Semen z Piotrusiem odczepili linki od gondoli. Powiał wiatr i balon, wlokąc za sobą wolno tlący się lont, wzniósł się nad morze.
- Zobacz, znowu ten samolot, co się snuje za nami. -Prawnuk pokazał Jakubowi aeroplan, który wynurzył się zza horyzontu i leciał w ich stronę.
- Mam ich w dupie - ziewnął Wędrowycz. - A zresztą niech atakują. - Uśmiechnął się wrednie.
- Mamy ich. - Bardak z radością zatarł ręce.
- Gdzie? - Lenin wyjął lornetkę i dłuższą chwilę przepatrywał niebo. - Są – zlokalizował wreszcie balon. - Nieźle zasuwają. Fiedia, jesteś w stanie trafić ich z tej odległości?
- No pewnie. - Dzierżyński uśmiechnął się zimno. - Ale może lepiej podlećmy bliżej...
W tym momencie sterowiec rozkwitł kulą ognia. Kilka sekund później resztki strzaskanej konstrukcji wewnętrznej i płachty płonącego poszycia balonu z sykiem zatonęły w morzu.
- Wyrwaliśmy chwasta - ucieszył się Lenin.
- Nie wy, tylko jakiś błąd zrobili i sami się wykończyli - zauważył Bardak.
Dzierżyński zadziałał instynktownie. Złapał bluźniercę za gardło i wywlókłszy z kokpitu, wywalił za burtę.
- Lenin nie myli się nigdy - krzyknął w ślad za nim. A potem w ostatniej chwili przejął stery i zawrócił w stronę lądu.
- Coś wyrzucili - zauważył Jakub, patrząc, jak od samolotu odrywa się podłużny kształt i z pluskiem uderza w powierzchnię zatoki jakieś dwadzieścia metrów od brzegu.
- Sądzę, że to był trup - powiedział Piotruś. Obaj starcy roześmieli się.
- Jesteś przewrażliwiony - odparł Semen. - Za dużo było przygód i kociołek się przegrzał. - Puknął chłopca w czoło.
- Zaraz zobaczymy, co to. Prąd znosi w naszą stronę. - Jakub obserwował wodę z miną prawdziwego wilka morskiego.
- Może to bomba? - zaniepokoił się Semen. – Może chcieli nas załatwić w ten sposób?
- To czemu nie zwalili nam na głowy? – Egzorcysta wzruszył ramionami.
Dziwny tłumok podpłynął bliżej i w zapadającym zmroku spostrzegli, że to rzeczywiście człowiek, kto wie, może nawet jeszcze żywy.
- Ratujcie - wyjęczał domniemany nieboszczyk po polsku.
Semen wraz z Piotrusiem weszli w wodę po pierś i po chwili wywlekli półżywego topielca na piasek.
- Dziękuję, dobrzy ludzie - wysapał, a potem zamilkł przerażony.
- Izydor! - rozpoznał Semen.
- O kuźwa, jeszcze żaden Bardak nie nazwał mnie dobrym człowiekiem. - Jakub wyciągnął kabel ze spodni i zręcznie splótł szubieniczną pętlę. - Tę hańbę natychmiast trzeba zmyć krwią! Wieszać każdy może, jeden lepiej, drugi gorzej - zanucił fałszywie, sprawdzając, czy węzeł prawidłowo się zaciska.
- Miało już nie być zabijania - przypomniał Piotruś.
- Mieliśmy nie zabijać tubylców - warknął jego pradziadek. - Zresztą dla Bardaka zawsze zrobimy wyjątek.
- Toż nie ciebie nazwał, tylko nas - mitygował go Semen.
- To co, nie liczy się? - Wędrowycz popatrzył z żalem na perfekcyjnie wykonany stryczek.
- Ano nie liczy się. W dodatku, skoro już drugi raz ratujemy mu życie, widać los postanowił, że ma żyć.
- To może chociaż coś mu urżnę? - zaproponował Jakub. - Tak na pamiątkę? Albo na kolację...?
- Obejdzie się. A ty gadaj, skąd się tu wziąłeś? Co?
Bardak mówił powoli i nieskładnie, dopiero gdy egzorcysta, pomstując na czym świat stoi, pozwolił napoić go łykiem bimbru, zaczął nieco przytomniej odpowiadać na pytania.
- Dwaj kolesie, jeden łysy i podobny do Lenina, drugi kudłaty i podobny do Dzierżyńskiego - zadumał się Jakub. - Znaleźli samolot w stodole i zmusili cię, żebyś pilotował. Ciekawe. I wykończyć mnie chcieli. Coś niezbyt mi się chce w to wierzyć. Wydaje mi się raczej, że tych dwóch killerów było wynajętych przez plemię Bardaków, a ciebie przydzielono im jako przewodnika.
