- Się wie.
Skoczył do służbówki po buteleczkę wody święconej. Odlał trochę do menzurki, przygotował strzykawkę i igłę. Naciągnął najpierw wody, potem cieczy z małej buteleczki. Pacjent leżał, pojękując cicho.
- Czy to szybko zadziała? – zapytał gość.
- Skutek będzie niemal natychmiastowy... - zapewnił go praktykant.
Zastrzyknął leżącemu kilka centymetrów cieczy. Faun westchnął jakoś tak głęboko i zamknął oczy. Weterynarz przyłożył stetoskop do jego piersi.
- I gotowe. - Uśmiechnął się do Skorlińskiego. - Napijemy się?
- Co gotowe? - Biznesmen wytrzeszczył oczy.
- No, kipnął. Może pan zabrać ciało.
- Ciało!? - Zbladł. - Człowieku, coś ty zrobił!?
- Jak to co zrobiłem? - obraził się weterynarz. - To, co trzeba. Zobaczyłem diabła z ochwatem, to uśpiłem i tyle...
Jakub popatrzył na Semena. Semen popatrzył na Jakuba. A potem, widząc zbaraniałą minę biznesmena, ryknęli serdecznym śmiechem.
Homo bimbrownikus
Dębinka Dworska wcale nie tak dawno temu
Jesienny wiatr targał liście na drzewach, podrywał lessowy pył ze ścieżek, rozwiewał sierść na grzbiecie zastrzelonego mamuta. Sunące po niebie chmury przeglądały się w potłuczonych szybach. Kawałki glinianych garnków chrzęściły pod nogami. Siedemdziesięciu sześciu mieszkańców Dębinki klęczało w trzech długich kolejkach. Klerycy z kałachami pilnowali porządku. Inkwizytorzy uwijali się jak w ukropie. Polewali zawszone kudłate łby wodą święconą, podwędzali krępe cielska kadzidłem. Łacińskie formuły egzorcyzmów niosły się echem po całej okolicy.
Zbudowanych na skraju osady stosów tym razem nie było potrzeby wykorzystywać. Żaden przedstawiciel Homo sapiens fossilis nie upierał się przy zachowaniu religii przodków. Za ołtarzem polowym ustawiono stolik oraz krzesło. Przedstawiciel Urzędu Stanu Cywilnego zerkał przerażony na boki i szczypiąc się co chwila w ramię, wciągał wszystkich „oczyszczonych" do ewidencji. Równie zdumiony fotograf z Chełma robił zdjęcia do dowodów i legitymacji szkolnych.
Jakub Wędrowycz zabezpieczył pepeszkę, a następnie przewiesił ją sobie przez ramię. Kardynał poprawił czerwony kapelusz i poklepał egzorcystę przyjacielsko po ramieniu.
- Dzenkhujemy ża pomocz, herr Wentrofitz - powiedział.
- Drobiazg - mruknął Jakub. - Cała przyjemność po mojej stronie. Sami też byście sobie z małpiszonami poradzili.
- Tho jusz theraz będą człowieki, Polaki i katholiki. Fszystkie bendą podatki płaczicz, do phracy i szkhoły chodzie. Szmy tutaj dzisz i religie, i cywilizacje zaprhowadzyli. Jusz nie czeba do nich szczelać.
- To mają być ludzie? Niby ubrania noszą, ale małpolud nawet w garniturze nadal nie będzie człowiekiem. Nawet z gęby niepodobni. Ogolony szympans lepiej wygląda - wtrącił Semen po włosku.
- Sze wy ne martfcie. My im szystkim operacje plasthyczne zapłacim. A naszi gehnetycy cosz wymyszlą, coby dziecka od małego do człowiekóf upodobnicz. Dziś szem szkonczyła epoka wzajemnej pszemocy. To theraz waszi bracia.
- Nasi bracia? Postaram się zapamiętać. - W oczach Jakuba błysnęło coś niedobrego.
Rozejrzał się po wsi. Jeśli Watykan faktycznie da neofitom obiecane dotacje, to wszystko ulegnie zmianie. Znikną kurne chaty i ziemianki. Krzywe płotki plecione z chrustu zastąpione zostaną prostymi, ze sztachet. Kto wie, może za rok dotrze tu asfalt, a nawet elektryczność. Jakub, choć nie był specjalnie przywiązany do tradycji, poczuł pewien żal.
Przy drodze leżało raptem kilkanaście trupów. Dwie chałupy rozerwane eksplozjami granatów i podpalone jeszcze dymiły. Lekarz opatrywał rannych w starciu kleryków. Żadnych barykad, żadnych bunkrów. Praludzie dali się wziąć kompletnie z zaskoczenia... I Wędrowycz, i wysłannicy inkwizycji spodziewali się bardziej zażartego oporu. Zwycięstwo odniesione zbyt łatwo jakoś nikogo nie cieszyło.
