- To sobie przypomnij, co teraz robi nasz znajomy kardynał od inkwizycji.
Jakub przypomniał sobie i od razu poweselał.
Wysiedli wreszcie z pociągu i obejrzawszy plan miasta, ruszyli ulicą Brzeską. Było już prawie zupełnie ciemno, ale latarnie jakoś się nie paliły.
- Co za paskudne miejsce - marudził Semen, patrząc na odrapane elewacje. - Jesteś pewien, że to tutaj?
- Tak - uciął Jakub. - To znaczy trochę dalej. Tam mieszkał ten młody koleś z Dębinki. Za pieniądze z Watykanu małpowaci kupili sobie kawalerkę, coby tam nocować, jak ktoś ze wsi będzie potrzebował stolicę odwiedzić. Skoro nie odbiera telefonu, to znaczy, że mieszkanie puste jest. No nie?
- No tak - przyznał Semen.
- Czyli mamy metę, a może jak przepatrzymy wszystkie kąty, trafimy na jakiś ślad – rozważał egzorcysta. - A i posiedzieć tam warto, bo gówniarz może tylko za dziewczynami gania, to do domu wróci, a wtedy flaszka jest nasza bez konieczności zdzierania zelówek po stolicy.
- Dobra myśl - pochwalił kozak.
W tym momencie głośno chrupnął kawałek szkła rozdeptany adidasem. Trzech przypakowanych byczków w dresikach zagrodziło starcom drogę.
- No co, dziadki? Zawędrowało się, urwał, za daleko od domu? - warknął ten najbardziej masywny. - Wyskakiwać, urwał, z kasy.
- Że co? - zdziwił się Semen.
- Stul, urwał, ryj i forsę dawaj!
- Nie nawykłem rozdawać jałmużny!
- Dawaj, urwał, kasę albo łomot będzie! - Dresiarz zacisnął pięść wielką jak bochen. - Bejsbol, Glaca, do roboty! - Skinął na swych pomagierów.
- Spierdalaj, wieśniaku, do chlewa, wsadź ryj w koryto obok swojej dziewczyny i zabulgotaj - odparł życzliwie Wędrowycz.
- Jakub? - Kozak dał mu sójkę w bok. - Co ty pieprzysz? Króliki ci się we łbie na starość zalęgły czy jak?
- No co?
- To przecież my jesteśmy wieśniaki. Stary Majdan to wieś... Wojsławice też straciły prawa miejskie.
- Oż kurde, faktycznie. - Egzorcysta zdziwił się tak bardzo, że prawie przegapił cios.
Na szczęście Semen, wychowanek elitarnego carskiego korpusu kurierów, zachował przytomność umysłu. Trzasnęła łamana kość, a gazrurka potoczyła się aż na ulicę. Byczek zawył, trzymając się za ramię, a potem zemdlał. Jego kompani patrzyli na to ze zbaraniałymi minami. Jakub spojrzał im prosto w oczy i użył odrobiny mocy. Tylko tyci, tyci... Nagle obaj dresiarze doznali dziwnego natrętnego wrażenia, jakby ktoś przyłożył im starą, zardzewiałą, wyszczerbioną brzytwę do pewnych nader wrażliwych części ciała.
- Co jest? - pisnął Glaca.
- Moje jaja - jęknął jego ziomal. - Co się dzieje?
- Nic takiego, zwykła magia - mruknął Jakub uspokajającym tonem.
Cholernie nie lubił nowomodnego słówka „hipnoza".
- O Harrym Potterze słyszeliście? No to powinniście wiedzieć, co oznacza taki sznyt. - Kozak wskazał bliznę po kuflu zdobiącą czoło przyjaciela. - Jesteście stąd?
- E... - wykrztusił Bejsbol. - No, stąd. My z dziada pradziada kiziory z Pragi.
- A to wasz koleś? - Semen wskazał poszkodowanego.
Niewidzialne brzytwy nacisnęły jakby mocniej.
- Nie! - wrzasnął Glaca. - W ogóle go nie znamy! Tylko przypadkiem z nim szliśmy!
- Czyli pozwalacie, by na waszym terenie byle frajer łaził po ulicy? - mruknął Jakub. - Uuuu...
Trzeba będzie was nauczyć, jakie zasady obowiązują w porządnej dzielnicy.
- Nie no, po co? - zakwilił większy. - U nas jest porządeczek, przecież właśnie go złapaliśmy i odprowadzaliśmy do wyjścia...
- Ale wleźć w głąb swojego rewiru jakoś mu pozwoliliście, patałachy! A teraz pod but to gówno, pouczyć o szkodliwości czynów aspołecznych! Nie umie się zachować, to nie powinien w mieście mieszkać.
- Tak jest! - Czteropaskowy zasalutował i zaraz z kumplem zaczęli flekować swego byłego wodza.
