Semen i Piotruś złapali za wiosła i po paru minutach wdrapywali się już na pokład kutra.
- Diabli nadali - powiedział przemytnik Musa, patrząc na niespodziewanych pasażerów. - Co to za jedni?
- Nie wiem - westchnął jego wspólnik Selim. -Wleźli nam do łajby jak na swoje podwórko i płyną tam, skąd wszyscy uciekają... Rozumiesz coś z tego?
- Tylko tyle, że nie zapłacili za przewóz i chyba nie mają takiego zamiaru. Tylko ropę na darmo tracimy... Ale potem się zastanowimy, na razie trzeba wiać, zanim nas straż przybrzeżna namierzy.
- I tak musimy przepłynąć morze po kolejną partię uchodźców - trzeźwo zauważył jego wspólnik.
- To co innego.
- Więc co z nimi robimy? Wywalamy za burtę czy jak? A może niech pokład odszorują?
- A co tu szorować, mocniej potrzesz szczotką, zejdzie farba, a pod spodem już prawie blachy nie ma, czysta rdza... Sam wiesz, że ta krypa trzyma się tylko na słowo honoru.
- No to nie mam pomysłu, jak mogliby zapłacić za przewóz.
- A mi coś świta. Popatrz na tego chłopaczka.
- No... - Selim zerknął na Piotrusia stojącego na dziobie łajby.
- Znasz szejka Muhameda? Tego, co ma pałacyk na zachód od Aleksandrii?
- Pewnie. Niezłą forsę zarobił na fałszywych działkach roponośnych...
- Z tego, co mi się obiło o uszy, szejk ma niezły haremik i od dość dawna przepytywał, czy ktoś nie ma młodego, pracowitego eunucha do sprzedania.
- Niewolnictwo? Do tego z wytrzebieniem? To nielegalne jak cholera...
- A przemyt naszych do Włoch to niby legalny? - prychnął Musa. - Tak sobie myślę, że za tego chłopaczka dałby nam niezłą kasę. A jak nie on, to ktoś inny może się skusi?
- Ale to nie jest eunuch. Chyba żeby go samemu zoperować. Niby wprawę mam.
Pamiętam, jak kiedyś kastrowałem wielbłądy, jeden tak mnie kopnął...
- To już szejk niech sobie sam załatwi. Zresztą do tego potrzeba fachowca.
- A tych dwóch dziadków? - zadumał się Selim. -Na niewolników za starzy. Może damy im w łeb i niech nakarmią sobą ryby? Albo...
- Może ich kupi doktor Ahmed. Robi ostatnio sporo operacji i potrzebuje dużo narządów do przeszczepów.
- No, to załatwione. - Zatarł ręce. - Walniemy im wódy z prochami, obudzą się za trzy dni... - Popatrzył na nieoczekiwanych pasażerów nieomal z czułością.
Jakub Wędrowycz załatwiał potrzebę fizjologiczną, wypiąwszy tyłek za rufę. Semen wypatrywał delfinów.
- Świat nie jest taki zły - stwierdził pogodnie stary kozak. - W tym tempie niebawem będziemy w Afryce.
- O ile będziemy. Ci dwaj Arabowie chyba coś niedobrego knują - zauważył Piotruś. - Mają taki podejrzany wyraz twarzy... I źle im z oczu patrzy.
- Ty głupi, wstrętny, obrzydliwy rasisto - syknął pradziadek. - Że ktoś odrobinę inaczej wygląda, to ty już od razu musisz go podejrzewać cholera wie o co!
- Nie można ludzi oceniać po wyglądzie - przytaknął jego druh. - Miałem kiedyś kumpla, uczciwy Żyd z dziada pradziada, a hitlerowcy uznali, że jest Ormianinem, i rozstrzelali biedaka.
Nad błękitnymi wodami Morza Śródziemnego zapadał późny letni zmierzch. Wiatr wiejący z południa niósł woń Afryki. Musa podszedł do pasażerów.
- Zapraszam na kolację - powiedział w swoim języku.
Widząc, że nie rozumieją, ponaglił ich gestem. Weszli do mesy. Stół nakryty obrusem, wódka rozlana już w kieliszki, pośrodku piętrzyły się w misce figi i daktyle.
- Słodkim zagryzać? - zdumiał się Wędrowycz.
- Nie rób wiochy, tylko pij - warknął Semen. - Taki tu widać zwyczaj.
Zasiedli za stołem naprzeciw przemytników.
- A ja co będę pił? - Piotruś popatrzył na swój kieliszek. - Za młody jestem.
- Z nami się nie napijesz? Z własnym pradziadkiem? A może ci towarzystwo Arabów nie odpowiada, skinheadziku za dychę. - Jakub już zaczął wyciągać kabel przewleczony przez szlufki spodni.
