- To ściśle poufne opracowanie... - wykrztusił. - Tylko do użytku służbowego. Nie wolno wam tego czytać...
- Za późno, już czytałem - zełgał Jakub bez zmrużenia oka. - Coś jak książka telefoniczna, tylko bohaterów mniej.
- Telefoniczna? - nie zrozumiał czort.
- Jak dożyjesz dwudziestego wieku, to się dowiesz. Oddaj cyrograf.
- Nie.
- Sam tego chciałeś. Mości panowie, czyńcie, co należy!
Semen, Niemirycz, Ptaszek i Jersillo najwyraźniej czekali za drzwiami, bo weszli niemal natychmiast.
- Nie chciał oddać? - zafrasował się Chińczyk. - No cóż, jego wybór... Nawet jeśli jest nieśmiertelny, to odpowiednia dawka czystego cierpienia powinna zwichnąć mu umysł...
Zaczął rozkładać na stole wymyślne wschodnie narzędzia do zadawania mąk. Smoluch łypnął na nie okiem. Leciutka aura nie pozostawiała wątpliwości, wszystkie powleczono srebrem i poświęcono. Co najmniej trzykrotnie.
Ryknął, aż z powały posypał się wiekowy tynk, a z ran zadymiło mocniej.
- Cicho, nie drzyj się, bo uszy bolą. - Niemirycz znacząco ujął w dłoń nahajkę moczącą się w cebrzyku ze święconą wodą. - A i gardziołko oszczędzaj, bo ci się zaraz do jęków boleściwych przyda.
Głos uwiązł diabłu w gardle.
- Od czego zaczniemy? - Mulat zatarł łapska.
- Myślę, że przypalimy mu jajca świeczką - zaproponował Semen. - Na komunistów dobrze to działało.
- A jeśli to nie pomoże, naruszymy pięć wewnętrznych czakr organizmu, poczynając od serca... zadysponował Chińczyk.
Jakub skinieniem głowy przypieczętował kolejność prac.
- Jajca. - Jersillo wyciągnął z kieszeni szeroki afrykański nóż i zręcznie rozpłatał jeńcowi spodnie.
A potem wciągnął głośno powietrze.
- Co jest? - zdumiał się Samiłło.
Diabeł nie miał między nogami nic. Kompletnie nic. Nawet włosów rosło tam niewiele.
- Może to jakiś rodzaj kobiety? - stropił się Semen, gasząc niepotrzebną już świecę.
- Tylko jak sika?
- Ty, kto cię wywałaszył? - Niemirycz trącił czorta lufą krócicy. - I po cholerę?
- A coście myśleli - odparł Smoluch z wyższością. - My, diabły, tak mamy.
- Kłamie - ocenił egzorcysta. - Mówił przecież, że ma dzieci. Poza tym jak by panny po wsiach uwodził? A i czarownice na sabacie musi jakoś zaspokajać. Jeżeli mógł sobie dwie stopy wzrostu ot tak dodać, to pewnie i genitalia do środka umie wciągnąć.
- To co, przypalać czy nie? - Chińczyk stropił się wyraźnie.
- Jak wciągnął do wnętrza, to może dziurkę nożykiem zrobimy i poszukamy? - zaproponował
Semen. - A może lepiej pogrzebacz do czerwoności rozpalimy i wetkniemy mu w zadek? Treść jelitowa się zagotuje od żaru, ciśnienie w bandziochu wzrośnie, wtedy w pępek go dechą walniemy i juwenalia powinny wyskoczyć na zewnątrz - błysnął wiedzą biologiczną, nabytą na carskim uniwersytecie.
- No co wy? - obruszył się Mulat. - Szkoda by było, taką ładną dupcię ma.
I oblizał się obleśnie.
- A ten znowu o swoim dziwnym upodobaniu - stwierdził z rezygnacją Niemirycz.
- Dawno okazji nie było - mruknął Jersillo. - A to, pomijając gębę, całkiem ładny chłopaczek. Poklepał pobladłego nagle diabła po policzku. - A i czarny, jak lubię. Rodzinna wioska mi się zaraz przypomina. Potorturować jeszcze zdążymy. To nie ucieknie.
- Zaraz, zaraz. - Jakub powstrzymał go gestem. - Najpierw praca, potem przyjemności! Niech który skoczy na górę po lejek i dajcie ten cebrzyk święconej wody. Sprawdzimy zaraz, jaką ma pojemność żołądka.
Nie minęły trzy pacierze, gdy Samiłło wparował do sypialni stryja. W dłoni ściskał dwa dokumenty.
- I jak? - wycharczał stary.
- Załatwione. Cyrograf oddał i jeszcze dołożył papier, że poprzysięga żadnej zemsty na nas nie czynić...
- Jakim cudem ci to dał? - Stary aż usiadł z wrażenia.
