roku, z wytłoczonym carskim orłem. - Ech, pamiętam, jak kiedyś carowi się nudziło, poczekał, aż caryca zaśnie, wymknęliśmy się z pałacu tylnym wyjściem, zadzwoniliśmy po Griszkę i pojechaliśmy we trzech do... - widok kondomu zaraz obudził wspomnienia.
- A to prawda, że Rasputin miał ptaszka długiego na trzydzieści pięć centymetrów? - Jakub nieoczekiwanie zapragnął pogłębić wiedzę historyczną.
- No ba! - Kozak uśmiechnął się do swoich wspomnień. - Pół arszyna jak obszył. Ale była balanga. Odpaliłbyś kumplowi kilka tabletek, to potem w zamian pożyczę ci tę gumkę. - Zazezował do pudełka.
- Jasne, tylko najpierw opowiedz ze szczegółami, jak żeście się zabawiali. Car to pewnie miał jakieś specjalne pozycje? Takie tylko dla władcy?
- Nawet mogę pokazać.
- Odwalcie się od mojej dziewczyny! - zażądał Piotruś stanowczo. - I to natychmiast.
- Co?! - ryknął Jakub. - Twojej dziewczyny?! Nigdy dotąd nie było czarnych Wędrowyczów. I nie będzie. Po moim trupie.
- To da się zrobić - warknął chłopak. - Tylko ją dotknij, a flaki wypruję. Życie narażałem, żeby uratować jej cnotę, i żadne obleśne dziadki nie będą mi tu startować do niej z łapami.
- Co za brak szacunku dla starszych - burknął egzorcysta, przezornie chowając pudełko z viagrą. - Własnemu przodkowi ostatniej przyjemności w życiu odmówi...
- Tia - mruknął Semen. - Takie to już czasy, nowe pokolenia nie potrafią zrozumieć problemów swoich poprzedników. Ale, swoją drogą, poczucie honoru twój prawnuk ma.
Zresztą nie będę palcem pokazywał, w kogo się wdał.
- Że co?
- To już nie pamiętasz, jak przetrąciłeś gnaty swojemu pradziadkowi orczykiem, bo na targu poklepał Marynię po tyłku? Trzy miesiące w łóżku leżał, już myśleli, że się nie wygrzebie. Dwunastu lat jeszcze nie miałeś, ale krzepy ci nie brakowało.
- No, coś mi się kojarzy - przyznał egzorcysta. - Ale jemu się należało! To była menda, pasożyt i erotoman. I podwalał się do nieletniej.
- A ta tutaj to niby ile ma lat? - Semen nieoczekiwanie stał się płomiennym obrońcą moralności. - Uważaj, i tobie się uzbiera. Będziesz mógł mieć pretensje wyłącznie do siebie.
O ile przeżyjesz, bo twój prawnusio, choć młody, rękę ma ciężką - rzekł kozak i nasunąwszy papachę na czoło, zapadł w drzemkę.
Godzinkę później Piotruś wyjechał autem na krawędź płaskowyżu. W dole rozpościerała się żyzna zielona dolina Nilu. Dłuższą chwilę chłonął widok. Wprawdzie widział już Nil w telewizji, ale co innego oglądać coś na ekranie, a co innego na własne oczy.
- Piramidy przed nami - zameldował.
Semen się ocknął. Omiótł wzrokiem rozciągający się przed nimi widok.
- Hy, hy, Sfinksa odkopali - stwierdził.
- Że co? - nie zrozumiał Jakub.
- No, jak tu byłem w 1912, to był zagrzebany w piachu po samą brodę. Tylko łeb sterczał.
- Pozwiedzamy sobie? - zaproponował chłopak. - Zawsze chciałem obejrzeć piramidę od środka.
- Ja już zwiedzałem - mruknął Jakub - i nie podobało mi się. Przereklamowane strasznie te kupy gruzu. Ale możemy odzyskać mój waciak, zakopałem go niedaleko tej największej.
- Po tylu latach chyba nie warto go szukać - zauważył Semen. - Na grzbiet takiego łachmana nie założysz. Choć z drugiej strony, jeśli zachowują się tu zakopane w piachu papirusy, to pewnie i waciak powinien przetrwać. To celuloza i to celuloza.
- Co? - zdziwił się egzorcysta.
- Nieważne. Późno już. - Kozak spojrzał na niebo. - Trza by znaleźć jakiś lokal i coś przekąsić.
- Gę gę gę gę. Gę gę. Gę gę gę gę gę - powiedziała dziewczyna. - Gę gę monaster gę.
- Z intonacji dedukuję, że zna tu jakąś metę - stwierdził Piotruś. - Może skorzystamy?