Jak barany na rzeź, pomyślał melancholijnie, patrząc na kolejki czekających potulnie do egzorcyzmów, chrztu i spowiedzi.
- Ostatnie gniazdo prawdziwego pogaństwa w Europie zostało wypalone siarką i żelazem - zauważył na głos.
- Z tysiącletnim poślizgiem, ale lepiej późno niż wcale - dodał Semen. - Tylko czy to coś da? Przecież już kilka razy próbowano... - Spojrzał na zapuszczony budynek barokowego kościółka, położony na uboczu osady.
- Thym rasem na pewnho sie uda - zapewnił go szef inkwizycji. - My szem wiele nauczyliszmy.
Egzorcysta zerknął na słońce chylące się ku horyzontowi. Trza iść do domu zacier nastawić. Brudna robota odwalona. Z daleka dobiegł huk eksplozji, a w powietrze wystrzelił gejzer ziemi i kawałków skały. Podziemna świątynia przestała istnieć.
- Jeśli nie jesteśmy tu już potrzebni... - zwrócił się do naczelnego inkwizytora.
- Dzenkujemy. Moszecie iszcz - powiedział kardynał. - Dhowicenia. Szczenszcz Bosze.
- Bóg zapłać. Semen, pora na nas! - zawołał kumpla.
Po chwili szli już przez pola w stronę Starego Majdanu. Nadchodził wczesny jesienny zmrok.
- Co to się porobiło, że Polak z kozakiem muszą pomagać Niemcowi w walce z neandertalczykami - filozofował Semen. - No i szkoda trochę...
- To nie neandertalczycy, tylko inni jacyś. Pal diabli, dla mnie małpa to małpa, nieważne, jak ją naukowcy nazwą, choćby na rzęsach stanęli, człowieka z niej to nie zrobi.
Przechodzili akurat koło „kurhanu chwały". Zatrzymali się, by popatrzeć. Omszałe czaszki żołnierzy Waffen SS patrzyły ponuro spod zetlałych resztek polowych furażerek. Średniowieczne szłomy i kaptury kolcze przerdzewiały, jak skorupa przylegały teraz do żółtych kości rycerzy. Semen kopnął zaśniedziały hełm greckiego hoplity na sam szczyt stosu.
- Małpowaci nie dali się Polakom, Tatarom, Szwedom, carskim, bolszewikom, sanacji, nazistom, komunistom, ani nawet socjaldemokratom - podjął rozważania. - Czterdzieści tysięcy lat tkwili tu jak owad w bursztynie, jak kamyk w bucie, jak sęk w desce, kpiąc z całej tej cywilizacji, kolektywizacji, elektryfikacji, melioracji i industrializacji, a teraz przyszli kościelni i w godzinę nierozwiązywalną sprawę załatwili. Z naszą niewielką pomocą.
- A co niby miałem zrobić? - parsknął egzorcysta. - Gdyby to było polecenie biskupa, to coś bym pościemniał. Ale za ciency jesteśmy, żeby fikać samemu papieżowi. - Wyjął z kieszeni pomięty list, otrzymany tydzień temu z Watykanu. - O, wyraźnie napisał: „Proszę udzielić wszelkiej pomocy naszym wysłannikom".
- No fakt, jak ktoś taaaaki prosi, głupio odmawiać... Ja to jeszcze, prawosławny z chrztu, jakoś bym się wykręcił, ale ty... Masz rację, za ciency jesteśmy. No i mają tam na nas takie teczki, że tkwimy jak robaczki na haczyku.
- A co najgorsze, skoro małpowaci przejdą na jasną stronę mocy, z kim teraz będziemy wyrównywali porachunki? - Jakub omal nie popłakał się z żalu.
- Trza będzie ładnych parę lat poczekać, zanim kolejne pokolenie Bardaków osiągnie wiek właściwy do odstrzału. - Jego przyjaciel pokiwał głową. - Albo i nowego wroga przyjdzie nam na starość szukać.
- Zanudzę się na śmierć na tej emeryturze. Chyba że szybko wymyślę jakieś nowe hobby. Znaczki może zacznę od listów odklejać...
- Albo rób modele statków w pustych butelkach, masz w szopie zapas surowca na lata - podsunął przyjaciel.
- Chociaż... - Jakub przystanął tknięty nagłą myślą.
- No co?
- Ani wśród zastrzelonych, ani wśród złapanych nie było chyba szamana Yodde.
- Gadasz!? - Semen wytrzeszczył oczy. - Sądzisz, że się ulotnił w zamieszaniu? To by znaczyło...
Читать дальше