- Pókiśmy go wodą święconą przez lejek poili, jakoś się trzymał. Ale gdy Jersillo gruchę do lewatywy przyniósł, kompletnie się rozkleił. Tak więc, stryjciu ukochany - Samuel przykląkł koło łoża starego - oto cyrograf na twą duszę, który diabłu z życia narażeniem wydarłem.
Stary wziął pergamin w dłonie i sprawdziwszy autentyczność pieczęci oraz podpisów, uśmiechnął się szeroko.
- Dobra robota - pochwalił.
Wstał z łoża i cisnąwszy dokument do pieca, zaczął się ubierać w karmazynowy żupan.
- Stryjciu, do trumny się przebierasz czy co? - W duszy warchoła zagnieździł się czerw straszliwego przeczucia.
- Do jakiej trumny, matole? Do knajpy idziemy zwycięstwo oblać. A potem do lupanaru, bo już kurwy z tęsknoty za mną pewnie do cna uschły.
- Ale umrzeć dziś wieczorem miałeś, no i spadek... - jęknął jego bratanek.
Stryj wybuchnął śmiechem.
- Udawałem chorego i mszę pogrzebową zamówiłem, byle tylko Smolucha w pułapkę złapać - parsknął. - A o spadku na razie nie myśl, zamierzam sto lat pociągnąć.
- Zabiję cię, ty stary oszuście! - Samuel wyrwał zza pasa nabitą krócicę.
- No to strzelaj, łachmyto, byle celnie. Ale jakby co, pamiętaj, że wszystko zakonowi bernardynów zapisałem. Znam cię, oczajduszo, jak zły szeląg. No, ale jeśli będziesz się dobrze sprawował, za lat kilkanaście faktycznie mogę ci coś tam w testamencie zostawić.
A potem znowu parsknął śmiechem.
- A gadali, że taki sprytny jesteś. I co? Jak dzieciaka cię w konia zrobiłem. No, nie zwieszaj tak nosa na kwintę - powiedział. - Sto dukatów za tę przysługę dostaniesz. A zamtuzy na ciebie choćby jutro przepiszę, mnichom one niepotrzebne. Weź swych kompanów i chodź na butelkę przedniego węgrzyna. Trzeba opić to zwycięstwo.
Impreza w knajpie dogasła dopiero nad ranem. Stryj usnął pod stołem, Jersillo i Ptaszek zalegli na ławach. Jakub i Semen w ogóle znikli. Ot, w pewnej chwili wyciągnęli skądś zwierciadełko i popatrzywszy weń, rozwiali się w powietrzu niczym duchy Tylko Samuel trzymał się jeszcze na nogach.
- No to pamiętaj - klarował ślepemu bandurzyście. - Jak już pieśń o moim zwycięstwie nad diabłem układał będziesz, to o tych dwu cudakach nie wspominaj nawet.
- To trudne rymy, mogą się nie zgadzać, jak ich pominę...
- Myślę, że to pomoże twojej wenie. - Samiłło wcisnął mu w dłoń jeszcze jednego dukata.
Ochwat
Jakub Wędrowycz i Semen Korczaszko siedzieli w barze. Egzorcysta z każdym łykiem coraz wyraźniej czuł, że jego organizm osiąga oto inne stadium ewolucji. Nie był wprawdzie pewny, czy kieruje się w stronę regresu, czy wręcz przeciwnie, ale nie obchodziło go to jakoś szczególnie. Nagły powiew wiatru zachwiał pianą smętnie zwisającą z krawędzi kufla. Ktoś wszedł do pomieszczenia.
- O ty w mordę! - wymamrotał, widząc dziwnego kolesia w długim płaszczu i kapeluszu z szerokim rondem. - Obcy w naszej knajpie!
Zagadkowy gość podszedł do jego stolika i klapnął na wolne krzesło. Jakub uniósł jedną brew. Nie wiedział, czy podziwiać odwagę przybysza, czy też raczej wyśmiać jego głupotę.
- No to co sobie zamówimy? - zagadnął nieznajomy.
- Dużo - odburknął Jakub.
- Trzy perły. - Obcy machnął ręką na barmana. - Tylko w litrowych kuflach tym razem.
Ajent wzruszył ramionami i wypełnił polecenie.
- Znam cię - mruknął Semen. - Jesteś tu na praktykach u weteryniorza.
- Mam na imię Oskar, ale możecie mi mówić Ori. Zdrówko! - obcy wzniósł toast.
Wychylili po kilka łyków. Teraz nieoczekiwany kompan wydał się Jakubowi zupełnie w porządku. A że nie swojak? No cóż... Ostatecznie nie każdemu Bozia pozwoliła urodzić się w Wojsławicach. W każdym razie ze sflekowaniem można poczekać do innej okazji.
Читать дальше