- Okażcie dokumenty, obywatele - zażądał wyższy po rosyjsku.
- Paszoł, dumki
- Ten ich sterowiec widziano w nocy, jak przekraczał nielegalnie granicę. - Sołtys zakończył konsultacje i wyłączył telefon. - Aresztować ich.
- Wała! - zawył Jakub i wyrwawszy z rękawa łańcuch krowiak, zakręcił nim artystycznego młynka.
Bułgarzy ryknęli zgodnie i ruszyli na polskich turystów, zaczęła się bitwa. Skończyła się raczej szybko.
- I Herkules dupa, kiedy ludzi kupa - stwierdził filozoficznie Semen. - Zdaje się, że w tym starciu zajęliśmy zaszczytne drugie miejsce.
- Ale na punkty wygraliśmy - uspokoił go Jakub. Obaj starcy leżeli skuci na pylistej glebie placyku przed wieżą. Lekarz opatrywał kilkunastu poturbowanych miejscowych. Obu pechowych podróżników zaraz też postawiono na nogi i powleczono do aresztu.
- Może wylądowaliśmy nie tam, gdzie trzeba? -mruknął Jakub, rozglądając się wokoło. - Powitanie zgotowali nam tu średnio przyjazne...
- To na pewno właściwe miejsce. - Semen pokręcił głową. - Zobacz, tamta fabryczka to była wytwórnia wodoru, obok są jeszcze betonowe podstawy pod zbiorniki z paliwem... Z góry widzieliśmy fundamenty szop do trzymania sterowców. I drogi jakie równiutkie, takie tylko Niemcy budowali...
- No fakt - zgodził się Jakub. - Tylko czemu nas zamykają? Zapomnieli, że mają nas obsłużyć, czy ki diabeł?
- Normalka. Pojawił się prawowity właściciel, to na złodzieju czapka gore.
- Co?
- Baza tu była, nie? Rozszabrowali ją do fundamentów! Baraków nie ma, paliwa nie ma, w wytwórni gazu zrobili chyba gorzelnię. - Nos Semena uchwycił zapach rakii. - Zagospodarowali całe mienie armii i siedzieli zadowoleni, a tu nagle zjawiamy się my. To spanikowali i próbują się pozbyć kłopotu.
- Może trzeba było jednak powiedzieć, że jesteśmy Rosjanami? - zastanowił się egzorcysta. - Może by nas lepiej potraktowali?
- No co ty, przecież w czasie wojny byliśmy ich wrogiem. Choć z drugiej strony, pod wodzą Aleksandra Drugiego pogoniliśmy stąd Turków. Wyzwoliliśmy ich spod jarzma. Powinni odczuwać elementarną wdzięczność...
- To było ponad sto dwadzieścia lat temu!
- Tak? Ależ ten czas szybko leci...
- Tak właściwie - Jakub spojrzał spod oka na Semena - ile ty masz lat? Jak byłem szczeniakiem, ty już...
- Dajcie ich do aresztu - zażądał sołtys. - Sterowiec trzeba dobrze przycumować, żeby nie odleciał. Po południu będzie tu policja z Warny i wszystko wyjaśnią.
- Jest przycumowany... - jeden z policjantów spojrzał do góry i urwał w pół słowa.
- Już odleciał - ktoś zauważył. - Chyba tam na pokładzie było ich więcej.
Sterowiec wolniutko płynął nad wsią. W tym momencie dobiegł ich głos Piotrusia, wzmocniony przez mosiężny rezonator:
- To jest napad - zahuczało po rosyjsku. - Dostarczcie na wieżę pięćset butelek rakii. Macie trzy minuty!
- o! - Policjant wykonał ręką „międzynarodowy znak pokoju".
W odpowiedzi z niebios dobiegł szczęk zwalnianej blokady. Cztery małe bomby pomknęły w stronę ziemi i urząd gminy zamienił się w stos gruzów.
- To było absolutnie ostatnie ostrzeżenie!
- My cię zaraz... - Mundurowy wyciągnął pistolet, a kilkunastu jego pobratymców poleciało do domów po strzelby.
- Jak sobie chcecie. - Kolejna bomba uderzyła w kadź fermentacyjną wioskowej gorzelni.
Krople zacieru spadły na ziemię jak deszcz. Następny pocisk trafił w budynek straży pożarnej, jeszcze następny rozniósł na kawałki sołtysowego mercedesa. Sterowiec wolniutko zawrócił nad wytwórnię gorzałki.
- Czego on chce? - Sołtys potrząsnął Jakubem.
- Napić się. - Więzień wzruszył ramionami. - Mój prawnuk jest straszliwym opojem...
- Pięćset butelek to wszystko, co mamy - jęknął komendant posterunku. - A zacier diabli wzięli. Zostaniemy bez kropli, a kupować u sąsiadów... - Aż się wzdrygnął na myśl o takiej hańbie.
- Jak nas wypuścicie, spróbujemy mu to wyperswadować - zaproponował kozak.
