- Chcesz powiedzieć, że Wielki Mywu dokonał ponownego wcielenia!? - ryknął egzorcysta.
Aż za dobrze pamiętał, co działo się poprzednim razem.
- To nie wszystko. Mój syn jest po kądzieli wnukiem Yodde. Zdolności dziedziczy się w co drugim pokoleniu, a to oznacza, że jeśli przejdzie inicjację szamańską, uzyska moc.
- No to wpadliśmy jak śliwka w gówno... - powiedział Wędrowycz.
- Jakub, o czym on gada? - zirytował się Semen.
- Mniej więcej o tym, że ten stary pierdziel, miejscowy szaman, wskrzesił Wielkiego Boga Niedźwiedzia i jeśli jego wnusio też zostanie szamanem, to we trójkę zrobią tu taki rozpierdol, że kamień na kamieniu nie zostanie. A zaczną pewnie od nas - przyjaciel cierpliwie wytłumaczył mu sytuację.
- Czy to pewne? - jęknął kozak. - Znaczy ta moc? I na ile to niebezpieczne?
- Ostatnio tak niekorzystny układ planet nastąpił w połowie tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego - wyjaśnił sołtys. - Mywu inkarnował w lipcu. Yodde został inicjowany w sierpniu. I dobrze wiecie, co było potem. Tylko że szaman był wtedy młody, zupełnie zielony, nie miał nim kto pokierować. Wykpiliście się tanim kosztem, pięć lat wojny i nie więcej niż pięćdziesiąt milionów trupów. Tym razem będzie o wiele gorzej.
- Trzeba zawiadomić Watykan! - zdecydował Jakub. - To nie przelewki.
- Watykan już wie - westchnął gospodarz. - Wywiad mają przecież pierwsza klasa, a i doświadczonych telepatów im nie brakuje.
- No to po kiego grzyba mnie wezwałeś? - zdziwił się egzorcysta.
- Mam zlecenie. Trzeba odbić mojego syna z łap Yodde. I to zanim odnajdzie ich inkwizycja, a chłopak przejdzie szamańską inicjację. Jak go dorwą kościelni, to nie będą się patyczkowali, tylko posadzą na stosie.
- O ty w dziuplę! - parsknął Jakub.
- Znaczy jak zwykle tylko my dwaj możemy uratować ludzkość? - podsumował Semen, dumnie wypinając pierś.
- Nie, ludzkość tym razem uratuje inkwizycja, wy macie tylko wyciągnąć chłopaka – sprostował sołtys.
- Spasuję. - Wędrowycz pokręcił głową. - To za trudne, zbyt łatwo oberwać. Nie lubię was, nie lubię Warszawy, nie lubię się wtrącać w nie swoje sprawy. Poza tym moje usługi są dla was zbyt drogie... Chodź, Semen. Wracamy.
Wstali i już mieli opuścić dom, gdy coś cicho brzęknęło. Sołtys postawił na stole flaszkę. Jakub wsłuchał się w falę akustyczną wzbudzoną przez ciecz uderzającą o ścianki i zamarł w pół kroku.
- To niemożliwe - szepnął.
Odwrócił się. Na blacie stała przedrewolucyjna butelka po krymskim winie z piwnic Jusupowów. Na nią naklejono etykietkę - kawałek szarego papieru pokryty koszmarnymi kulfonami nabazgranymi niewprawnie kopiowym ołówkiem. Ostatni raz widział coś takiego jeszcze przed drugą wojną światową.
- Pogadajmy poważnie - powiedział sołtys. - Jak sprowadzicie chłopaka całego i zdrowego, rozpijemy to na trzech.
Egzorcysta i jego kumpel wpatrywali się w artefakt jak zahipnotyzowani.
- Podróba? - zapytał niepewnie Semen.
- Gdzieście to zdobyli!? - wykrztusił Wędrowycz. - To przecież niemożliwe...
- Nasi przodkowie zeżarli kiedyś bolszewickiego komisarza, co tu przyjechał nawracać ich na komunizm. Miał to w walizce.
Jakub patrzył jak urzeczony na krystaliczną zawartość flaszki. Jej aura zdradzała pochodzenie trunku. Słód zsyberyjskiego jęczmienia, odrobina miodu ze wsi Pokrowskoje i ziół. Fermentowane w beczce z dębu, który wyrósł na uralskiej żyle złota.
- Ależ to... - wykrztusił.
- Prawdopodobnie ostatnia na świecie butelka samogonu wypędzonego osobiście przez Grigorija Jefimowicza Rasputina. - W oczach wodza wioski błysnęły iskierki ponurego triumfu. - Osiemdziesiąt lat trzymaliśmy ją w piwniczce. Zaoszczędziliśmy na czarną godzinę.
