Klątwa ich wyczuła. Wóz zniosło do rowu. Arab wysiadł i obejrzał z frasunkiem przebitą oponę, a potem wygłosił długie i pełnie złorzeczeń przemówienie, najwyraźniej pod adresem Allacha, i zabrał się do wymiany koła.
- Zamknij buzię na kłódkę, nieszczęsny - pouczył prawnuka Wędrowycz. - Jesteśmy obdarzeni mocą. Każda klątwa skupia się na nas jak w soczewce. Ciesz się, że to tylko koło strzeliło. Mogło być dużo gorzej.
- Aha - zgodził się chłopak. - Cholernie niewygodne. A nie da się tego jakoś ekranować?
- Da się. Kilometrowej grubości warstwą potrójnie poświęconego granitu...
- Wiedzą, że już tu jesteśmy - powiedział Semen. - Może lepiej, żeby chłopak został tu, gdzie jest jeszcze w miarę bezpiecznie...
- Tu nigdzie nie jest bezpiecznie - odparł Jakub. - Pomysł dobry, ale już za późno.
Pomogli kierowcy dokręcić śruby. Dwadzieścia minut później wysiedli z auta u wylotu niedużego jałowego wąwozu.
Teren polskiej ekspedycji archeologicznej - głosiła tabliczka. - Wstęp wzbroniony.
- No to jesteśmy. - Piotruś zatarł dłonie. - Zdejmujemy klątwę, odkopujemy z archeologami grobowiec faraona, oglądamy jego skarby i możemy wracać.
Doktorzy Jan Korczaszko i Tomasz Olszakowski ryli w wielkiej kupie tłucznia.
- Wygląda na to, że jesteśmy gdzieś w pobliżu. -Wnuk Semena otarł pot z czoła. - Zwróć uwagę na te kawałki.
- Odłupki - potwierdził Olszakowski. – Materiał skalny wygląda jak ten z odwiertów geologicznych. Wapień muszlowy występuje jakieś trzy do sześciu metrów niżej. Szyb grobowy jest głęboki, a podziemne komory wykute w twardszym materiale.
- Czyli słusznie podejrzewałem, że to po prostu urobek. Ma się nosa.
- Na to wygląda. Jesteśmy na tropie. - Doktor uderzył kilofem i złamał stylisko.
- Co za drewno, jak z gówna suszonego ulepione - zdenerwował się Korczaszko.
- Fakt. - Olszakowski cisnął złamane narzędzie na wielki stos zniszczonych łopat, grac i koszy do transportu kamieni. - Coś nas pech prześladuje.
- E, raczej dostawców mamy uczciwych jak hieny wypuszczone z zoo...
W tym momencie gdzieś od wylotu wąwozu wiatr przyniósł głosy kilku ludzi.
- Turyści czy ki diabeł? - zdziwił się Olszakowski. -Przecież tu jest tabliczka z zakazem wstępu.
- A może to z ministerstwa, żeby nas przeprosić? - rzucił supozycję Korczaszko.
W tym momencie stylisko jego łopaty pękło z trzaskiem. Obaj ruszyli na spotkanie nieoczekiwanych gości.
- Jakub Wędrowycz, kopę lat - mruknął Olszakowski.
- Wszelki duch! - zdumiał się Jan, widząc Semena. - A co ty tu, dziadku, robisz?
- A tak zaniosło mnie przypadkiem - odparł kozak. - Przechodziłem niedaleko z kumplami, to pomyślałem, że zobaczę, jak ci idzie to szukanie faraona.
- A mój prawnuk nigdy jeszcze nie widział wykopalisk archeologicznych, więc pomyśleliśmy, że najwyższa pora - uzupełnił skromnie Jakub. - Za młody jeszcze, żeby pić z archeologami, ale chciał popatrzeć, jak się kopie. Niezła ta dziura. - Rozejrzał się wokoło. - To wszystko wyście wygrzebali? Pogratulować!
- E, nie - bąknął doktor Korczaszko. - My tylko czyścimy dno. Ale co tak będziemy gadali w pełnym słońcu. Chodźcie do naszego obozowiska, siądziemy, przekąsimy coś, pogadamy...
- Wypijemy... - uzupełnił Jakub.
W załomie skalnej ściany, obok sporego usypiska głazów, stały trzy wojskowe brezentowe namioty. Jeden, całkiem spory - mieszkalny. Drugi, większy - służył za magazyn sprzętu. Trzeci, ogromny, przeznaczony dla studentów, stał pusty.
- Fiu, fiu - gwizdnął Jakub z uznaniem, patrząc na błękitną plastikową budkę, toaletę opodal namiotów. - Można powiedzieć, cywilizację wam podciągnęli...