Jeńców wyprowadzono przed areszt. Piotruś zrzucił drabinkę linową i obaj starcy zręcznie zaczęli wspinać się do gondoli. Sterowiec odleciał, kierując się na zachód.
Minęło może pół godziny, gdy mieszkańcy wioski spostrzegli na niebie szybko rosnący punkt. Coś się do nich zbliżało.
- Samolot - zidentyfikował sołtys. - Stary jak świat. Nie wygląda na wojskowy.
- Może kolejna wataha świrów. - Komendant policji zarepetował sztucer. - Pozwalamy im wylądować, czy może lepiej zestrzelimy od razu?
- No nie wiem. - Już było za późno na podjęcie decyzji, poobijany aeroplan zszedł do lądowania i osiadł na szosie. Obaj urzędnicy ruszyli na spotkanie z załogą. Z samolotu wygramolili się trzej przybysze. Pierwszy wyglądał trochę jak Lenin, tylko jego czaszkę pokrywały odrastające włoski. Gęba drugiego także wydała się jakby znajoma. Trzeci przybysz nie przypominał nikogo.
- Kto tu dowodzi? - zapytał po rosyjsku ten podobny do Lenina.
- Ja - bąknął skołowany sołtys.
~ Ścigamy zeppelina lecącego z Polski do Egiptu -Wyjaśnił jego towarzysz. -
Dedukujemy, że jego załoga złożyła wam wizytę? - Gestem objął dymiące jeszcze ruiny.
- A jakże! - Komendant posterunku otarł dłonią usta.
- Kiedy odlecieli?
- No będzie z pół godziny temu. W tamtą stronę zwiewali. - Policjant wskazał odpowiedni kierunek. - Chyba chcą przeskoczyć nad górami do Macedonii.
- Mamy ich - zatarł ręce niby-Lenin. - Już nie uciekną. Do samolotu! - polecił swoim towarzyszom.
- Nie mamy prawie paliwa - bąknął trzeci.
- Cholera! Sprzedacie nam ze sto litrów benzyny? - Leninopodobny zwrócił się do Bułgarów.
- Damy wam za darmo. - Sołtys z żalem popatrzył na wypalony wrak swojej limuzyny. - Ale musicie obiecać, że wlepicie im kilka kopów i w naszym imieniu!
- Umowa stoi. - Uścisnęli sobie dłonie.
Kilka minut później stary aeroplan wystartował w dalszą drogę.
- Koniec paliwa! - Semen ze złością uderzył w tablicę rozdzielczą. - Nie mamy też oleju, straciliśmy dobre dwadzieścia procent wodoru...
- Bomby zostały tylko dwie, amunicji do karabinów trzy taśmy - zameldował Jakub.
- Skoro nie mamy benzyny... - zaczął Piotruś.
- Morza Śródziemnego nie przeskoczymy, w dodatku wiatr znosi nas w złym kierunku - powiedział ponuro kozak. - Przelecimy może jeszcze kilkadziesiąt kilometrów i trzeba będzie porzucić lub ukryć gdzieś maszynę.
Nieoczekiwanie Jakub drgnął i popatrzył przez tylne okienko gondoli.
- Samolot za rufą! - krzyknął. - Na naszym kursie! To pościg!
- Alarm bojowy! - zarządził Semen, otwierając skrzynkę z ostatnimi taśmami do karabinów.
Raport:
W dniu dzisiejszym około godziny dziesiątej rano podwładni poinformowali mnie, że w stronę granicy nadlatuje niezidentyfikowany pojazd latający. Przekonany, że to balon meteorologiczny, wyszedłem przed stanicę uzbrojony w lornetkę. Przy jej pomocy rozpoznałem obiekt jako nieduży sterowiec bojowy z okresu pierwszej wojny światowej.
Ponieważ radar nie wykazywał jego obecności, skłonny byłem uznać jego pojawienie się za halucynację spowodowaną wczorajszym nadużyciem rakii, na wszelki wypadek jednak kontynuowałem obserwację. Sterowiec szedł w stronę granicy niesiony wiatrem, jak mogłem stwierdzić, śmigła silników nie obracały się. Na wszelki wypadek nakazałem, by szeregowy Penszo podjął próbę nawiązania łączności radiowej z załogą. Łączność udało się nawiązać, załoga podała tylko informację, że lecą z Polski do Egiptu. Na pytania uściślające, mające prowadzić do identyfikacji, odpowiedzieli pogróżką, że zbombardują nas w razie prób zatrzymania. Po dalszych trzech minutach zaobserwowałem nadlatujący śladem sterowca samolot typu rolniczego (jak do opryskiwania pól). Samolot był najwyraźniej przeciążony - przez lornetkę widziałem w jego kokpicie kilku ludzi, w tym jednego uzbrojonego w broń myśliwską, W chwili gdy samolot zbliżał się do zeppelina, ścigający otworzyli ogień, celując w balon nośny.
Читать дальше