- Podobno we Francji w muzeum jest jeszcze jedna, ale nie wiadomo, czy zawartość oryginalna - bąknął kozak. - Jakub, weźmy tę robotę - poprosił. - Pamiętam, jak piłem to z carem w piętnastym roku, schowaliśmy się za drewutnią pałacu w Carskim Siole, prawie już obaliliśmy flaszkę, jak licho przyniosło księżniczkę Tatianę i...
- A zatem? - Sołtys spojrzał wyzywająco.
- Cena jest odpowiednia - burknął Wędrowycz. - Biorę zlecenie. Masz jakieś zdjęcie tego łebka?
Pociąg toczył się leniwie w kierunku zachodzącego słońca. Jakub i Semen zdążyli już wypić pół flaszki pryty, zagryźli, wypili drugie pół, teraz nudzili się jak mopsy.
- Odkąd nową mam maszynkę, ogoliłem sobie szynkę, hej! - nucił kozak, badając swój zarost za pomocą lusterka.
- Jednak do tej Warszawy jest cholernie daleko - marudził egzorcysta.
- Daleko? Pamiętam, jak jechałem kiedyś z Moskwy do Władywostoku... Mało mi zad nie odpadł od tego stukania na złączach torów.
- Żeście za duży kraj mieli, to co siędziwić. - Jakub wzruszył ramionami.
- Że niby co? Co ty gadasz!? Jak to: za duży?
- A za duży. Gdzie rewolucja wybuchła? U was. A dlaczego? Boście tak wielkiego terytorium upilnować nie mogli. W Polsce by to nie przeszło.
Semen obraził się, więc aby przywrócić zgodę, wyciągnęli jeszcze jednego mózgotrzepa. Butelka szybko pokazała dno i nuda powróciła.
- Czego to ludzie nie wymyślą. - Wędrowycz sylabizował napisy na tabliczce koło hamulca bezpieczeństwa. - Taki mały wihajster, a cały wagon można nim zatrzymać! - nie mógł wyjść z podziwu.
- Lepiej przy tym nie majstruj, bo jeszcze będzie na nas - mruknął kozak. - Myślałby kto, że w życiu pociągiem nie jechałeś.
- Jechać jechałem, ale nie oglądałem wtedy szczegółów - odburknął Jakub i dla odmiany zaczął podziwiać składany stolik.
Składał go i rozkładał, i prawie zdążył go zepsuć, gdy drzwi przedziału otworzyły się z trzaskiem. Konduktor z pewnym niesmakiem otaksował obu abnegatów. Woń pryty, stęchlizny i starych skarpetek wywołała na jego twarzy wyraz głębokiej abominacji, ale był z niego prawdziwy twardziel, nie uciekł.
- Bileciki do kontroli - zażądał.
- Kurde, wiedziałem, czułem po prostu, że o czymś zapomniałem! - Jakub palnął się w głowę, aż zadudniło.
- Proszę się z tym zapoznać. - Semen wręczył kontrolerowi papier.
Konduktor przebiegł wzrokiem pismo i zacukał się Wyraźnie. Dłuższą chwilę studiował dokument, jakby nie wierząc w to, co widzi. Sprawdził pieczątki i znaki wodne.
- Czy mam okazać dowód osobisty? - zapytał kozak, sięgając do kieszeni.
- Nie, dziękuję. Życzę przyjemnej podróży! - Kontroler zasalutował i poszedł dalej.
- Coś ty mu pokazał? - zdziwił się Wędrowycz.
- A o! - Semen podał mu papier. Egzorcysta zaczął sylabizować.
- Tu piszą, że masz wieczyste prawo podróżowania bezpłatnie polskimi kolejami z jedną osobą towarzyszącą? - Wytrzeszczył oczy. - Z przedwojenną pieczątką rady ministrów i sam Piłsudski podpisał... Jak to zdobyłeś?
- No, jak już zaczął w Polsce rządzić, to umówiłem się na audiencję, poszedłem do Belwederu i zagroziłem, że go pozwę. Poważnie ucierpiałem, jak robił z kumplami skok na pociąg.
- Postrzelili cię?
- Nie, ale jak lokomotywa zahamowała, to spadłem z kibla i walnąłem głową o klamkę, do dziś mam szramę...
Zademonstrował ledwo widoczną bliznę.
- To musiało boleć - przyznał Wędrowycz ze współczuciem.
- No więc jemu się trochę głupio zrobiło, że naczelnika państwa będą po sądach ciągać, i to w takiej niemiło pachnącej sprawie, to zaproponował, że się dogadamy No i taki papierek mi wystawili.
- Farciarz z ciebie - westchnął Jakub. - Tylu sławnych ludzi poznałeś... A ja całe życie na wsi siedziałem, I nikogo...
Читать дальше