- No to rzucimy graty w kąt, oprowadźcie nas po swoim gospodarstwie, a potem spoczniemy i golniemy sobie trochę. - Semen wypakował z plecaka na razie tylko dwie półlitrowe flaszki daktylówki i postawił Je skromnie w kącie namiotu.
- A to po co? - zdziwił się doktor Olszakowski, przełykając nerwowo ślinę.
- No, żeby z pustymi rękami w gościnę nie leźć - wyjaśnił kozak. - Ale spokojnie, to na wieczór dopiero. Na razie pokazujcie, co macie tu ciekawego.
- A widzicie, to jedna z wielu suchych dolin, które są charakterystyczne dla tych okolic. - Jego wnuk ruszył przodem. - Cały płaskowyż jest pocięty takimi zagłębieniami.
- A skąd pan wie, że to tutaj znajduje się grobowiec faraona? - zaciekawił się chłopiec.
Wprawdzie czytał już o tym, ale co innego czytać, a co innego usłyszeć na własne uszy od wybitnego naukowca.
- Tak wyliczyłem - wyjaśnił Korczaszko. - Są ciekawe poszlaki. Po pierwsze, w starożytności prowadziła tędy solidna droga z płyt kamiennych. To by wskazywało, że coś tędy transportowano. Coś ciężkiego, na przykład kamienne sarkofagi, wyposażenie komór grobowych i inne takie. Po drugie, znaleźliśmy kilka zniszczonych dłut i młotów, całych i w kawałkach, co oznacza, że wykonywano tu jakieś prace kamieniarskie. Po trzecie, pod tamtą ścianą były resztki podłóg ubitych z gliny. Stały tam widać baraki robotników. W jednym miejscu w glebę wdeptano sporo kolorowych okruchów. Najprawdopodobniej składowano tam lub mieszano barwniki, których użyto następnie do dekorowania ścian podziemnych sal.
- W dodatku wśród kamieni znaleźliśmy kilkaset skorup po dzbanach z piwem – dodał Olszakowski.
- A to faktycznie jednoznaczny dowód, że mieszkali tu robotnicy. - Jakub pokiwał głową.
Argument uczonego trafił mu do przekonania.
- Czegoś tu nie rozumiem - powiedział Semen. - Zawsze sądziłem, że takiego grobowca to szuka kilkusetosobowa ekipa. Ustawia się rzędem Arabów z motykami, kładzie tor kolejki, żeby jak w kopalni wywozić urobek. Kobiety gotują strawę dla archeologów i tak dalej. A z tego, co tu widzę, jest was tylko dwóch?
- Ano tak - mruknął jego potomek. - Mieliśmy dostać trzydziestu studentów archeologii do pomocy i fundusze na wynajem robotników spośród miejscowej ludności, ale w ostatniej chwili ci obezjajcy od kultury obcięli nam fundusze do zera. Już chłopcy byli spakowani, a tu nagle trzeba było wszystko odwołać. Ba, do rezerwacji biletów lotniczych musieliśmy dołożyć z własnej kieszeni, bo nie wszystko oddali. A my przyjechaliśmy pierwsi, żeby wszystko przygotować. I skoro już tutaj byliśmy, to stwierdziliśmy, że ten urodzony w ubeckich teczkach minister może nas pod ogon pocałować... Robimy wykopy sondażowe i jeśli uda się trafić w co trzeba - zmrużył oczy - to i fundusze się znajdą. Te dupki urzędasy lubią dawać, jak wszystko jest gotowe.
Słońce zachodziło powoli za wydmy i skały. Jakub, Semen i Piotruś rozgościli się w dużym namiocie. Ponieważ studenci nie dojechali, miejsca było pod dostatkiem.
- To co robimy? - zapytał chłopak. - Zdejmujecie klątwę i pomożemy im odnaleźć grób?
- Ano trzeba - przyznał Jakub, patrząc na swoje pęknięte w kroku spodnie. Trzasnęły mu, gdy zwiedzał kotlinkę. - Warto by najpierw trochę sobie golnąć... Ale może i lepiej na trzeźwo.
- Skoro obcięli mu fundusze, to może ja zasponsoruję dalsze badania – zaproponował Piotruś. - Mam jeszcze trochę tej forsy od szejka, ze dwadzieścia tysięcy dolarów i pół miliona w miejscowej walucie. Dla nas wystarczy i nauce pomożemy...
- Nieźle zapłacił za to wykastrowanie - zdumiał się Semen. - Musiał chyba odczuwać głęboki wstręt do seksu.
- Wspominał, że kastracja jest genialnym wynalazkiem, rozwiązującym liczne problemy społeczne, a że akurat w tym czasie zarzynaliście jedynego w okolicy doktora, więc musiałem sam wyświadczyć szejkowi tę przysługę...
Читать дальше