszmarny dzieciak.
Arab szarpnął się potężnie, ale tylko przeciął nadgarstek sznurem. Krzyknąć też nie mógł. W ustach tkwił knebel. Spróbował go wypchnąć językiem, ale się nie udało.
- Nie męcz się - niewolnik dostrzegł wysiłki bogacza. - Wsadziłem ci knebel tylko dlatego, że nie lubię hałasu. Ochrona nie przyjdzie. Obawiam się, że po tak solidnym łomocie co najmniej przez tydzień będą na zwolnieniach lekarskich.
Muhamed rozejrzał się po pomieszczeniu i zauważył roztrzaskaną gablotę. Włosy stanęły mu dęba. Jeszcze wieczorem zawierała kolekcję brylantów. Jego rodzina zbierała je przez sześć pokoleń... Chłopak zauważył jego zaskoczenie.
- Biżuterię z tej szafki rozdałem dziewczynom - wyjaśnił. - I doradziłem, żeby wracały do domów. Tu już nie będą potrzebne. W sumie nie było wczoraj okazji, żeby powiedzieć, ale też jestem wielkim zwolennikiem, a wręcz entuzjastą kastracji...
Szejk zamarł i popatrzył na nakrywający go koc. Brzuch, jedna noga, druga, a pomiędzy nimi... No właśnie, przecież coś powinno tam być, a tymczasem pod pledem rysowała się niepokojąca pustka... Tym razem zdołał pozbyć się kneblującej go szmaty. Wył jeszcze, gdy Piotruś i jego nowa przyjaciółka odpalali silnik terenowego mercedesa i wyłamawszy bramę, wyjechali z pałacu.
Piotruś, wygodnie rozparty za kierownicą, wdusił gaz do dechy. Samochód pędził szosą przez pustynię, wzbijając za sobą tuman złocistego kurzu.
- Kurde, ekstragablota ze skórzaną tapicerką i klimatyzacją, palmy za oknami, pełna kieszeń dolarów, jeszcze ślicznotka. - Spojrzał spod oka na niewolnicę. - No, prawie ślicznotka na sąsiednim siedzeniu. - W myśli zatarł ręce. - Jestem po prostu żywym symbolem sukcesu i kapitalizmu!
- Gę gę gę gę - zachwycona dziewczyna najwyraźniej przyznawała mu rację.
- Ech, żebym tak jeszcze rozumiał, co ty mówisz. Choć z drugiej strony na seks i tak jesteśmy oboje nieco za młodzi... Ale może gotować umiesz, to nam się przydasz na wykopaliskach.
- Gę gę gę - wyglądało na to, że Murzynka nie ma nic przeciwko.
- Teraz trzeba tylko znaleźć mojego pradziadka. Ciekawe, gdzie się szlajają te stare pokręty.
Wjechał na wzgórze i zatrzymał auto. Rozejrzał się. Gdzieś na wschodzie nad horyzontem unosiła się smuga dymu.
- To pewnie tam - domyślił się.
Niebawem podjechał pod klinikę. Budynek właśnie się dopalał. Piotruś wysiadł z samochodu i obejrzał starannie ruiny. Znalazł ciało lekarza.
- Tia... Pradziadek tu był - rozpoznał modus operandi. - I najwyraźniej wybył.
Wrócił do wozu. Jak się domyślał, w skrytce leżała mapa. Rozłożył ją sobie na kolanach.
- To niebieskie to pewnie morze - wydedukował. - Mnie wysadzili wcześniej, a pradziadka i Semena tutaj. Tylko jak to znaleźć na mapie?
- Ej, ty! - zagadnął dziewczynę. - Gdzie jesteśmy?
- G? g? g? g?- G? g? szejk g? harem gę gę - wyjaśniła, pokazując palcem. - Gę gę. - Pokazała inny punkt i zatoczyła dłonią krąg obejmujący ruiny kliniki.
- OK. A ty gdzie mieszkasz? Dom, your home, versteheń?
- Gę gf...
- Kurde, to na nic - zasępił się. - Trzeba odnaleźć pradziadka, on się z nią porozumie telepatycznie. Do Egiptu jest na wschód. To i oni pewnie poszli na wschód... A jak ich nie znajdę po drodze, to pewnie będą czekać pod piramidą Cheopsa w Gizie, bo to charakterystyczny punkt i pewnie pomyślą, że tam będę ich szukał. A jak tam się nie spotkamy, to na miejscu, w Luksorze...
- Gę gę! - Precyzja jego rozumowania wprawiła Murzyneczkę w głęboki zachwyt.
- A co! - Uśmiechnął się. - Główka pracuje, choć i lekarze, i szkolny psycholog twierdzili co innego. No to w drogę...
Rozwinął sobie mapy do końca i znalazł Egipt. Chwilę potem znowu wdepnął gaz do dechy.
Jakub i Semen wypełzli z grobowca. Egipskie słoneczko przyjemnie przygrzewało.
- Uaaa... Chłodnawo tam było - mruknął egzorcysta. - To co dalej? W prawo, w lewo?
- Szosą na wschód. Tam musi być jakaś cywilizacja - zażartował kozak.
- Jaka cywilizacja? - nie zrozumiał jego kumpel.
- Egipska.
- A, chyba że tak... Kurde, prawnusia coś nie widać. Szlaja się znaczy...
- Spotkamy go pewnie w Egipcie - powiedział Semen. - Dedukuję, że tam na nas zaczeka. Myślę, że schodkowa piramida Dżesera w Sakkarze to charakterystyczny punkt i pewnie pomyśli, że tam będziemy go szukać. A jeśli się nie spotkamy, to na miejscu, w Dolinie Królów...
I pomaszerowali poboczem szosy. Szli i szli, a słoneczko coraz bardziej przygrzewało...
- Łapiemy stopa - zadecydował Semen, machając ręką.
- Upał, że zdechnąć można. Bierzemy tylko auta z klimatyzacją - zasugerował Jakub. -
Inne przepuszczaj.
Jakieś dwadzieścia minut później dogonił ich terenowy mercedes. Pojazd zahamował z piskiem opon.
- No nareszcie! - wykrzyknął Jakub na widok prawnuka. - Już się zaczynałem niepokoić.
Co tak długo ci zeszło? Nie pomyślałeś wcześniej, że twój stary pradziadek drepcze tu w upale po piachu... Zaraz, zaraz, a skąd ty w ogóle umiesz prowadzić?
Piotruś uśmiechnął się tajemniczo.
- Musiałem tę dziewczynę ocalić z niewoli jednego wrednego typka - rzucił.
- W sumie to nie takie głupie - powiedział Semen, zezując na Murzyneczkę rozpartą wygodnie na przednim siedzeniu. - Z tego, co pamiętam, na początku XIX wieku, jak archeolog przyjeżdżał z Europy do Egiptu, zaraz sobie kupował niewolnicę do gotowania i robienia zakupów.
- Marnowanie siły roboczej - obruszył się Jakub i wyciągnąwszy z kieszeni pudełko z viagrą, zaczął liczyć tabletki.
- No, do innych celów też się ich oczywiście używało. - Jego przyjaciel zajrzał do kieszeni, gdzie przechowywał swoją ulubioną prezerwatywę firmy Prowodnik z Rygi, model z 1909
Читать дальше