Анджей Пилипюк - Homo Bimbrownikus

Здесь есть возможность читать онлайн «Анджей Пилипюк - Homo Bimbrownikus» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2015, Издательство: Fabryka Slów, Жанр: Фэнтези, sf_irony, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Homo Bimbrownikus: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Homo Bimbrownikus»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jakub Wędrowycz polską odpowiedzią na Conana Barbarzyńcę. - Andriej Bielanin
Że bimbrownik, degenerat i społeczny pasożyt? A kto ochronił ludzkość przed Golemem i skrzyżowaniem wąglika z chorobą wściekłych krów? Dzięki komu doszło do obrad Okrągłego Stołu? Kto niby w 1948. uratował Świętego Mikołaja przed komunistami? Wędrowycz żywi, poi, ubiera, Wędrowycz nigdy nie umiera. Właśnie rusza na podbój stolicy.

Homo Bimbrownikus — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Homo Bimbrownikus», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- Niechbym już spadł, niech wszystko się skończy - westchnął z rezygnacją.

I nagle go olśniło. Widać każdemu przed śmiercią dane jest te kilka sekund na modlitwę! Przeżegnał się. Czas przyspieszył momentalnie. Radek gruchnął z wysokości może metra, zawył, wokoło zadźwięczało trzaskające szkło. Był nagi, potłuczony, ale żywy! Rozejrzał się. Dziadek, goły jak święty turecki, stał w bramie. Widząc, że chłopak dźwignął sięna nogi, schował jakiś amulet i przywołał go gestem.

Jak to? - pomyślał licealista. Czyżby to on mnie uratował, czarami? Nie, to jakaś bzdura. Chociaż...

Przypomniał sobie mętnie drobne urywki przygód z dzieciństwa. Magia... Szamani z Dębinki robili niesamowite rzeczy.

Coś uderzyło w kamień obok, zorientował się, że ktoś strzelił z okna. Puścił się kłusem, cudem unikając następnych kul. Wpadł w bramę.

- Brawo, ładny skok - pochwalił stary. - Chodź ze mną, jeśli chcesz żyć!

Wybiegli na ulicę. Dziadek poruszał się dość wolno, kulał, ale skoro miał uszkodzoną nogę... Przed bramą, oparte o mercedesa, stały dwa typki w dresach. Nasłuchiwały zaniepokojone kanonady.

Na widok dwu golasów, starego imłodego, wytrzeszczyły oczy.

- Wyskakiwać z ciuchów, kluczyki też dajcie - zażądał staruszek. - Ino bystro, nie mamy czasu.

- Ty... - Wyższy dresiarz ze świstem nabrał powietrza.

Stary bez słowa złapał kościaną rękojeść swojego noża. Jego wnuk na wszelki wypadek od razu zamknął oczy. Szkoda, że nie pomyślał o zatkaniu uszu.

Kilka minut później pędzili przez uśpione miasto, kierując się gdzieś na północny zachód. Radek prowadził niezbyt pewnie, ale ostatecznie siedział za kółkiem drugi raz w życiu.

- Musiałeś ich tak sponiewierać? - zapytał.

- Przecież po dobroci oddać nie chcieli? - zdziwił się dziadek. - Następnym razem będą wiedzieli, żeby się nie stawiać, jak szaman czegoś potrzebuje!

Odblaskowe paski na rękawach zdobycznych dresików zalśniły w świetle latarni.

- Właśnie spuściłeś łomot dwóm kolesiom z mafii, a potem zaiwaniliśmy im samochód – jęknął chłopak. - Jak nas dorwą, to najpierw przez tydzień potorturują, a dopiero potem, jak już się znudzą, wrzucą do dołów z wapnem!

- Co ty, głupi? Jak niby mają nas dorwać? Przez miesiąc nie wyjdą ze szpitala. Jedziemy do mnie na metę. Trzeba odespać i pogadać na spokojnie.

Jakub nie był w Dębince przez dziesięć lat. Po prawdzie nie bardzo miał po co tam łazić. Skoro kardynał zabronił redukować pogłowie małpowatych, nie było interesu, by dreptać taki kawał. Rzecz jasna, słyszał od czasu do czasu nowiny. A to że wiochę zaczęto wreszcie umieszczać na mapach i dochodzi do niej pekaes, a to żeposzerzono groblę, a to że zbudowano szkołę. Chwilę nadziei przeżył, gdy ktoś ubił i zżarł urzędnika od krus, niestety, okazało się, że to nie kolesie z Dębinki, ale zwykły wilkołak.

Wędrowycz i Semen leźli po nowym, nierównym chodniku. Jakub patrzył wokoło i co chwila spluwał. Z dawnego siermiężnego uroku osady nie pozostało zgoła nic. Teraz w miejscu chałup stały murowane klocki, z okien wyrastały anteny satelitarne, a po obejściach ganiała smarkateria w dresikach. Kościół parafialny odnowiono. Tam, gdzie kiedyś próbował osiedlić się dziedzic, stał sklep monopolowy ozdobiony reklamą piwa.

- Kuźwa - zaklął. - Była wiocha ludożerców, atrakcja turystyczna pierwsza klasa, a teraz zrobili z tego zwykłą prowincjonalną dziurę...

A czego ci tu brak? - zapytał Semen.

- Tego, no, jak to nazywają, kolorytu lokalnego i tkanki zabytkowej w zabudowie – wyjaśnił Jakub.