- Gę gę gę! - powiedział Semen do dziewczyny. Pokazała drogę i ruszyli.
- A ty skąd znasz arabski? - Jakub popatrzył podejrzliwie na przyjaciela.
- Z wojska - odparł Semen.
- Że co?
- W moim pułku służyło paru muzułmanów. To i człowiek kilka zwrotów podłapał. Takich tam podstawowych, ułatwiających codzienne kontakty między ludźmi różnych narodowości.
- Na przykład? - zaciekawił się chłopiec.
- Gę gę gę gę - Semen wyrzucił z siebie dłuższy trel. Murzynka mimowolnie parsknęła śmiechem.
- Co to znaczy? - egzorcysta nieoczekiwanie zapragnął pouczyć się obcych języków.
- Odwalcie się od naszej wódy, kapralu, Allach będzie się gniewał - przetłumaczył kozak.
Piotruś z trudem przedzierał się przez gęstniejący ruch uliczny. W tym dziwnym mieście najwyraźniej nie było świateł ani znaków drogowych, a do tego nie obowiązywały żadne przepisy, każdy jeździł, jak chciał.
- Wkurzają mnie te korki - warknął. - Idziemy na piechotę? Będzie szybciej.
Wszyscy byli za. Wysiedli, zatrzaskując drzwiczki, i spiesznie oddalili się zaułkami.
- Dokąd teraz? - Semen zapytał dziewczynę w jej narzeczu.
- Gę gę gę - wyjaśniła i powiodła ich za sobą.
Wlekli się w kurzu i coraz dzikszym upale przez miasto. W mijanym kantorze Piotruś wymienił nieco zdobycznej „kapusty" na miejscowe pieniądze, na ulicznym straganie kupili po butelce wody mineralnej, ale zaraz wszystko wypocili.
- Przereklamowana ta egzotyka - westchnął chłopak. - Nieziemski upał...
- A mówiłem, że nie ma sensu się po tym Egipcie bez celu szlajać - burknął jego pradziadek zgryźliwie. - Sprawdziłem osobiście, mógłbyś mnie raz w życiu posłuchać, a ty chciałeś sobie jeździć na jakieś tam wykopki...
Jakąś godzinę później znaleźli się w wąskim staromiejskim zaułku. Po jednej stronie wznosił się wysoki mur, zaopatrzony w drzwi z okutych cedrowych desek. Murzynka wykonała długą i skomplikowaną sekwencję puknięć. Drzwi uchyliły się ze zgrzytem i przybysze wślizgnęli się do środka.
- O kurde - zdziwił się egzorcysta. - To pomarańcze rosną na drzewach?!
- A myślałeś, że jak?
- No, koloru są takiego, to sądziłem, że jak marchew się je uprawia – mruknął zawstydzony.
Wewnętrzny dziedziniec zajmował niewielki sad. Między drzewkami biegły alejki, błyszczały oczka sadzawek.
- Nasi! - ucieszył się Semen na widok kilku mężczyzn ubranych w czarne habity.
- Jacy znowu nasi? - zdziwił się Jakub. - Żydzi z Wojsławic zupełnie inaczej wyglądali. Choć chałaty podobne nawet mieli - zadumał się.
- Chrześcijanie - uściślił kozak. - To koptyjscy mnisi.
- Aha - zgodził się Wędrowycz, choć niewiele z tego zrozumiał. - Chrześcijanie to znaczy wieprzowina. Zapytaj, czy mają może golonkę i coś do popicia. Skoro to nasi, to alkohol powinni znać. A chyba zasłużyliśmy... - Kątem oka patrzył, jak zakonnicy z radością ściskają dziewczynę.
Wysoki, brodaty mnich z laską stanął przed gośćmi i wygłosił długą tyradę po francusku.
- Co powiedział? - zaciekawił się Piotruś.
- Zrozumiałem piąte przez dziesiąte - westchnął Semen. - Mówił, że uratowaliśmy etiopską księżniczkę i generalnie są nam bardzo wdzięczni. A w tym klasztorze jest siedziba rządu cesarstwa Etiopii na uchodźstwie.
- Księżniczkę - zafrapował się Jakub. - Coś podobnego. No ale arystokratka to będzie warta więcej niż jedną golonkę. Poproś o trzy, będzie po jednej na łba.
Semen przez chwilę rozmawiał z mnichami.
- Proszą, żebyśmy sobie odpoczęli w pokojach gościnnych, a obiad będzie za godzinę.
Golonkę ci skombinują największą, jaką tylko znajdą.
- No i świetnie.
Zakwaterowano ich w sympatycznym pokoiku. Obok była niewielka łazienka.
Читать дальше