Wkładali w to sporo zapału.
- Dobra, starczy tego - mruknął egzorcysta, widząc, że niedoszły rabuś został praktycznie wdeptany w chodnik. - Teraz bierzcie nasze walizki i nieście.
- Walizki? - zdziwił się Bejsbol.
- My? - osłupiał Glaca.
- Gdzie wasze wychowanie, pozwalacie, by sąsiedzi staruszkowie takie ciężary dźwigali? - obruszył się Semen.
Brzytwy znowu się poruszyły. Dresiki bez słowa złapały bagaże i sapiąc, ruszyły we wskazanym kierunku.
Dwadzieścia minut później Jakub z kumplem zatrzymali się przed odpowiednią bramą. Bandziorki najwyraźniej teraz dopiero się przestraszyli.
- To wy też z tej sekty? - wychrypiał większy.
- Nie bądź taki ciekaw. Macie tu na piwo i dziękujemy za odniesienie. - Semen dał im piątala. - A teraz spadać. Będziecie potrzebni, to zawołamy.
Po chwili obaj dresiarze byli już za rogiem. Dziwnie im się spieszyło, mało adidasów nie pogubili.
Kamienica wyglądała niczego sobie. Wzniesiona z dobrej cegły, wytrzymała sześćdziesiąt lat bez remontu. Tylko balkony poodpadały. A i tynku zostało na niej niewiele. Starcy weszli w cuchnącą moczem bramę.
- Jakub, a zdjąłeś z nich ten urok? - zapytał kozak.
- Zapomniałem - przyznał Wędrowycz. - Ale w tym wieku mam prawo mieć sklerozę.
- I będą teraz do końca życia tak łazić z jajkami jak w imadle? To niehumanitarne.
- Oj tam, żadne do końca życia. - Wzruszył ramionami. - Po tygodniu samo puści, chyba że podatni, to po dwu wtedy.
Znaleźli właściwą klatkę i pomaszerowali po skrzypiących drewnianych schodkach na ostatnie piętro.
- Dwadzieścia siedem, to tutaj. - Egzorcysta oświetlił latarką drzwi. - U la, la, jakieś menelstwo tu gospodarowało...
- Otwierane z kopa co najmniej kilka razy. - Kozak obejrzał potrzaskaną framugę. - A ten ślad? Czy niczego ci nie przypomina? Bo mnie się kojarzy...
Jakub wpatrzył się w odbicie protektora, wyraźnie widoczne na malowanych olejno deskach.
- A niech mnie - szepnął. - Masz rację, ten bucior to robota watykańskich szewców. Inkwizycja nas ubiegła. I co gorsza, mają ze dwa dni przewagi.
- Dorwali go?
Jakub przekroczył próg. Z obrzydzeniem popatrzył na symbole obcej religii zdobiące ściany. Wsłuchał się w aurę budynku.
- Jeszcze nie, ale musimy się spieszyć - mruknął. Poszedł do kuchni nastawić wodę na herbatę.
Semen rzucił bagaże koło barłogu, a następnie wyciągnął zmęczone członki na mięciutkich skórach.
Coś uwierało go w kark. Pogrzebawszy, wydobył plan stolicy.
- Przyda się - mruknął, przyglądając się plątaninie ulic.
Od kiedy był tu ostatnio, miasto trochę się rozrosło. Na jednej ze stron narysowano czarnym flamastrem kółko, a obok pięć skośnych linii.
- Kumplu? - zagadnął.
- Taa? - dobiegło z kuchni.
- Tak się zastanawiam... Aby wywołać apokalipsę, potrzeba dwu szamanów i inkarnowanego boga niedźwiedzia?
- Tak. W zasadzie bez bóstwa też sobie chyba poradzą, ale to dużo trudniejsze. Yodde ostatnim razem sam próbował i dobrze wiesz, jaką fuszerkę odwalił. Hitlerowcy nie doszli nawet do Uralu.
- To może zamiast szukać dzieciaka, zaczniemy od wytropienia i stuknięcia miśka? - zasugerował Semen.
- Pomysł niezły, ale jak go znajdziemy? - prychnął Wędrowycz. - Dusza Mywu może się wcielić w dowolnego niedźwiedzia w tym mieście.
- Tak szczególnie dużo to ich tu nie ma - zauważył kozak. - Słuchaj, tak mi się w głowie kołata. Pięć skośnych linii... widziałem to już chyba w Dębince, kiedyś, jak jeszcze byli poganami.
- Tak, to jego znak. Jakby niedźwiedź pazurami po korze... Gdzieś to zobaczył? - Jakub wynurzył się z kuchni z dwoma kubkami grzańca. - Nie było herbaty - wyjaśnił tonem usprawiedliwienia.
Читать дальше