- Nie mamy prawa narzekać, w końcu to po części nasza zasługa - westchnął kozak. Pierwotniaki zrywały jabłka, sprzątały przed zimą, niektórzy, korzystając z jesiennego słoneczka, wylegli do ogródków. Wyglądali jak ludzie. No, prawie. Operacje plastyczne też nie zawsze się udają.

- Mogliby chociaż kamieniem albo zdechłym kotem rzucić jak za dawnych czasów – chlipnął Wędrowycz. - Co za upadek starych, dobrych, morderczych obyczajów!

Mijający go tubylec uprzejmie uchylił maciejówki.

- Przestałeś do nich strzelać, to i przyjacielsko się zachowują – wyjaśnił Semen.

- Mam w dupie ich przyjaźń. Ja jestem Wędrowycz. Ten straszliwy, krwiożerczy Wędrowycz, którym ich matki w kołyskach straszyły! - wybuchnął egzorcysta. - Ich odwieczny kat, prześladowca i ten, no, inseminator.

- Raczej eksterminator - skorygował kozak, uśmiechając się pod wąsem.

- Nieważne. Zwał, jak zwał. Ja ich...

- Było, minęło - uciął Semen. - Nie powiem, że teraz jest lepiej, ładniej czy choćby ciekawiej.

Ale nie zawrócisz rzeki batem. Widać chcieli się ucywilizować i skorzystali z okazji. Jak człowiek chce się zmienić na lepsze, to nie wybijesz mu tego z głowy, choćbyś na uszach stanął.

- Ech...

- To chyba tutaj. - Semen spojrzał na wyciągnięty z kieszeni list.

Stali przed ładnym i estetycznym budyneczkiem, wzniesionym z jasnych, równiutkich bloczków Ytong.

- Kurde, cywilizacja! - Kozak z szacunkiem pogładził ścianę.

Wędrowycz w odpowiedzi skrzywił się z niesmakiem, wspominając niegdysiejsze ekologiczne domy z dwusetletnich i czterechsetletnich bali. Niby korniki były... I co z tego? Kornik też żyć chce!

Skrzypnęły drzwi prowadzące na ganek. Sołtys wyszedł im na spotkanie. Wędrowycz dobrze znał tego pokurcza. Poznał od razu, nawet garnitur niewiele małpoludowi pomógł.

- Tomasz Orangutan - zidentyfikował dawnego wroga i splunął.

Jego ręka odruchowo sięgnęła w stronę kieszeni, w której przyjemnie ciążył granat.

- Po nawróceniu zmieniliśmy sobie nazwisko na Orangut - wyjaśnił sołtys z godnością. - Pozwoliłem sobie niepokoić panów...

- Ja tam wcale nie czuję się zaniepokojony. - Jakub wyjął „cytrynkę" i podsunął mu pod nos. - Bo co do was...

- ...ale może wejdźmy do środka.

Po chwili zasiedli w przytulnym gabinecie.

- Ale się odchamili. - Kozak z podziwem oglądał boazerię i panele na podłodze.

- Mamy problem - powiedział sołtys.

- Macie problem, ile razy spojrzycie do lustra - zarechotał wesoło Jakub.

Administrator wsi musiał mieć naprawdę ważny interes, bo taktownie przemilczał jego grubiaństwo.

- Chodzi mianowicie o mojego syna. Zapewne nie wie pan, że chłopak ukończył z wyróżnieniem gimnazjum w Wojsławicach i dostał się dorenomowanego liceum w Warszawie.

- Yyy...? - Jakub faktycznie niewąsko się zdziwił. Do tej pory sądził, że cywilizacja musnęła ich tylko po wierzchu. A tu proszę, nie dość, że się wyuczyli czytać i pisać, to jeszcze trochę, a w profesory pójdą!

- W każdym razie pojechał przedwczoraj do stolicy i nie tylko nie dał znaku życia, ale i wsiąkł bez śladu - zakończył sołtys.

- To się zdarza. - Egzorcysta wzruszył ramionami. - Młody, zielono we łbie, pociągnął pewnie za samicą. Znajdzie się.

- Spróbowałem dowiedzieć się czegoś od naszych.

- Od waszych? - podchwycił Semen. - Masz na myśli tych, których nazywaliście kiedyś renegatami, tych, którzy mieli dość zabawy w epokę kamienia łupanego i dawno temu zwiali z Dębinki?

- Tak. Od kiedy i my jesteśmy cywilizowani, nawiązaliśmy kontakty... No, prawie przyjacielskie.

Ale co będę gadał - wkurzył się sołtys. - Wszystkich naszych żyjących w Warszawie też wcięło.

Telefony milczą.

- To może oznaczać tylko jedno - mruknął Jakub. - Wczoraj z zachodu poczułem fluktuacje mocy...

- Tak. Odradza się dawna potęga. Yodde powrócił. Co gorsza, nie sam. Wedle naszego kalendarza minął okres wilka. Weszliśmy w epokę niedźwiedzia.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Homo Bimbrownikus»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Homo Bimbrownikus» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Анджей Пилипюк - 2586 кроків
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
libcat.ru: книга без обложки
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Костлявая
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Trucizna
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Wieszać każdy może
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Wilcze leże
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Wampir z MO
Анджей Пилипюк
Анджей Пилипюк - Wampir z M-3
Анджей Пилипюк
Отзывы о книге «Homo Bimbrownikus»

Обсуждение, отзывы о книге «Homo Bimbrownikus» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x