- Furda! Dla przyjaciół zawsze pracuję gratis. - Egzorcysta łypnął pożądliwym wzrokiem na bukłaczek, a Piotruś pomyślał, że pradziadek zbyt łatwo nawiązuje przyjaźnie...
- Kurza dupa na zardzewiały rożen żywcem nawleczona! - Korczaszko kopnął puszkę, aż poleciała.
- Jeszcze jeden kawałek. - Jego asystent spod kamieni wyciągnął kolejny zetlały fragment „Timesa".
- Co za kominiarz w komin przez lejek wkręcany tu kopał?! Przecież w literaturze nie ma śladów, żeby ktoś się interesował tą dolinką! To miał być całkowicie dziewiczy teren!
- Niestety. - Olszakowski wzruszył ramionami. - Było przecież tych ekspedycji bez liku. Może sondaż tu robili czy coś...
W tym momencie na krawędzi dolinki pojawił się Piotruś. Zbiegł po żlebiku na dół.
- Oj, coś się stało? - zaniepokoił się. - Co panowie tacy przygaszeni?
- Właśnie usrała mi się hipoteza robocza - mruknął doktor Korczaszko. - A ty co taki wesolutki?
- Bo sobie gołe babki obejrzałem.
- „Playboya" znalazł - burknął Olszakowski. - Jak to niektórym niewiele potrzeba do szczęścia. Trochę kredowego papieru i farby drukarskiej...
- E, świerszczyka to każdy głupi może kupić. Ale takie naturalnej wielkości, realistycznie namalowane, to dopiero jest przeżycie... - Chłopak mlasnął językiem.
- Jakie znów malowane gołe babki? - Wnuk Semena spojrzał na niego z błyskiem w oku. - Jest ósma rano, groby na nekropolii tebańskiej jeszcze pozamykane, zresztą nie zdążyłbyś dobiec z tak daleka...
- Tu obok jest taka dziura w skale, a w środku salka i kobitki na ścianie - wyjaśnił Piotruś.
- Ale to przy samym obozowisku, więc przecież wiecie...
- Gdzie?!
Po chwili zadyszani naukowcy stanęli koło namiotów.
- O! - Piotruś wskazał im szczelinę tuż koło latryny.
- Jakim cudem wcześniej jej nie zauważyłem?! - Kierownik ekspedycji był zaskoczony.
- Widać pod latarnią najciemniej. To co, włazimy? Raz jeszcze sobie popatrzę.
Z głębi ziemi dobiegał pijacki śpiew Jakuba i Semena. Jan wczołgał się pospiesznie. Obaj starcy rozpijali właśnie kolejną flaszkę miejscowej daktylówki.
- O kurde, mój prawnusio podkablował, gdzie mamy melinę! - ryknął Wędrowycz.
Semen spojrzał na swojego potomka z wystudiowaną niechęcią.
- Chcesz się napić, to przynieś sobie szklankę. - Popatrzył z żalem na rozpoczętą butelkę.
Archeolog nie odpowiedział. W milczeniu patrzył na wspaniały relief złożony z kilkudziesięciu nagich tancerek... Sądząc po rozmiarach pomieszczenia, musiało być przedsionkiem wspaniałego grobowca, a może raczej podziemnej świątyni. Zajrzał przez niskie drzwi do kolejnej, dużo większej sali. Połowa jej stropu runęła wiele stuleci temu... Ale za zawałem z pewnością były kolejne pomieszczenia...
- Wstępna konserwacja malowideł potrwa ze dwa lata - liczył pospiesznie. - Dopiero potem pozwolą nam podjąć dalsze prace. Będzie trzeba przekopać rumowisko, wybrać dekorowane fragmenty, ustabilizować, zrobić pełną rekonstrukcje...
- Popatrz, zamurowane drzwi i pewnie kolejne pomieszczenia. - Olszakowski też przedostał się do środka. - To chyba pierwsza tak wielka świątynia Seta, jaką odkryto. A do tego podziemna i zamaskowana, co jest ewenementem na skalę światową...
- Mamy kupę roboty aż do emerytury. I co więcej, na terenie naszej koncesji! Możemy zacząć prace badawczo-dokumentacyjne choćby dzisiaj.
- Mieliśmy przecież szukać grobu Amenhotepa - przypomniał mu kolega.
- A niech konia pod ogon pocałuje, mam gdzieś jego malutki, dawno wyrabowany grobowiec! To jest konkret!
- Napatrzyliście się, to won - warknął nieżyczliwie Jakub. - To nasza melina.
- Właśnie, melina. - Doktor spojrzał na Semena z naganą. - Dziadku, pozbieraj migiem te flaszki i idźcie za wydmę albo schowajcie się do namiotu, żeby wstydu nie było. Zaraz tu będzie telewizja! - Wyciągnął komórkę z kieszeni.