Izydor oblał się zimnym potem. Spojrzenie wodnistych oczek Jakuba przewiercało go na wylot. Nieomal fizycznie czuł, jak Wędrowycz telepatycznie sonduje jego pamięć.
- To nie mógł być prawdziwy Lenin - uspokoił przyjaciela Semen. - Przecież on nie gada po polsku.
- Fakt. Zresztą dobrze drania przykołkowałem... - Egzorcysta nie bardzo wiedział, jak rozwikłać tę zagadkę.
- A Bardaki, gdyby mieli forsę na killera, to by go już dawno temu wynajęli – dodał Piotruś. - Poza tym dlaczego teraz? Tyle razy zachodziłeś im za skórę, mieli ze sto lepszych powodów. Ostatnio był między wami pokój.
- Nie żaden pokój, tylko krótkotrwała przerwa w działaniach wojennych – sprostował Wędrowycz.
- Ano nie ma sobie co łba łamać. Skoro w Albanii mieliśmy nie zabijać, to trudno. Dokopmy mu i idziemy spać.
- Po co dokopywać? - zdziwił się prawnuk. - Przecież wszystko powiedział.
- W imię zasad - upierał się Jakub. - Bardakowi żyć nie dopuścisz - zacytował starożytną maksymę rodu.
- Wiesz co? - powstrzymał go Semen. - U nas w kraju tobym cię nie powstrzymywał, wiadomo, wroga trza pod but, ale tu, na obcej ziemi, Polacy powinni trzymać się razem.
- No fakt - zasępił się Jakub. - jest taki zwyczaj.
- No. I dlatego ja mu dokopię, bo jestem, było nie było, rosyjskim kozakiem.
- A nie prościej uznać, że jest Szkopem? Wtedy i dowalić mu można, i patriotyczny uczynek będzie...
Ale wroga już nie było. Zwiewał, aż się za nim kurzyło. Nikomu nie chciało się go gonić.
Trzej podróżnicy starannie przejrzeli bagaże, przepakowali się. Najmniej potrzebną część wyposażenia, to znaczy puste już butelki, po prostu porzucili.
- No, jakoś się zabierzemy - mruknął egzorcysta, patrząc na dwie walizki, kanisterek i plecak.
Następnie ruszył na szczyt pagórka, gdzie spoczywał trup rozgniecionego tubylca. Pod nieboszczykiem, też wgnieciony częściowo w glebę, leżał kałasznikow z celownikiem optycznym. Wędrowycz odżałował odrobinę bimbru i dokładnie zmył posokę.
- Broń może nam się przydać. We Włoszech są faszyści. A Niemców to ja nie lubię...
- Po pierwsze, nie są, tylko kiedyś byli - westchnął Semen. - A po drugie, włoscy faszyści to co innego niż hitlerowcy, no i nie są Niemcami...
- Coś podobnego? - zdumiał się Jakub. - Zresztą wszystko jedno. - Sprawdził magazynek.
- Bardziej, moim zdaniem, powinniśmy obawiać się włoskiej policji i mafii.
- Aha - zgodził się i zarepetował broń.
Otworzył puszkę sardynek, wyjadł ryby, a oliwę wylał na kawałek onucy i zaczął starannie czyścić mechanizm.
O świcie Jakub i jego towarzysze stanęli na brzegu. Przy pomoście chwiał się na wodzie nieduży ponton desantowy z silnikiem. Przyszło też sporo miejscowych. Goście dostali kanapki na drogę oraz butelkę wina, po czym rzucono cumy.
- Mili ludzie - powiedział Jakub. - Szkoda tylko, że nie gadają w żadnym ludzkim języku.
- Jak to nie? - zdziwił się Piotruś. - Przecież wczoraj z nimi rozmawiałem.
- Uhum - mruknął Wędrowycz, po czym ułożył się wygodnie na dnie pontonu i nakrywszy twarz dłonią, zapadł w sen.
- Morze przesławne, Bajkale ty nasz... - zaintonował Semen, wybijając korek z flaszki.
Chłopiec zapuścił silnik i ujął ster w dłoń. Fale zrobiły się większe.
- Jesteś pewien, że z tym pontonem to dobry pomysł? - zapytał kozak ciut zaniepokojony.
- Mówili, że w ten sposób nielegalnie uciekają do Włoch.
- A, to w porządku... - Uspokojony, znowu zaśpiewał: - Lata katorgi mijały w milczeniu, wierny przyjaciel odmienił mój los, dopomógł w ucieczce z więzienia.
- Wujku? -Tak?
- Byłeś na zesłaniu?
- Dwa razy - wyjaśnił z dumą Semen. - Przez pomyłkę oczywiście, chyba nie sądzisz, że mógłbym być dekabrystą.
Читать дальше