- Czekaj. - Semen powstrzymał go gestem. - Po co tak nerwowo? Nikt ci nie każe pić całego litra - powiedział do Piotrusia. - Golnij sobie tak symbolicznie, jeden malutki kieliszeczek dla towarzystwa i wystarczy.
- Kieliszeczek!? Z pół puszki coli by się tu zmieściło - Piotruś wyraził swoje wątpliwości.
- Trzynaście lat masz, kawał chłopa z ciebie. Ja w twoim wieku pijałem już spirytus -
rzucił Jakub. - No już, bo panowie przemytnicy grzecznie czekają, nie wkurzaj ich, bo to nieładnie.
- No dobra, to trochę spróbuję... - ustąpił chłopak. -Ale to ostatni raz.
Ujął kieliszek w dłoń.
- Przyjaciele! - Jego pradziadek wzniósł nabożne spojrzenie ku straszliwie zardzewiałemu sufitowi. - Zebraliśmy się oto na pokładzie tego pięknego statku, by zrealizować swoje marzenia o podróży do lepszego świata...
- To nie my, tylko ci, co płynęli w drugą stronę, do Europy - burknął Semen.
- Na pokładzie statku, który nas, ubogich wieśniaków z Polski, przewiezie do miejsc, gdzie nacieszymy nasze oczy wykwintnymi dziełami sztuki naszych przodków...
- Ale Polacy nie pochodzą od Egipcjan – zauważył trzeźwo jego prawnuk.
- Jak umiecie ładniejsze toasty wznosić, to zaraz będziecie mieli okazję - zdenerwował się egzorcysta.
Arabowie czekali cierpliwie.
- Niech żyje odwieczna przyjaźń polsko-arabska, której więzy zacisnął Sobieski, gdy wraz ze swymi przyjaciółmi muzułmanami poszedł wysiekać Wiedeń. Prosit'. - Wychylił swój kieliszek.
Wszyscy poszli za jego przykładem.
- Uuuukh... - wykrztusił Piotruś. - Daktylówka.
- Zagryzaj figami - poradził pradziadek i opadł na krzesło tak ciężko, aż się stateczek zakolebał.
- A teraz wypijmy... - zaczął Semen, ale Piotruś już nie zdążył usłyszeć kolejnego toastu.
Zakręciło mu się w głowie i zapadł w głęboki sen.
- No i po problemie. - Musa zatarł ręce. - Pośpią po tym ze dwie doby.
Paliwo do samolotu skończyło się tuż pod Warszawą. Dzierżyński zarył artystycznie maszyną w pole kartofli, a potem, gdy już wygrzebali się z wraku, podreptali na stację PKP. Pociąg też zaraz podjechał, jak na zawołanie.
- Wędrowycz uziemiony, teraz neutralizujmy archeologów i zadanie wykonane. - Wódz zatarł dłonie z uciechy. - Chodźmy na kwaterę, odeśpimy trochę, a potem bierzemy się do roboty. Od jutra zajmiemy się na poważnie rewolucją światową.
Nim dotarli do znajomej budy na działkach, było już popołudnie. Zapukali i weszli.
- O, dziadki wróciły - ucieszyła się Gośka na ich widok. W samej halce nastawiała właśnie wodę na makaron. - Arek w miasto poszedł coś uzbierać, ale bez was to kiepsko idzie.
- To od jutra znowu mu pomożemy - odparł Lenin z niejakim roztargnieniem.
Strój dziewczyny, a raczej jego niedostatki wywołały w nim przypływ bardzo burzliwych uczuć.
- Siadajcie, zaraz parówek ugotuję - obiecała.
Obaj rewolucjoniści usiedli na kanapie i zaczęli wodzić za nią cielęcym wzrokiem.
- No więc, jak by to powiedzieć... - Lenin obciągał tużurek, a jego obleśne spojrzenie oblizało dekolt dziewczyny. - Ponieważ fizjologia i naturalne potrzeby biologiczne w pewnym sensie określają świadomość...
- I w związku z tym... - zaplątał się Dzierżyński. - jeśli odrzucimy ostatnie przeżytki burżuazyjnej moralności...
- Ech, wy wykopaliska... - rzekła Gośka z uśmiechem. - Powiedzcie po ludzku, że macie ochotę trochę pociupciać. Dobra, obiad potem może być. - Wyłączyła kuchenkę.
Młody anarchista przyszedł godzinę później i krytycznym wzrokiem spojrzał na rozkopany barłóg. Zasiedli do stołu.
- No, teraz kwestie formalne. - Arek podał wodzowi musztardę. - Przespałeś się z moją dziewczyną, to zapłać.
Читать дальше