Obaj starcy spojrzeli na siebie z porozumiewawczym uśmiechem. Zebrali dekorację z butelek i wyleźli z jaskini.
- Punkt pierwszy umowy wypełniony - powiedział Jakub poważnie. - Teraz trzeba tylko dopaść Lenina i Dzierżyńskiego. A potem nareszcie fajrant...
- Jakoś trza wrócić do kraju - zasępił się Semen. - Najlepiej tak, jak tu dotarliśmy, nielegalnie. Albo ja wiem rozwalmy coś, albo przewróćmy obelisk, niech nas złapią i zrobią ekstradycję, to za darmo odstawią do domu.
- Mam pewien plan - oznajmił tajemniczo Piotruś. - Tylko zostawię wujkowi forsę na badanie tej podziemnej świątyni i możemy iść na dworzec. Wracamy do Kairu. Skoro mamy tu znajomości, to trzeba je wykorzystać. Ale najpierw pozwiedzam.
- A pal diabli, zwiedzaj sobie. - Jakub pokręcił głową, zdumiony upierdliwością chłopaka.
Na lotnisku w Warszawie celnik, salutując, przepuścił przez bramkę trzech oberwańców: dwóch starych jak świat, trzeciego dla odmiany młodziutkiego. Ubrani byli dziwacznie i niechlujnie, ich twarze nosiły ślady egipskiego słońca i wiatru, a z sinej barwy nosów staruszków można było wyczytać, że i daktylówka była w robocie.
- Co to za jedni? - zdumiał się jego przełożony. - Czemu ich nie zatrzymałeś? Cholernie podejrzanie wyglądali. Ni to menele, ni to talibowie...
- No jak niby miałem ich zatrzymać? Mieli etiopskie paszporty dyplomatyczne...
Godzinkę później podróżnicy byli już w centrum stolicy.
- Jest to jakiś ślad. - Jakub obracał płachtę „Turbo-ekspresu" w dłoniach, jakby próbował wzrokiem odgadnąć tajemnicę ukrytą w gąszczu literek artykułu. Piotruś westchnął ciężko i wyjąwszy mu gazetę z rąk, zaczął czytać:
- Na niecodzienny sposób zarobkowania wpadło trzech bezrobotnych. Dwaj z nich, ucharakteryzowani na Lenina i Dzierżyńskiego, odgrywają scenki historyczne, trzeci, w uniformie czerwonoarmisty, zbiera datki na rewolucję światową. Ten ciekawy przykład połączenia wiedzy historycznej, doskonałej charakteryzacji i pomysłowości należy pochwalić jako...
- Jak to trzej? - zdziwił się Semen. - Miało być dwóch.
- Widać kogoś sobie już do pomocy zwerbowali -mruknął Jakub. - To nic, Anubis zamówił
dwóch klientów, nie będzie chyba problemu, jak dorzucimy mu jednego ekstra. Piszą tam coś na temat, gdzie można ich znaleźć?
- Na deptaku przy supermarkecie. - Piotruś zdążył w tym czasie przelecieć wzrokiem cały tekst. - Jak ich załatwimy?
- Duchami nie są, no to tradycyjnie. - Semen zatarł dłonie. - Komunistów likwiduje się na dwa sposoby. Szeregowych patroszy szabelką, oficerów nadziewa na widły do gnoju... Z drugiej strony to sama wierchuszka... Trza by coś ekstra wymyślić. Gdyby tak na przykład wetknąć im w zadek po lasce dynamitu i podpaliwszy lont, smagnąć bacikiem po łydkach?
- Może zaczniemy od ich namierzenia? - trzeźwo zauważył Jakub. - A na razie muszę skoczyć tu w jedno miejsce. Głupio się czuję bez spluwy w kieszeni.
- Sądzisz, że nasz arsenalik z czasów powstania warszawskiego jeszcze istnieje? - zapytał
kozak.
- Sprawdzimy.
Arek w mundurze i w budionnówce na głowie krążył po pasażu. Interes szedł mu raczej kiepsko.
- Diabli nadali - mruknął. - Bez tych dwóch to jednak nie to samo. Ale pracować muszę, bo forsa rozchodzi się błyskawicznie. Parszywy kapitalizm.
Kawałek dalej dwaj strasznie starzy kolesie w arabskich burnusach rozwinęli na chodniku perski dywan. Towarzyszył im podobnie ubrany łebek.
- Tak, nie ma to jak praca zbiorowa - westchnął anarchista. - Ale pogonić trzeba, to przecież mój teren.
Zrobił groźną minę i podszedł do obu dziadków.
Читать дальше